piątek, 3 sierpnia 2012

Pierwsza randka (HikaruxKazuma)

Bry kochani :*
Dzisiaj najdłuższa notka w historii bloga, więc zostawicie jakiś ślad, ne? >D
Notka wstawiana na szybko, bo u kolegi, więc pewnie ma mnóstwo błędów. Wybaczycie, ne? :3
Postaci wymyślone :)
~~~

Co jest ze mną nie tak? Dlaczego zawsze kocham osoby, które nigdy nie odwzajemnią mojego uczucia?! I z tego wszystkiego najśmieszniejsze jest to, że ja doskonale o tym wiem! Zamiast wybierać ludzi, którzy mogliby mnie pokochać, dzielić ze mną życie, jadać ze mną posiłki, to ja zawsze wybieram te, które mają mnie w czterech literach.
No może niedosłownie... Bo wiem, że Kazuma nie ma mnie do końca tam gdzie plecy się kończą, ale mimo wszystko nie chce mnie tak jak ja jego chcę. Bo chcę żeby mnie pokochał. Zaczął się o mnie martwić. Ale nie... On jest oschły w obejściu ze mną. Ze swoim najlepszym przyjacielem. Tak naprawdę to jedyne co mi pozostaje, to patrzeć jak podrywa sobie nowych chłopaków na jedną noc, pobawi się, pobawi, a później ich zostawia. Nie szanuje swoich kochanków. I nie szanuje mnie. Czasami mam ochotę nim potrząsnąć, nawrzeszczeć, napluć mu w twarz, żeby przynajmniej zobaczyć jakieś inne emocje na jego twarzy zamiast tylko ironii. Mam wrażenie, że jego oczy są puste, a w środku serce służy jedynie do pompowania krwi. Tak wiem, bywałem na biologii, taka jest prawda, serce rzeczywiście do tego służy. Ale przecież zawsze mówi się o sercu i miłości jednocześnie.
Dzwonek telefonu wyrywa mnie z zamyślenia.
Kazuma~
-Moshi-moshi
~Hikaru-kun, jesteś mi potrzebny!
-Co się dzieje?
~Mógłbyś przyjechać po mnie do tego baru za rogiem?
-Za pół godziny pasuje?
~Tak. To czekam na cieb... - pip, pip, pip.
No tak, Hikaru jesteś potrzebny. Dlaczego nie mam ochoty mu pomóc? Nie mam ochoty go w ogóle widzieć, ale cóż, życie.
Ubieram się szybko i wskakuję do samochód.
Nienawidzę tłumu... Rozglądam się dookoła. Jest! Siedzi koło baru. Podchodzę szybko.
-Co jest?
-O! Hikaru, jesteś już!
-Hai. Co chciałeś?
-Byłem ciekawy czy przyjdziesz... - przecież on nie wie, prawda? Prawda?!
-O co ci chodzi?
-Mi? O nic takiego. Chodź, siadaj, napijesz się ze mną. - jest jakiś dziwny. Chyba coś się stało.
-Ale jestem samochodem. - patrzy na mnie wzrokiem, w którym jest jakieś nieznane mi uczucie.
-Napij się, najwyżej zostawisz tutaj samochód, przecież wiesz, że w tej dzielnicy nie kradną. - no tak, ma rację, zamawiam szkocką.
Po czwartym drinku nagle się do mnie odwraca.
-Chodźmy już stąd.
-Ale...
-Chodź. - ten jego ton nieznoszący sprzeciwu... Aż mam ochotę zamruczeć. Nic nie poradzę, że uwielbiam kiedy jest taki władczy w obejściu ze mną.
Prowadzi mnie do parku i siada pod drzewem naprzeciw fontanny. Siedzimy w ciszy, aż w końcu nagle zaczyna mówić.
-Pamiętasz jak się poznaliśmy? - zerka na mnie wyczekująco. Kiwam głową, nie chcę burzyć mu nastroju na wspomnienia, a poza tym znam tylko "swoją" wersję, z jego punktu widzenia nigdy nie słyszałem tej historii.
-Któregoś dnia podeszła do mnie moja mama i powiedziała, że będziemy mieli nowych sąsiadów. Ucieszyłem się, chociaż nie dawałem tego po sobie poznać. Ludzie z mojego otoczenia mnie nudzili. Wszyscy nadęci, uważający się za najlepszych. Myślący, że jak mają kasę to mogą wszystko. Ja taki nie byłem i miałem nadzieję, że "Nowy" też taki nie będzie, że w końcu będę miał z kim rozmawiać. Cały czas wyczekiwałem waszego przyjazdu... Ehh... Aż w końcu niesamowicie słonecznego dnia przyjechał czerwony samochód pod dom, w którym "Nowi" mieli zamieszkać. Nie zapomnę mojej radości. Stałem tak w oknie i wręcz skakałem ze szczęścia. Moja mama się tylko ze mnie śmiała. Najpierw wysiadła z niego kobieta o kręconych rudych włosach, a później Ty... W ogóle nie wyglądałeś na 11 lat, wiesz? Byłeś jak mały uroczy brzdąc... Miałem ochotę tam pobiec i krzyczeć wokół, że  to ja będę się Tobą opiekował. - delikatny uśmiech ozdobił jego wargi - Ty też nie mogłeś ustać, ani iść grzecznie zwiedzić domu. Pobiegłeś do drzwi jak strzała oglądając się na swoją mamę i śmiejąc tak głośno, że ja w domu po drugiej stronie ulicy przy uchylonym oknie cię słyszałem. Wtedy zrozumiałem, że nie możesz być kimś kto stawia pieniądze ponad wszystko i kocha tylko je. Później już cię nie widziałem, pewnie biegałeś po domu i ogrodzie... Nie mogłem wysiedzieć w domu, miałem ochotę pobiec tam zapukać i się przywitać, ale mama powiedziała, że pójdziemy dopiero wieczorem, bo zapewne potrzebujecie czasu do zaaklimatyzowania się w nowym miejscu. Gdy nadszedł wieczór zacząłem się denerwować, "a co będzie jeśli mnie nie polubi?". Chciałem mieć cię przynajmniej za kolegę, bo Twój uśmiech był tak szczery i szczęśliwy, że gdy się na niego patrzyłem czułem, że ja także jestem szczęśliwy. A później się poznaliśmy... Resztę znamy obydwaj. - spojrzał się na mnie i obdarzył mnie takim uśmiechem, iż myślałem, że dostanę palpitacji serca. Poczułem jak szczypią mnie poliki. Zrozumiałem. Potrzebował mnie i nadal potrzebuje. Ta opowieść jest jak przeprosiny. - Moja mama nauczyła mnie kilku rzeczy, wiesz jakich?
-Nie mam pojęcia.
-Pieniądze to nie wszystko, chociaż powinno się je jako tako szanować, bo lepiej jak są niż ich nie ma. Wiesz, że wychowała się w biedzie. Miłość i przyjaźń... Właśnie to powinno być najważniejsze w życiu ludzi.
Cisza, która zapadła po tym stwierdzeniu aż dzwoniła w uszach. Nie sądziłem, że tak przeżywał mój przyjazd. A i owszem, poczułem się mile połechtany, ale przecież nie wiedział, że to będę ja. Chciał w końcu osobę, która by go zrozumiała i akurat ja nią byłem. Kazuma jest moją pokrewną duszą, mam nadzieję, że ja jego też. "Miłość i przyjaźń najważniejsze dla ludzi..." To nawet zabawne, że nie zdajesz sobie sprawy, że jesteś dla mnie właśnie TAK wyjątkowy. Miłość... Zabawne, obdarzyć miłością przyjaciela.
-Chodź idziemy. - patrzę na niego nieprzytomnym wzorkiem, żeby zaraz podać mu rękę, aby mnie podniósł. Odprowadził mnie pod drzwi apartamentu.
-Daj kluczyki od samochodu, jutro Ci go przyprowadzę. - daję mu je bez słowa. Chciałem go zaprosić, ale chyba ma inne plany.
W mieszkaniu od razu kładę się do łóżka.
~Dawno nie przeprowadzałem z nim tak szczerej rozmowy. Mam nadzieję, że teraz będzie trochę lepiej... Że znowu zacznie się do mnie odzywać normalnie, a nie rozkazywać jak psu. Chyba dotarło do niego to, że mnie będzie miał dłużej niż swoich "chłopaków". Przez chwilę myślałem, że wyjedzie do mnie z tekstem "zostań świadkiem na moim ślubie", ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca.
Nie mam siły już o tym wszystkim myśleć. Idę spać.
Rano budzi mnie walenie w drzwi.
Wstaję zaspany i doczłapuję się do nich z zamiarem zabicia człowieka, który przerwał mi SEN! SEN! Mój piękny sen o moim zajebiście przystojnym przyjacielu, który zabrał mnie na kolację, wyznał miłość i właśnie wchodziliśmy do sypialni!!!
-DO JASNEJ CHOLERY! PO KIEGO CHUJA MNIE BUDZISZ?! JA CHCĘ SPAĆ! - moje usta zostają nagle zatkane przez rękę mojego przyjaciela.
-Tak jak myślałem. Dlaczego zawsze jak się ciebie obudzi to wrzeszczysz jak popapraniec? - kończy pytanie znajdując się już w kuchni.
-Oddaję kluczyki. - mówiąc to rzuca je na blat kuchenny.
-No super! Żeby oddać mi kluczyki musiałeś mnie budzić? Nie mogłeś mi ich oddać kiedy indziej?
-Nie. Lubię Cię drażnić. - znowu się uśmiecha. Szczerze. Nagle cała złość ze mnie wyparowuje. Nie myśląc długo nad tym co robię siadam mu na kolanach i się do niego przytulam.
-Dobrze, że wróciłeś.
-Hm? To znaczy?
-To znaczy, że znowu się do mnie uśmiechasz. - odsuwam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy i delikatnie, samymi kącikami warg uśmiechnąć się.
Widzę jak jego wzrok zjeżdża na moje usta. On chyba nie chce? Po sekundzie czuję subtelnie pocałunki.
Marzyłem o tym od tak dawna, że moje wargi same się uchylają dając mu dostęp do środka jamy ustnej. Jego język zaczyna poznawać moje zęby, podniebienie i mój narząd smaku. Przez chwilę walczymy o dominację, ale to chyba oczywiste, że przegrywam. Odrywamy się od siebie, gdy zaczyna nam brakować powietrza. Łączy nas cienka ścieżka śliny, która kończy swoje życie na mojej brodzie.
-Wow, co to było? - pytam patrząc się na niego nieprzytomnym wzrokiem. Nie dość, że dopiero co wstałem to jeszcze ON mnie pocałował. Normalnie nienormalnie!
-To drogie dziecko był pocałunek. Kluczki są na blacie, ja spadam do pracy. Idź się jeszcze prześpij śpiochu. - na pożegnanie jeszcze raz dotyka moich ust swoimi wargami i już słyszę trzaśnięcie drzwiami.
TO NIEMOŻLIWE! On mnie pocałował! Pocałował mnie! I to nie raz! Idę na trzęsących się nogach do sypialni, a tam walę się na łóżko jak World Trade Center i rozpamiętuję pocałunki.
Budzi mnie wrażenie, że ktoś się na mnie bezczelnie gapi. W sumie to nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
Uchylam jedno oko, a jakieś dwa metry dalej widzę Kazume, który właśnie patrzy się na moje uda. O nie! Tak to nie będzie! On się patrzy a ja nie mogę. Siadam na łóżku przecierając oczy.
-Co tu robisz?
-Przyszedłem i właśnie się na ciebie patrzę.
-Jak wszedłeś?
-Drzwiami.
-Przecież same się zamykają na zatrzask.
-Mam klucz.
-Niby skąd?
-Dorobiłem sobie kiedyś.
-Bez mojej zgody?
-Właśnie tak.
-Powiedziałbym, że jesteś bezczelny i oczywiście miałbym rację, ale tego nie powiem. A teraz wybacz, ale idę pod prysznic. - zostawiam go samego w mojej sypialni żeby wrócić po 20 minutach już ubrany i uczesany.
-Po co się ubierałeś jak już 22?
-22? Nawet nie spojrzałem na zegarek. - rzeczywiście 22... Kiedy ten czas minął? A, no tak. Spałem. - No to może mi powiesz co chciałeś o 22?
-Przyszedłem pogadać.
-O?
-O nas.
-Jakich "nas"? Przecież nie ma żadnych nas, a w przyjaźni od wczoraj jest chyba dobrze, ne?
-A Ty jak zwykle nic nie rozumiesz.
-Mógłbyś mnie nie obrażać? Jesteś w MOIM mieszkaniu, w MOJEJ sypialni, komunikujesz mi, że musimy pogadać o nas, jest dwudziesta druga i jeszcze masz czelność mówić mi, że nic nie rozumiem! Spotkamy się jutro i omówimy "nas" - ostatni wyraz mówię z ironią i z powrotem rozbieram się do bokserek żeby wskoczyć do łóżka.
A on nadal stoi tak jak stał i się na mnie patrzy.
-Myślałem, że wyraziłem się jasno? Jakiś problem? Czegoś nie zrozumiałeś?
-Do cholery jasnej nie zachowuj się tak! Doskonale wiem, że Cię raniłem, ale mógłbyś mnie nie wypieprzać od razu za drzwi?! Znam swoje błędy, ale przeszłości nie cofnę! Więc czy do jasnej cholery mógłbyś mnie wysłuchać?! Ten jeden jedyny raz, a później rób se co chcesz! - patrzę na niego oniemiały. Od kiedy on na mnie krzyczy?
-Mów. - kapituluję w końcu. Siada w nogach mojego łóżka.
-Zakochałem się. - no kurwa super, dzięki. Właśnie zjebał mi humor tak bardzo jak jeszcze nigdy nikt. Śmieję się gorzko.
-A co to ma wspólnego ze mną? Mam siedzieć z Tobą i wysłuchiwać jak bardzo źle ci z tym jest? Daj mi numer do niego, zadzwonię i udzielę dobrej rady pod tytułem "spierdalaj od niego jak najdalej". - tak, wiem że jestem dla niego niemiły, ale nie dość, że mnie obudził to jeszcze dorobił sobie klucze do mojego mieszkania bez pozwolenia! No i do tego się zakochał... Nie chcę dla niego źle, ale... No sami wiecie. Ja go kocham! I jak mam niby słuchać tego wszystkiego?! Źle mi z tym po prostu.
-Od kiedy jesteś taki ironiczny?
-Uczę się od najlepszych. - patrzę na niego wymownie.
-Jeżeli tak masz ze mną rozmawiać to chyba przejdę do konkretów.
Nachyla się nade mną i całuje zaborczo, a że robi to niespodziewanie tracę równowagę i upadam plecami na łóżko. Nie ma to jak siedzieć sobie spokojnie, a zaraz potem być zaatakowanym przez usta przyjaciela. Przyjaciela. Właśnie "przyjaciela". Odpycham go od siebie i drę się na cały regulator.
-Do jasnej cholery, Kazuma! Przestań! To nie jest zabawne! Wolę cię już wysłuchać, a nie... - zabrakło mi słowa. Nieważne zresztą, najważniejsze w tym momencie, że się ode mnie odsunął.
-Wybacz, Hikaru za ten nagły "atak". - krzywi wargi. - Ale ja już dłużej tak nie mogę.
-Jak? - a temu znowu o co chodzi?
-Pamiętasz jak na mojej szesnastce, gdy wszyscy poszli, zaczęliśmy grać w butelkę? Odkrywałeś wtedy swoją orientację. Pamiętam jaki byłeś speszony mówiąc, że nie podoba ci się żadna z dziewczyn, ale chłopak od nas ze szkoły. Byliśmy wtedy tylko my dwaj. Zadanie jakie później dostałeś to był pocałunek, pamiętasz? - kiwam głową czerwony jak cegła. To był mój pierwszy pocałunek. - Pocałowałeś mnie. I właśnie wtedy wykiełkowało nieznane mi dotąd uczucie w moim sercu.
-Ch-chcesz powiedzieć, że... Że mnie kochasz?
-Tak. Właśnie to chcę powiedzieć. - gapię się z szeroko otwartymi ustami na mojego dotychczasowego przyjaciela.
-Widzę, że jesteś w szoku. Nie chcę na ciebie naciskać dlatego jak już dojdziesz do swoich uczuć i przemyślisz co chcesz mi powiedzieć, albo co zrobić... Na przykład dać w pysk, to wiesz gdzie mnie szukać. Albo po prostu zadzwoń. - wstaję z łóżka i kieruje się do drzwi. Kiedy już prawie się za nim zamykają, wkłada jeszcze między nie głowę i mówi - Kocham cię Hikaru-kun.
I tyle go widziałem.
Kocha...
Kocha?
Jak to kurwa kocha?!
Co to kurwa jest?! Opera mydlana?! Ja go kocham, on mnie kocha i nie jesteśmy razem.
Ja cię pierdziele. Podchodzę do lustra z taką miną z jaką mnie zostawił, bo chcę zobaczyć jak bardzo kretyńsko wyglądałem kiedy mi to wszystko mówił. Kiedy widzę swoje odbicie nie wyrabiam i zanoszę się głośnym śmiechem. Włosy z powrotem rozczochrane - nigdy nie mogłem ich ułożyć na dłużej niż pół godziny, policzki czerwone, zęby można wszystkie policzyć - takie ładne "O" zrobiłem, oczy nie lepsze - jakby miały zaraz wypaść. Normalnie kretyn! I znowu chichot wyrywa się z moich ust. Po 15 minutach się uspokajam. Wolę żeby sąsiedzi nie uznali mnie za jebniętego, bo czasami się przydają. Kładę się znowu do łóżka - tak, wiem jestem śpiochem, ale nic nie poradzę - to wszystko przez skumulowanie wydarzeń. Zasypiam z uśmiechem na ustach, a w głowie mi się kołacze "opera mydlana".
Kiedy na powrót otwieram swoje zielone oczy wiem, że złożę mojemu "przyjacielowi" wizytę. To aż dziwne, że nic mi się nie śniło, ale sny to podobno nasze marzenia, pragnienia. A moje najważniejsze wczoraj się spełniło. Po zrobieniu porannej toalety wychodzę zamykając po cichu drzwi. W końcu jest dopiero 5:30. Idę do Kazumy do domu, klucze mam. Sam mi je kiedyś dał. W tym momencie bardzo dużo jego zachowań mi się układa. Jego głodny wzrok na moich pośladkach, długie powłóczyste spojrzenia spod rzęs, to jak zawsze pomaga mi gdy jestem chory, jego czułość, gdy rzucał mnie jakiś chłopak... Dużo tego jeszcze jest, a mi się nie chcę wymieniać. Muszę znaleźć się u niego. Już. Teraz. W tym momencie. Chcę go przynajmniej zobaczyć! No i wyznać uczucia... Ale! Najpierw pogram niedostępnego. To będzie taka zemsta za to, że musiałem patrzyć jak zmienia sobie co chwila chłopaków.
Otwieram drzwi powoli kręcąc kluczem żeby zamek nie skrzypnął, a później wchodzę do jego sypialni. Siadam jak kot na jego łóżku i zaczynam się na niego gapić. Dłuższe srebrne włosy rozrzucone po poduszce, nos bez żadnej "górki", duże pełne usta, delikatnie wystające kości policzkowe, dwudniowy zarost i niebieskie oczy, które się właśnie na mnie patrząc z zaciekawieniem... Wróć! Jakie niebieskie oczy?! Przecież jak śpi to powinien mieć je zamknięte! O kurwa, obudził się! ~Bardzo dobrze, Hikaru jakiś Ty spostrzegawczy! Zamknij się podświadomości!
-Ymm. Cześć. - mówię niepewnie.
-Hej. - co mam teraz robić?! Co powiedzieć?! Miałem być niedostępny, a sam wpakowałem mu się do sypialni i gapiłem się na niego jak sroka w gnat.
Odchyla rąbek kołdry.
-Kładziesz się? - kładę się?
Patrzę się na niego niepewnie. Jestem w porównaniu do niego taki nijaki. Brązowe włosy troszkę krótsze od jego, zielone oczy, usta pełne, ale nie tak duże jak jego. Wargi Kazumy są stworzone do całowania... Cholera! O czym ja w ogóle myślę! Zadał mi pytanie. Kładę się obok niego i czuję jak dzięki ramionom przyciąga mnie do siebie. Jego nos ląduje w moich włosach, a potem słyszę jak rozkosznie wzdycha. Przy okazji chuchając mi w ucho - moje najbardziej wrażliwe miejsce w całym ciele. Odkręcam się do niego przodem i nie wiem co powiedzieć, gdy zauważam z jaką czułością się na mnie patrzy. Rumienię się - zapewne wyglądam jak dojrzałe jabłuszko...
-Przepraszam. - szepcze po chwili.
-Za co?
-za to, że cię raniłem. Nie potrafiłem inaczej. Gdy byłeś blisko za każdym razem myślałem, że się na ciebie rzucę. - nagle coś mi się przypomniało. Mianowice wygląd jego kochanków. Każdy miał albo zielone oczy albo brązowe włosy - "był" z nimi góra 3 dni. Ci którzy mieli i to i to wytrzymywali tydzień.
-Już dobrze. - mamroczę pod nosem. - Mam tylko jedno pytanie.
-Hm?
-Bo twoi... ehkm... Kochankowie. Ymm, miałeś jakiś wzór na ich wygląd?
-Każdy z nich był wzorowany na Tobie, Hikaru. - mówi cicho nie patrząc w moje oczy. Robi mi się cieplej tam w środku.
-Kazuma-san?
-Tak?
-Ja... - i właśnie w tym momencie zadzwonił jego telefon. Super! Właśnie chciałem powiedzieć mu co czuję! Ale zawsze kurwa spoko.
-Mów.
-Nie, odbierz. Porozmawiamy kiedy indziej. - wygrzebuję się szybko z łóżka z zamiarem ucieczki jak najdalej. Najlepiej do ciepłych krajów! Albo przynajmniej zapaść się pod ziemię, bo poliki palą mnie żywym ogniem.
-Nie, Hikaru. Teraz mi nigdzie nie uciekniesz. - wyjmuje baterię z telefonu i prowadzi mnie do kuchni. Siadam na stołku barowym nadal niesamowicie zawstydzony. Boże! Przecież ja chciałem mu powiedzieć, że go kocham! Zmienić przyjaźń na związek! Ale dlaczego?! CO mnie opętało?! Ja rozumiem, że się kochamy nawzajem, ale przecież przyjaźń więcej przetrwa! To znaczy... Ja już sam nie wiem co chcę! Dobrze było tak jak było, ale przecież teraz może być jeszcze lepiej, tak? Tylko... tylko co Hikaru? No właśnie nie wiem. Kurwa! Muszę skończyć gadać sam ze sobą! Wdech, wydech.
-Skarbie, co się dzieje? - skarbie? Czy on właśnie powiedział do mnie skarbie? Patrzę na niego i szukam śladu kpiny, czegokolwiek, ale znajduję tylko czułość. Nie wyrabiam, wstaję i podbiegam do niego rzucając mu się na szyję.
-Też cię kocham Kazuma. Kocham cię od dawna. Może nie tak długo jak ty, ale od półtora roku. Patrzyłem non stop jak znajdujesz sobie chłopaków i ich rzucasz. Boję się, już wiesz dlaczego? A jeśli ja ci się znudzę? Przecież mnie znasz! Czasami potrafię siedzieć cały dzień w fotelu z książką i herbatą! Nie lubię tłumów, dobrze wiesz jak źle się czuję na wszelkich imprezach. - kończę już cichym, prawie spokojnym głosem, spuszczając głowę i patrząc na jego stopy. Jego palce chwytają mnie pod brodą i zmuszają do spojrzenia w jego oczy.
-Kochanie, ja naprawdę nie chcę cię na jedną noc. Jesteś dla mnie ważny od bardzo dawna. Jeśli kochasz kogoś bardzo to ta osoba nigdy ci się nie znudzi. Rozumiesz?
-Rozumiem. Kazuma? Możemy dzisiaj gdzieś wyjść... razem?
-W sensie, że na randkę? - znowu się czerwienię.
-Hai.
-Jasne - przytula mnie, a później łapie pod kolanami i kołuje się ze mną na rękach po całej kuchni w akompaniamencie moich pisków. Kiedy w końcu moje stopy dotykają podłogi, znów zarzucam mu ręce na szyję i przyciągam jego twarz do swojej. Na moich polikach znowu wykwita czerwień, szczególnie kiedy czuję jego oddech na swoich wargach. Przymykam delikatnie oczy i muskam jego usta. Odpowiada mi tym samym, żadne z nas nie pogłębia pocałunku. W końcu odsuwam się z delikatnym westchnieniem.
-Idź pod prysznic, a ja zrobię śniadanie.
-Just like a good uke. - mówi z cichym chichotem. Biorę w rękę ścierkę, która wisi na rączce od piekarnika i uderzam go nią w brzuch, a później w tyłek, kiedy w popłochu ucieka do łazienki. Śmieję się cicho sama do siebie i robię (po dłuższym zastanowieniu) omlety. Kiedy już je przekładam na talerze czuję ręce, które zacieśniają się wokół mojej talii.
-Czy teraz będzie już tak codziennie? - szepczę cichutko, nie chcąc popsuć chwili.
-Tak, Hikaru. - mówi z pewnością w głosie. Nie mam powodów żeby mu nie ufać dlatego biorę talerze i stawiam na stole.
-Smacznego.
-Smacznego.
Kiedy kończymy posiłek, Kazuma bierze mnie za rękę i idziemy na spacer. Jest dopiero 7:40 dlatego dostaję jego bluzę. Mimo, że na ulicy nie ma nikogo puszczam jego dłoń, a kiedy patrzy się na mnie rozczarowany szepczę
-To tylko po to żeby nie zapeszyć. - nadal patrzy na mnie takim wzrokiem dlatego kiedy tylko wchodzimy do parku chwytam ją z powrotem. Kiedy Kazuma rozgląda się dookoła żeby gdzieś usiąść, a ja chowam nos w jego bluzie.
-Słodki jesteś. - dociera do moich uszu, które zaraz robią się czerwone jak policzki.
-Yhm. - nie wiem co mam powiedzieć. Właśnie przyłapał mnie na wdychaniu jego zapachu, chociaż to chyba nie jest złe? Ale, zaraz. Dlaczego ja mam robić jako ciapowate uke? Tyle lat się znamy, a ja zachowuję się jak przestraszona dziewica.
-To nie moja wina że ładnie pachniesz. - mówię pewniejszym głosem.
-Cieszę się, że ci się podoba. Chodź. - ciągnie mnie delikatnie w stronę płaczących wierzb. Po chwili wchodzimy pod jedną z nich, a tam z zaskoczeniem zauważam huśtawkę. Taką zawieszoną na grubych sznurach.
-Skąd ona?
-Się tu wzięła? Sam ją kiedyś tu zawiesiłem.
-Naprawdę?! - moje oczy robią się coraz większe. On chyba nigdy nie zacznie mnie zaskakiwać.
-Yhm. Siadaj - po 10 minutach huśtania się, w końcu zeskakuję, a on łapie mnie w swoje ramiona.
-Pamiętasz jak zawsze mnie pocieszałeś po zerwaniu z chłopakami? - kiwa głową. - Ciepło twoich ramion od zawsze mnie uspokajało.
-Kocham cię, Hikaru. Dziękuję, że dajesz mi szansę.
-Cieszę się, że mi powiedziałeś co czujesz, bo ja nigdy bym się na to nie zdobył. - cisza, która w tym momencie zapadła nie była niezręczna. Była niesamowicie wręcz kojąca.
-Idziemy gdzieś? - pyta szeptem. Od wczoraj coś dużo tych "szeptów" się zrobiło. Jednak nie żałuję ani jednego słowa, gestu ani wydarzenia.
-Tak, chodźmy na kawę, dobrze?
-Jasne.
Droga do kawiarni upłynęła nam w tej "kojącej ciszy". Szliśmy tak przed siebie po parku trzymając się za ręce, a ja czułem, że chcę aby było już tak zawsze.
Po wypiciu kawy i zjedzenia ciastka (które we mnie wmusił, bo jestem za chudy), była nasza pierwsza kłótnia od kiedy "jesteśmy razem"? Może raczej wyznaliśmy sobie uczucia, bo nie padło pytanie "będziesz ze mną?".  No ale wracając do kłótni - poszło o "kto zapłaci".
-Daj mi ten rachunek, ja zapłacę.
-Nie. Ja płacę.
-Kazuma, nie denerwuj mnie, ja zapłacę!
-Nie, nie zapłacisz, bo płacę ja.
-Kazuma! Przynajmniej daj mi zapłacić pół rachunku.
-Ale tylko pół.
-Okej.
Kiedy wychodziliśmy z kawiarni kelnerka uśmiechała się do nas całkiem miło. Nie była zgorszona tym, że przez cały pobyt trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, wręcz przeciwnie, była tym zachwycona. Chyba jakaś yaoistka nam się trafiła. Ale może to i lepiej? Szczerze powiedziawszy poczułem się z tym o wiele, wiele lepiej. Tak naprawdę pierwsza osoba, która dowiedziała się o naszym związku -  zareagowała pozytywnie. Taki mały sukces. Przynajmniej jak dla mnie.
Kiedy "mój chłopak" (?) otworzył drzwi wpuścił mnie pierwszego. A później siedzieliśmy tak na kanapie, gadaliśmy i oglądaliśmy filmy trzymając się za ręce oraz przytulając.
Kiedy powiedziałem mu, że chcę mi się pić i przyniosę sobie sam, to wręcz pobiegł do kuchni, a mi kazał zostać na kanapie.
Wracając z pełnymi szklankami picia, potknął się o dywan i wylał zawartość obydwu szklanek na mnie. Sam nie wiedziałem czy płakać czy się śmiać.
-Przepraszam! Hikaru, nie chciałem! - powiedział to z takim przerażeniem w głosie, że od razu wybrałem tą drugą opcję.
-Przecież nic mi nie jest - z trudem wydusiłem przez śmiech. - Ale teraz musisz mi pożyczyć jakieś swoje ciuchy.
-Jasne, chodź.
Kiedy już zdjąłem koszulkę zrozumiałem, że przebranie nic tu nie pomoże.
-Kazu-chan, chyba muszę iść pod prysznic. - oczy zabłyszczały mu radośnie.
-Chcesz to mogę umyć ci plecki. - wyświergotał zadowolony jakby wstąpiła w niego nowa energia.
-Ymm... W zasadzie to czemu nie? - chyba nie spodziewał się po mnie takiej odpowiedzi sądząc po tym, że otworzył szeroko buzię.
-Yyy, etto... No okej, chodźmy. - te jego jąkanie się było niesamowicie słodkie. Pierwszy raz widziałem go onieśmielonego.
-Kąpiel czy prysznic?
-Ymm. Jeśli pójdę pod prysznic to żeby umyć mi plecy będziesz musiał wejść ze mną. Z kolei jeśli będę się kąpać to zobaczysz mnie nago, a ja ciebie nie.
-Wiesz co? Może innym razem. - mówi szybko jakby speszony.
-Ale dlaczego?
-No bo... Dajmy na to, że podoba ci się ktoś przez 10 lat, a później masz z nim brać prysznic i widzieć go nago. Jak myślisz jak się teraz czuję? - o tym nie pomyślałem. Jeśli wejdzie teraz ze mną pod prysznic to... Myśl o tym co by się działo przyprawia mnie rumieńce na policzkach i szybszy oddech.
-Chodź.
-Ale wiesz, że mogę się nie powstrzymać? - nic już nie mówię tylko zdejmuję spodnie wraz z bokserkami. Stoję przed nim jak mnie pan bóg stworzył, a on się po prostu na mnie GAPI. Nie patrzy, tylko gapi. Podchodzę do niego powoli i z jego małą pomocą on też nie ma na sobie ubrań.
Dotykam delikatnie jego klatki piersiowej.
-Jesteś piękny, Kazu-chan.
-Nie tak jak Ty. - chwytam moją rękę która nadal dotyka jego piersi i prowadzi mnie pod prysznic.
Staję przodem do ściany, a tyłem do niego. Nie chcę kusić losu, bo wiem że zaraz zacząłbym go macać. Kropelki spływające po jego ciele muszę wyglądać cholernie seksownie... STOP! Hikaru! Jesteś właśnie z nim pod prysznicem. Nie patrz na niego. Nie myśl o nim. Umyj się. Tak, właśnie tak. Umyty. To teraz wychodzisz grzecznie z kabiny. Słyszę jego kroki za moimi plecami. Fuck. On też wyszedł. Nie patrz na niego. Jest cały mokry. Zakaz patrzenia na niego. Ja to już chyba źle się czuję... Tak, na pewno tak. No to teraz trzeba sięgnąć po ręcznik.
-Aaaa! - poślizgnąłem się i gdyby nie on to na pewno miałbym bliskie spotkanie z podłogą.
-Hikaru-kun, spokojnie. - słyszę jego głos i stwierdzam fakt, że mojej męskości on się za bardzo podoba. Jego bliskość... Mokra skóra. Nagi on. O MÓJ BOŻE! Przestań tak o nim myśleć!
-Kochanie, dlaczego na mnie nie patrzysz? - dlaczego nie patrzę?! Bo jesteś kurwa moim Bogiem seksu! Już raz cię widziałem z mokrymi włosami, a teraz jesteś cały mokry i jak ja mam to znieść! Oślepnę przez twój seksapil. Dlaczego ja nawijam sam do siebie w swojej głowie? Idę na badania psychiczne, chyba. Chociaż nie, bo jak mnie zamkną to nie będę się z nim widywał, bo to przez niego. No już, Hikaru, spokojnie. Wdech, wydech. On nadal czeka na odpowiedź! Odwracam tylko troszkę głowę, tak że nie widzę nic oprócz oczu. Jeszcze nigdy aż tak się nie cieszyłem, że jest wyższy ode mnie.
-Bo nie mogę. A teraz wybacz, ale muszę się wytrzeć.
-Dlaczego nie możesz?
-Bo nie.
-Hikaru to nie odpowiedź. - mamroczę coś pod nosem, najśmieszniejsze jest to, że ja sam nie wiem co to miała być za odpowiedź.
-Skarbie. - bierze mnie za nadgarstek i obkręca w swoją stronę. No i po mnie! Jestem czerwony jak cegła i zatapiam się w jego oczach. Brawo Hikuś! Jesteś genialny!
Na moje ciało występuje gęsia skórka, a ja nie wiem co powiedzieć. Jego niebieskie oczy pochłonęły mnie jak ocean. Ze srebrnych włosów kapie woda, a pełne usta uśmiechają się do mnie delikatnie. I jak tu się na niego nie rzucić?! Być aż takim seksownym to wręcz przestępstwo!
-Hikaru-kun, co się dzieje? - i jeszcze mówi to takim miękkim, męskim, seksownym głosem. Czy w moich zdaniach czasami nie ma zbyt dużo o seksie i seksowności? Zresztą to tylko moja głowa to nikt się nie dowie.
-No bo to twoja wina, demonie seksu! - zaczął się śmiać i to tak głośno, że przez chwilę myślałem, że szyba z okna wyleci. - Ja to nie rozumiem z czego ty się śmiejesz, jak to w ogóle nie jest zabawne!
-Oj, kochanie. Chodź. - ciągnie mnie za rękę w stronę sypialni. On chyba nie chce? Stanąłem na środku pokoju patrząc się na łóżko coraz bardziej czerwony.
-Hikaru?
-Hm?
-Ja cię tu przyprowadziłem żeby się ubrać, a nie... No chyba, że chcesz. - patrzy z tym specyficznym błyskiem w oku.
-A i owszem, chciałbym. Ale nie sądzisz, że to za wcześnie? Mimo wszystko nadal pamiętam po co byli ci w życiu tamci faceci.
-Nie cofnę czasu. Żałuję tego, ale nic nie poradzę. Zaufasz mi kiedyś? - atmosfera zgęstniała. Przeze mnie. Idiota.
-Myślę, że jak wytrzymam dłużej niż tydzień to jasne. - żartuję i szczerzę się jak wariat zakładając bokserki. Odwzajemnia uśmiech i całuje mnie w czoło.

4 komentarze:

  1. Jeejuuu jak to się przyjemnie czytało ;)
    Lubię opisywane sceny erotyczne, ale takie coś zdecydowanie podbija moje serducho...

    Genialne, takie subtelne, niesamowicie mi się podoba ^^

    http://wposzukiwaniuszczescia-yaoi.blogspot.com/
    J.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne :D Czekam na więcej takich dłuuugich ficzków.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle nie wiem co mam powiedzieć.. .x.x :3
    Fantastycznie. x3 Bardzo miło się czytało. Mogła byś zrobić z tego dwu part XD Nioo.. i gratuluje takiej długaśnej nootki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze to miałam podzielić to na 2 części, ale nie wiedziałam gdzie to uciąć o.o Jakoś tak pasuje mi to w całości :3
      Dziękować :D <3

      Usuń