poniedziałek, 11 marca 2013

THE VERSATILE BLOGGER

Zostałam nominowana przez Mishę (patrz, odmieniłam :D).

Zasady:
- podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu
- pokazać nagrodę " Versatile Blogger Award " u siebie na blogu
- ujawnić siedem faktów dotyczących samego siebie
- nominować piętnaście blogów, które jego zdaniem na to zasługują
- poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów




1. Podziękowałam, ok, good, odhaczone.
2. Pokazałam, pokazałam, zaliczone.
3. O, no to się bawimy:

1) Jestem książkowym molem, mogę siedzieć w domu i czytać, nie robiąc nic innego. Kiedyś siedziałam i przeczytałam przez 8h książkę, która miała ponad 400 stron.
2) Palę nałogowo od 2 lat, moi rodzice o tym wiedzą, więc mogę normalnie jarać w domu, nie musząc chować się "po krzakach".
3) Miałam anoreksję, bulimię i mam do tej pory anemię.
4) Moja niedowaga wynosi 10 kilogramów, ale ja nadal twierdzę, że jestem za gruba.
5) Panda (taka osóbka, która kiedyś komentowała, ale teraz zaniedbuje *mam cię, bejb!*) jest moją przyjaciółką, a kiedyś była dziewczyną.
6) Urodziłam się w górach, ale mieszkam koło Warszawy (mama przeprowadziła się do ojca).
7) Mam uczulenie na wierzbę, ale się nie odczulam, bo lubię w wiosnę wyglądać jak klaun :D

4. Seriously? Aż 15? *khm* Łok, po kolei (a miałam się w to nie bawić, lol).

http://aijou-yaoi.blogspot.com/
http://unforgettablemeeting.blogspot.com/
http://kuro-yaoi.blogspot.com/ (łip, dawno Cię nie było, ale i tak nominuję xD)
http://one-shot-yaoi.blogspot.com/
http://jrock-fanservice-academy.blogspot.com/
http://naruxsasuxyaoi.blogspot.com/
http://yaoi-hannami.blogspot.com/
http://more-yaoi-stories.blogspot.com/
http://snyaoi.blogspot.com/
http://aishitagazette.blogspot.com/
http://himitsu-no-niwa.blogspot.com/
http://yaoinoyume.blogspot.com/
http://yaoi-the-gazette.blogspot.com/ (o, tu też zawieszone)
http://owoc-zakazany.blogspot.com/
http://pamietnik-yaoi-opo.blogspot.com/


A teraz liczymy czy jest piętnaście *10 sekund później* JEST! Ha, udało się :D
No, a teraz życzę wam miłego... Czegoś tam XD A ja idę się uczyć na jutrzejszy sprawdzian z angielskiego.


EDIT: Zostałam nominowana again przez Toshi-chan, więc przede mną kolejne 7 faktów o sobie o_o (będę liczyć od początku, bo się jeszcze pomylę i co będzie? :D)

1. Moim ulubionym owocem jest agrest.
2. Miałam sesję zdjęciową (taką jak mają fotomodelki, kolejna przede mną jak tylko stopnieje śnieg)
3. Nie mam ulubionej pory roku (nie lubię zimy, ale ulubionej nie posiadam. W jesień mam deprechę i dużo piszę, w wiosnę czuję się dobrze, bo kwitnie jaśmin i bez, a w lato są wakacje i jest ciepło, ale żadna pora jakoś szczególnie się dla mnie nie wyróżnia)
4. Mam hipotermię (zawsze mam zimne stopy, ręce, jest mi zimno i m.in. przez to jestem ciągle przeziębiona)
5. Nie wychodzę z domu, dopóki się nie pomaluję (nie musi być mocno, wystarczy, że wiem, że mam na przykład podkład, puder, szminkę i tusz do rzęs na mordce)
6. Potrafię przeżyć 3 dni na samych marchewkach i wodzie niegazowanej
7. Jestem straszliwie nieśmiała, nigdy nie podejdę pierwsza do osoby, której nie znam i nie wiem o czym pisać z nowo poznanymi ludźmi.

Jest siedem, więc to tyle :3 *macha łapką na pożegnanie*


EDIT vol2. : Zostałam nominowana przez Malv :3

1. Jak podoba mi się jakiś tekst piosenki to piszę go na ścianie
2. Wolę zmywać naczynia niż odkurzać (nie mogłam się powstrzymać, żeby tego nie napisać xD)
3. Moja mama jest równocześnie moją przyjaciółką, nie mam przed nią żadnych tajemnic
4. Moim ulubionym przedmiotem jest angielski, niemieckiego nienawidzę
5. Nigdy nie byłam daleko za granicą (Czechy i Słowacja to jedyne państwa, które zwiedziłam), zmienię to tylko dla Japonii i Belgii, bo nie lubię podróżować, no chyba, że np. do Krakowa na koncert.
6. Kocham siedzieć w domu
7. Mam tatuaż na kostce u prawej stopy, który przedstawia gwiazdkę (prezent na 12 urodziny od rodziców, są wyluzowani i powiedzieli, że to mój wybór i moje ciało ^^").


Właśnie, bardzo mnie rozczarowaliście, jest tylko 6 komentarzy, a to była notka na rocznicę bloga. Już mnie nie kochacie? :C

sobota, 2 marca 2013

Płaszcz (ToshiyaxKyo)

Bardzo proszę o przeczytanie wstępu :) 

No hej, hej, hej <3 Dzisiaj blog ma urodzinki, cały roczek zleciał! Nawet nie wiem kiedy to minęło O.o Dziwię się, że poświęcam temu tyle czasu, że się jeszcze nie znudziłam, i wam drodzy czytelnicy, że ze mną jesteście (za co wam dziękuję, oczywiście). Jestem osobą, która ma "słomiany zapał", na samym początku wszystko pięknie, a potem zaczynam się nudzić z szybkością światła, a tu suprajs, jeszcze bloguję i na razie nie mam zamiaru z tym skończyć, bo to uzależnia. Na prawdę, w tym momencie jakbym musiała to wszystko zakończyć to byłabym co najmniej nieszczęśliwa. Wasze komentarze dają mi dużo energii i wywołują wyszczerz na facjacie, który utrzymuje się cały dzień. A jeśli akurat mam zły humor to do nich wracam i czytam znowu :)

Tę notkę chciałabym zadedykować Miyuki - nie wiem, gdzie jesteś, kochana, ale dzięki Tobie blog istnieje już tyle czasu, gdyby nie Ty porzuciłabym go prawdopodobnie po dwóch miesiącach (max). Nigdy się nie spotkałyśmy, ani nie pisałyśmy ze sobą, znam Cię tylko z komentarzy, ale dzięki Tobie znalazłam w końcu coś co kocham, za co z całego serca Ci dziękuję. Nie wiem czy to przeczytasz, bo dawno Cię tu nie widziałam, ale lepiej się czuję, gdy coś z siebie wyrzucę :3

Generalnie chcę podziękować wam wszystkim za to, że jesteście, dajecie motywację i mimo że się nie znamy to dajecie od siebie dużo "ciepła" w komentarzach. Do większości z was się bardzo przywiązałam ^^" A dzięki blogowaniu poznałam nowych ludzi, którzy nie są tacy źli (jestem aspołeczną istotą, więc dla mnie ludzie to zło wcielone konieczne) :) A wy jesteście wspaniali <3

W zasadzie to wszystko, co chciałam napisać, zapraszam do czytania i komentowania. Zróbcie mi tą radość i dobijcie do 15 komentarzy (to nawet połowa obserwatorów nie jest! A wejść jest miesięcznie bardzo dużo, więc ktoś to musi czytać). Nie będzie mi przeszkadzało (a wręcz przeciwnie!) jeśli ktoś "Anonimowy" skomentuje :)
Także do klawiatury moi drodzy, pomóżcie mi sprawić, że będzie kolejna rocznica, bo bez was bloga by nie było :)

Kocham was <3.

A z tego tworu jestem wyjątkowo zadowolona, uważam go za najlepszy jaki opublikowałam do tej pory. To takie moje "dziecko" jest i jestem z niego dumna :3 A jak go czytałam to miałam wrażenie, że to nie ja go pisałam, taki przypływ weny miałam :D


















Bohaterowie:




Toshiya - Toshimasa Hara (bas). Pisane z jego perspektywy

















Kyo - Tooru Niimura (wokalista). Jest typem cynicznej, zgryźliwej osoby.














Kaoru - lider (jest także gitarzystą prowadzącym, ale tutaj nie ma to większego znaczenia)
Die/Andou - gitarzysta (Andou to jego nazwisko, użyłam go chyba raz w opowiadaniu, dlatego wyjaśniam)
Shinya/Shin - perkusista

Zespół: Dir En Grey

Od razu zaznaczam, że wszelkie przecinki w wypowiedziach są w miejscach odpowiednich, sprawdzałam to chyba z 15 razy (jak nie więcej).


~~~


Budzę się w łóżku przesiąknięty potem. Znowu ta irracjonalna potrzeba bliskości drugiej osoby. Patrzę na zegarek, który bezlitośnie wskazuje godzinę 3:30, chwytam paczkę papierosów i zapalniczkę. Odpalam peta - ten nałóg mnie kiedyś zgubi. Zresztą już jestem zgubiony. Nie wiem jak mogłem poczuć coś do tego szalonego wokalisty, który tnie się na koncertach. Papieros dogasa, wpycham go na siłę do popielniczki, z której i tak się już wysypuje. Patrzę przez okno - jest jeszcze ciemno. Zresztą jak zawsze o tej porze roku, o tej godzinie. Powinienem się jeszcze położyć, w końcu za 4 godziny próba. Nie mogę usnąć, przekręcam się z boku na bok. Brakuję mi ciepła drugiej osoby, bo w końcu ile można marzyć, że ona jednak znajduje się obok? Uśmiecham się delikatnie do swoich myśli, zamykam oczy i zapadam w półsen.
Podnoszę się od razu po pierwszym sygnale budzika, przecież i tak nie spałem. Krzywię się kiedy podczas przeciągania strzelają mi kości. Człowiek robi się coraz starszy, a mimo to nadal jest sam.
Samotność, myślę o niej codziennie podczas prysznica, mycia zębów, palenia papierosa. Codziennie po przebudzeniu i przed zaśnięciem. Właśnie wtedy daje o sobie znać najbardziej. Rano człowiek nie ma do kogo gęby otworzyć, a wieczorem do kogo się przytulić, nie mówiąc oczywiście o seksie. Bądźmy szczerzy jestem dorosły i jak każdy dorosły mężczyzna mam swoje potrzeby. Na próbę docieram bez spóźnienia, ostatnio zrobiłem się punktualny, co oczywiście wszystkich zadziwia, ale nie pytają o nic - jeszcze by się basista zbuntował i postanowił przyjeżdżać zamiast na czas to godzinę lub dwie później. Zapewne zastanawiają się dlaczego, gdyby któryś zapytał, odpowiedziałbym tak: "Nie mam ochoty siedzieć po godzinach", bo Kaoru za każde spóźnienie każe zostawać. Wszystkim. W rzeczywistości, w mojej głowie kłębiło by się raczej coś w stylu "Nie chcę zostawać dłużej niż to konieczne, bo nie mam już siły na niego patrzeć i masochistycznie wmawiać sobie, że nigdy nie będzie mój. Boję się, że pomiędzy jego zaciągnięciem się papierosem, a oblizaniem spierzchniętych śpiewaniem warg się na niego rzucę". Po każdej przetrwanej próbie, kiedy siedzę już w domu, w samych bokserkach i starej porozciąganej koszulce, z kieliszkiem rumu w dłoni i papierosem w drugiej, uśmiecham się do siebie. Taki mały rytuał, kiedy udaję mi się nie zagapić na niego, nie przygwoździć do ściany i nie zacząć całować, nie pomylić progów kiedy tańczy, kręcąc przy tym tyłkiem. To takie upierdliwe kiedy oni się śmieją ze sprośnych uwag Die'a na temat Shina, a ja muszę się pilnować, ażeby przypadkiem nie zrobić jakiegoś nieodpowiedniego gestu w jego stronę. Ostatnio stwierdzili, że zmieniłem się, zachowuję się prawie tak jak Kao, przestałem się bawić. A jak mam się "bawić" jak muszę pilnować swoich dziwnych i skomplikowanych reakcji ciała na naszego wokalistę? Problem tkwi w słowie "naszego", nie "mojego", a naszego. Bo nie oszukujmy się, Kyo nie był i nie jest mój, zapewne też nie będzie. Żyję monotonnie, nie mam ochoty na wypady do barów tak jak kiedyś, dla mnie to oczywiste, bo po co mam wychodzić, siedzieć jak na szpilkach i nie wypić nic, bo muszę się hamować, a do tego wszystkiego jeszcze żałośnie obłapiać go wzrokiem? Ale dla nich niezrozumiałe. Do tego stopnia, że wpadli do mnie, całkowicie bez zapowiedzi, całkowicie chwilowo niepotrzebni. Kiedy słyszę walenie do drzwi i rozpoznaję głos Die'a, który wrzeszczy coś w stylu "stary, otwieraj, dobrze wiemy, że tam jesteś! Jak nie otworzysz to wejdę z drzwiami i zaciągniemy cię do tego baru, kurwa, Shin, nie wbijaj mi tego łokcia w żebra! A w dupie to mam, że może nie chce i nie życzy sobie przebywać w naszym towarzystwie! Toshimasa Hara, do jasnej, kurwa, Kao, przestań, gmhpfm!", mam ochotę wyskoczyć przez okno. Dobry lider-sama prawdopodobnie zatkał mu w końcu gębę. Patrzę tęsknie w okno, ale zamiast dalej planować swoje ekscytujące samobójstwo, niczym zdesperowana nastolatka, podchodzę do drzwi i je otwieram. Odgrywam przed nimi teatrzyk, przecieram oczy, ziewam, mamroczę, że spałem i przepraszam. Wpuszczam ich do środka, a na sam koniec, idąc już do łazienki pod prysznic, przed wyjściem do baru, na które oczywiście nie miałem ochoty, ale argument Kyo pod tytułem "Nie spędzamy ze sobą już tyle czasu, co wcześniej, zespół się rozleci", który sprawił, że spasowałem, widowiskowo drapię się po lewym pośladku, odzianym tylko w granatowe bokserki.
Po wytarciu się ręcznikiem z Kubusiem Puchatkiem (resztki po mieszkaniu z Kyo, który w złośliwości postanowił mi go kupić), ułożeniu włosów, zrobieniu delikatnego makijażu, wychodzę do sypialni po ciuchy, bo nago, przecież nie pójdę do tego baru, na korytarzu zatrzymują mnie słowa Shina
-Męczy się chłopak, chyba się zakochał, spójrzcie na niego, cienie pod oczami, zero w nim życia. Może to jakaś nieszczęśliwa miłość? Jego połówka nie odwzajemnia tego uczucia?
-Shin, tobie do reszty na mózg padło. Od kiedy Pan Flirciarz się zakochuje, a nie zalicza? - Kyo nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo w tym momencie ubodłeś moje serce.
-Zmienił się, nie zauważyłeś? Jest spokojniejszy, cichy i nie lata tylko po barach, nawet dzisiaj, z nami, nie chciał wyjść.
Dziecinnym sposobem zatykam sobie uszy i po ciuchu wpadam do garderoby, która jest połączona z sypialnią.
"Flirciarz", "zalicza"... Boli, boli jak cholera, kiedy osoba, którą kochasz ma o tobie tak podłe zdanie. Wiem, że ta łatka do mnie przylgnęła, prawdopodobnie na stałe, ale oni powinni wiedzieć. Powinni wiedzieć, że to wszystko tylko na pokaz, bo przecież nie biegam, nie zaliczam, flirtować - flirtowałem, żeby nie wypaść z roli niegrzecznego chłopca, którą odgrywam przed publicznością. Ale, na litość boską oni powinni wiedzieć, powinni... Obraz zaczyna mi się zamazywać. Doprawdy, jeszcze brakuje żebym się popłakał. Biorę trzy uspokajające oddechy, ubieram się i wychodząc z sypialni, kiedy zamykam drzwi, zamykam tam również smutki i gorzkie rozczarowanie.
-Idziemy? - szczerzę się. Tak jak kiedyś, dobra mina do złej gry.
-Uf, stary, myślałem, że coś ci się stało, ale widzę, że znowu jesteś sobą! - wrzeszczy zadowolony Die, klepiąc mnie po plecach. Wychodząc zamykam drzwi na wszystkie spusty, tak jakbym chciał zamknąć w ten sposób również kłębiące się we mnie uczucia. Całą drogę do baru pokonujemy pieszo, Die uwieszony na moim ramieniu opowiada o "głupich wnioskach Shina na temat mojego domniemanego zakochania", zaśmiewając się przy tym głośno. Nawet nie wie ile nasz delikatny perkusista widzi rzeczy, których my nie zauważamy. Słodki, czuły ShinShin, który stara się pomóc każdemu jeśli tylko zauważy, że dzieje się coś złego.
-To co? Pijemy, nie, panowie? - mówi zadowolonym tonem Andou, zacierając przy tym rączki. Jest jak dziecko tuż przed rozpakowaniem prezentów w Boże Narodzenie.
Reszta tylko odpowiada zadowolonym pomrukiem. Oczywiście oprócz mnie, ale nikt tego nie widzi. Gdzieżby znowu, przecież przyszedłem tu z nimi, a całą drogę śmiałem się z Die'em. "Basista wrócił do normalności", pewnie takie trybiki przeskakiwały u nich w głowach, kiedy z oburzonym śmiechem komentowałem "zbyt długą bluzkę Shina".
-No to po piwku na rozgrzewkę. - zarządza Kaoru. Doskonale wie jak skończy się ta popijawa. Ja zresztą też. Die będzie pił do momentu zaśnięcia na barze, Shin spadnie z krzesła, a Kyo co chwila będzie biegał do łazienki na siusiu. A ja, ja to bym pewnie wylądował z głową nad kiblem, ale przecież nie będę pił. 2 piwa wystarczą mi całkowicie, muszę pilnować własnego języka - to co mówi i to gdzie ewentualnie będę go wpychał i komu, naturalnie.
Piję piwo powoli, podczas gdy ja jestem ledwo w połowie oni rzucili się na następne. Oprócz Kao. Lider-sama zawsze ma głowę na karku.
-Kao? - zagaduję do niego cicho, spogląda na mnie pytającym wzrokiem.
-Wiesz jak to się skończy, prawda? - kiwa głową - A gdzie będziecie spali? Dzwonimy po taksówkę?
-Liczyliśmy na twoją gościnność Totchi.
-Ale... Przecież wiecie jakich rozmiarów jest moje mieszkanko.
-Jest rozkładana kanapa, na której bez problemu zmieści się Shin z Die'em, Kyo będzie spał z tobą na łóżku, a ja zdrzemnę się na rozkładanym fotelu.
-Łał, jestem pod wrażeniem. Nawet sobie wszystko rozplanowaliście! - śmieje się cicho, a ja dołączam po chwili.
-A wam co tak wesoło? - pyta z zaciekawieniem Kyo, wyglądając zza Kaoru.
-Zmyślność lidera-samy. - mówię znacząco, ruszając brwiami. Wokalista szczerzy się tylko do mnie i wraca do picia razem z gitarzystą. A mnie nagle olśniewa, trafia po prostu na miejscu, a w głowie zaczynają rozbrzmiewać fanfary. Mam ochotę spaść ze stołka rażony tym odkryciem. Kyo. Będzie. Spał. U. Mnie. Na. Łóżku. Ze. Mną. Będzie. Spał.
Pijany Tooru, ze mną w łóżku. Krztuszę się piwem, na co Shinya usłużnie wali mnie w plecy.
Patrzę podejrzliwie na Kaoru, wie coś, czy nie? Obserwuję go z nad kufla, nie zauważając nawet, że zaczynam zlizywać pianę z brzegu, co pewnie wygląda ciut wyzywająco.
-Mówiłem, że nic mu nie jest. - śmieje się Die, pokazując palcem na to co robię.
-Co? - bezmyślnie wgapiam się mu w twarz.
-Nie, nic! Tylko znowu kusisz swoim zachowaniem, stary! Mówiłem, że wyjście do baru zrobi swoje. - pokazuje w uśmiechu wszystkie zęby, a ja przenoszę nadal nic nierozumiejący wzrok na Shinya, który szybko tłumaczy co robiłem przed chwilą językiem.
-To było niechcący! Zamyśliłem się po prostu. - mówię zirytowanym głosem, na co wszyscy wybuchają głośnym śmiechem. Świetnie, Kyo nadal będzie miał mnie za wywłokę. Wstaję, szurając barowym krzesłem.
-A ty gdzie?
-Do kibla, a co nie można? - pytam, zanim zdążę ugryźć się w język. Kyo tylko marszczy brwi. No tak, przecież ostatnio byłem dla niego miły.
W rzeczywistości chciałem po prostu od nich na chwilę uciec, piwo skończyłem, tak na wszelki wypadek jakby wpadł im do tych zakutych łbów pomysł z jakąś tabletką gwałtu, albo serum prawdy (po nich można się wszystkiego spodziewać). Patrzę w brudne lustro, rzeczywiście jestem blady i mam wory pod oczami, nawet nie zauważyłem. Myję ręce i chcę już wychodzić kiedy Kyo wpada do środka, odszukuje mnie wzrokiem i uśmiecha się wrednie.
-Kaoru?
-Co Kaoru? - pytam zdziwiony.
-No, Kaoru.
-Kyo, nadal nie wiem o co ci chodzi, więc może po prostu wyduś to w końcu z siebie i wracajmy do reszty. - podchodzi do mnie szybko, nadal uśmiechając się jak skurwiel.
-Kaoru Ci się podoba i chcesz go przelecieć. - gdybym pił w tym momencie piwo to wyplułbym je na niego, a później zaczął się krztusić tym co nie zdążyło wylecieć z mojej jamy ustnej, ale zamiast tego otwieram usta i patrzę na niego jak na idiotę.
-Ja nie wiem jak roją ci się te pomysły w twoim małym móżdżku, ale są coraz głupsze. - mówię poważnym tonem, patrząc na niego współczująco.
-Nie Kaoru? - mówi zdziwiony.
-Naprawdę miałem cię za inteligentniejszego. Nie, nie Kaoru. A teraz wybacz, idę do nich.
W drodze powrotnej mam ochotę stanąć koło jakiejś ściany i zacząć walić w nią głową do tego stopnia, aż zrobi się w niej dziura, wylotowa. Dlaczego on nie widzi, że to jego... Dobra, zresztą nie ważne. Siadam z powrotem przy barze, machając ręką w stronę barmana, podaje mi następne piwo, a ja w tym czasie rozglądam się dyskretnie po chłopakach jak tam sytuacja. Kaoru siedzi prosto i sączy piwo, na Shina wieje halny, co chwila kolebocze się to w tą to w tamtą, a Die garbi się coraz bardziej. Daję im jeszcze jakieś pół godziny. Kyo wraca kilka chwil po mnie i klnie szpetnie pod nosem.
-Będziemy się zbierać niedługo. - stwierdzam tak niesamowicie oczywisty fakt, że Kao zaczyna się głośno śmiać, na co Kyo sztyletuje mnie wzrokiem. Czyli to tak, Kyo przyszedł do mnie, bo jest zazdrosny o lidera. Wzdycham cicho, spuszczam głowę, udając iż piwo mnie fascynuję i próbuję się nie rozpłakać. No już, twardy jesteś. Zależy ci, przecież na jego szczęściu. Pociągam dużego łyka nie patrząc na wokalistę żeby po chwili się rozpromienić, ciut na siłę, ale się udaje. Gra w pozory jest dla mnie coraz łatwiejsza.
Łomot z mojej prawej strony przywraca mnie do świata żywych. Perkusista leży rozpłaszczony na podłodze i chichocze pod nosem.
-Jednego mamy z głowy. - mruczy Kaoru akurat w momencie kiedy Kyo idzie do kibelka.
-W zasadzie to - patrzę jeszcze szybko na Die'a, który dokładnie w tym momencie przykłada policzek do blatu - wszystkich mamy z głowy. Zbieramy się?
-A Kyo? - no tak, poszedł do łazienki.
-Jak robimy?
-Daj mi klucze, zacznę zbierać tą dwójkę - krzywi wargi - a ty idź po naszego nieocenionego śpiewaka. - kiwam głową, chociaż nie w smak zostawać mi z nim sam na sam, ale ktoś musi. A jak lider-sama orzeknie, tak być musi.
Wyciągam szybko klucze, pomagam mu jeszcze podnieść Shina, który waży tyle ile namoknięty wróbelek i kieruję się do toalet.
-Kyo? - nie ma go ani przy umywalkach, ani przy pisuarach, to znaczy, że... rzyga. Nawet nie zdążam dokończyć myśli kiedy słyszę odgłos zwracanego jedzenia. Wchodzę do uchylonej kabiny i widzę wokalistę, który zwraca właśnie, prawdopodobnie swój obiad. Klęczy przy klozecie, z głową wetkniętą prawie w muszlę, mamrocząc coś pod nosem, pokazuje środkowym palcem, że mam się wynosić. Zamiast tego wzdycham cicho, zdejmuję szalik, który niedbale narzuciłem na siebie, "bo jest ładny i nowy, więc trzeba się pochwalić", za co dziękuję sam sobie. Moczę go zimną wodą, wracam do naszego słowika i delikatnie przykładam do karku, a później kiedy spogląda na mnie z wdzięcznością, do jego czoła i policzków. Ocieram mu jeszcze usta, spuszczam wymiociny i podaję mu dłoń, którą chwyta bez słowa. Płucze jeszcze usta i wychodzimy z baru na mroźne marcowe powietrze. Narzucam szybko na niego jego kurtkę, a na siebie płaszcz i pomagam dojść do mojego mieszkania, w którym jest już zapalone światło. Szybko sobie Kao poradził, nie ma co.
Wchodzimy i zastajemy najzabawniejszy widok jaki ostatnio widziałem. Die próbuje zdjąć spodnie, skacząc na jednej nodze, ale nie może złapać równowagi więc macha rękoma. Shinya leży na podłodze zaraz obok fotela, przytulając do siebie bluzę Die'a, którą musiał zdjąć chwilę temu, a Kaoru stoi, bezradnie patrząc na kanapę. Śmieję się cicho, pomagam mu rozłożyć mebel, ścielę go jeszcze, a później robię to samo z fotelem, na którym ma spać. Kładę Shinyę na jego tymczasowym łóżku, sadzam zaraz obok niego gitarzystę, pomagam mu zdjąć spodnie i skarpetki, które układam na wezgłowiu, a kiedy ten się kładzie po prostu przykrywam ich kołdrą. Reflektuję się po chwili, że nie ma obok mnie Kao, którego właśnie pytałem, czy sobie poradzi.
-Nie wiedziałem, że z ciebie taki miłosny samarytanin. - mówi ironicznie Kyo. Nie mam siły się z nim bawić w przepychanki słowne, więc odpowiadam tylko
-Dużo rzeczy o mnie nie wiesz. - milknie na to stwierdzenie, a ja wpatruję się w Kao, który wchodzi w samych bokserkach do salonu, odświeżony dzięki prysznicowi.
-Dobra, spadać mi do łóżka, bo ich jeszcze pobudzicie. Dzięki Tot.
-Nie ma sprawy. - uśmiecham się do niego całkiem szczerze. Dawno nikt mi nie dziękował. - Wiesz, gdzie co jest, w razie czego nie pytaj tylko bierz.
-Jasne. Dobranoc.
-Dobranoc. - mówię cicho, wypycham wokalistę z salonu żeby zaraz wepchnąć go do swojej sypialni.
-Dobra, łóżko twoje, idź weź prysznic, a ja w tym czasie ci je rozłożę. - nie odpowiada nic, tylko kieruje się do łazienki, a ja w tym czasie zakładam czystą powłoczkę na kołdrę i rozkładam sobie posłanko na podłodze. Jedna noc, nic mi nie będzie jak się prześpię na dwóch kocach, mając pod głową miśka, którego w tamtym roku dostałem na urodziny od zespołu w żartach, że jestem ich "wyrośniętym dzieciakiem". Przykryję się płaszczem. Może nie będzie mi za ciepło, ani za wygodnie, ale przynajmniej nie będę musiał spać z NIM. Wchodzi, patrzy pogardliwym wzrokiem na moje prowizoryczne łóżko, a ja w tym czasie kieruję się w miejsce, z którego on przed chwilą wyszedł. Myję się szybko, doskonale zdając sobie sprawę, że myłem się przed wyjściem do baru. Może, gdzieś w głębi siebie, do której nie dociera mój mózg dzisiejszej nocy, liczę na coś. Klepię się delikatnie w czoło ze śmiechem, patrząc w lusterko i wyjmuję szczoteczkę do zębów. Przecież ja cały czas na coś liczę! Bo jestem głupi, ale cóż, jak widać zdarzają się i takie przypadki. Po skończonych czynnościach wchodzę do pokoju, w którym zastaję dosyć dziwną sytuację. Kyo leży na podłodze, na moim "łóżku", w pozycji embrionalnej, z zamkniętymi oczami.
-Etto, Kyo?
-Hm? - mruczy niewyraźnie.
-Miałeś spać na łóżku.
-Wiem.
-Zmieniłem pościel.
-Wiem.
-Więc co robisz na podłodze?
-Wącham twój płaszcz.
-Ahaa. - mówię cicho, niesamowicie zdziwiony. Kyo zasypia we wszystkich warunkach, ale jak wie, że może wygodnie pospać to nie rezygnuje z tego tak łatwo (nie raz w hotelach zdarzały się walki o wygodniejsze łóżko - zawsze je wygrywał, do tej pory nie wiem jakim cudem). A już na pewno nie na rzecz wąchania mojego płaszcza. Siadam koło niego i wyciągam dłoń żeby sprawdzić czy nie ma temperatury.
-Kyo, powiedz mi, czy ktoś dosypał ci coś do piwa? Albo zanim wyszedłeś z domu brałeś jakieś leki, których nie powinno łączyć się z alkoholem?
-Nie.
-Na pewno?
-Tak.
-To dlaczego wąchasz mój płaszcz, leżąc na podłodze w pozycji embrionalnej?
-Bo tak mi dobrze.
-Podłoga jest niewygodna, chodź, położysz się do łóżka. - trącam delikatnie jego ramię. Podnosi się nagle i patrzy mi się w oczy, jest trzeźwy, jest trzeźwy jak świnia. Więc co mu jest? Zwariował?
-Na prawdę nie podoba ci się Kaoru?
-Nie.
-A Shinya?
-Jest uroczy, ale nie.
-A Die?
-Die? - prycham śmiechem - zwariowałeś? - patrzy na mnie oburzonym wzrokiem i kieruję się w stronę łóżka. Razem z moim płaszczem.
-Kyo?
-Co? - pyta obrażony. Cała ta sytuacja zaczyna mnie powoli bawić kiedy dochodzi do mnie fakt, że Kyo jest zazdrosny, nie o lidera, ale o mnie. Jest zazdrosny o mnie!
-Oddasz mi płaszcz?
-Nie. - i zachowuje się piekielnie słodko w tej swojej zazdrości.
-Będzie mi zimno.
-Nikt nie każe ci spać na podłodze.
-Nie?
-Nie.
-To gdzie mam spać? Z Kao na fotelu? - prowokuję go specjalnie, na co odwraca się i patrzy na mnie groźnym wzrokiem.
-Nie. Nie z Kaoru. Ze mną. Na łóżku. - uśmiecham się ciepło, wstaję z podłogi, na której przez cały ten czas siedziałem i podchodzę do niego szybko.
-Z tobą?
-Ze mną.
-Ile?
-Co ile?
-Ile czasu mam z tobą spać?
-A ile chcesz?
-A ty?
-Długo.
-Jak długo, Kyo? Do 16?
-Nie.
-Nie?
-Jeszcze dłużej.
-Do 20?
-Nie.
-To ile?
-Toshiya, do jasnej cholery! Tak długo ile ze mną wytrzymasz.
-Czyli do końca życia?
-A dasz radę? - patrzy na mnie ze zdziwieniem.
-Nie mam pojęcia, ale mam taki zamiar.
-No dobra.
Uśmiecham się do niego, popycham na łóżko, sam kładę się obok i wyłączam światło. Przygarniam go do siebie, wcześniej smakując jego warg, które smakują miętą i waniliową pomadką.
-Kyo?
-No?
-Ale mój płaszcz to mógłbyś już rzucić na podłogę.