A, i miałam jeszcze napisać: Grief I fucking love you <3 Seriously girl :3
Taleja ćwiczy się w tekstówkach, bo zawsze było mało dialogów w notkach :)
~*~
Kurwa, najebałem się w trzy dupy. O, mam nawet dwa telewizory! Ale co robi u mnie dwóch Kaorów?
-Nachlałeś się.
-Nie, wcale nie. Jestem tylko trochę pijany. - mamroczę chichocząc, żeby zaraz wrócić do oglądania moich dwóch telewizorów. Są takie same, chociaż nie jestem pewien, bo jeden jest tak jakby przechylony w bok. Mam nadzieję, że nie spadnie, bo szkoda by było. A tak w ogóle to mamy problem. Jeżeli jest dwóch Kaorów, to znaczy, że jest dwóch liderów, co daje dwa razy tyle roboty, opierdolów, prób, koncertów, wywiadów, znęcania się nad nami. Bo jeśli jeden wysiądzie to zawsze jest drugi, szit, fak.
Jęknąłem łapiąc się przy tym za głowę.
-Dobrze się czujesz?
-Nie, po co jest was dwóch? - pytam, patrząc się uważnie to na jednego Kaoru, to na drugiego.
-Nie ma nas dwóch, idioto, po prostu dwoi ci się w oczach.
-To znaczy, że nie mam dwóch telewizorów? - pytam rozczarowanym tonem.
-To znaczy, że jesteś najebany i w tej chwili masz iść spać.
-Nie chcę. Daj mi się nacieszyć widokiem dwóch telewizorów. Jutro już jednego nie będzie. - mruczę pod nosem, niczym rozkapryszony dzieciak.
Wzdycha tylko cicho i siada obok mnie.
-Dlaczego pijesz?
-Jestem dorosły, mogę pić, jeśli mam na to ochotę. A akurat dzisiaj miałem. Proste? Proste.
-Co cię gnębi? Do cholery jasnej, jesteśmy przyjaciółmi, chyba mam prawo wiedzieć?
TY mnie gnębisz.
-No, Kyo?
Twoja przyjaźń mnie gnębi.
-Kyo.
Bo z mojej strony ona już nie istnieje.
-KYO!
-Przestań się drzeć.
-Powiesz mi?
-Nie.
-Dlaczego jesteś taki uparty?
-Bo gdybym nie był, nie miałbyś takiego ciekawego życia, a teraz możesz już iść, skończyła mi się inwencja twórcza na rozmowy.
-Nie wyjdę, dopóki się nie dowiem.
-O, widzę, że się zadomowisz. Wiesz gdzie wszystko się znajduje, obawiam się tylko, że moje ciuchy będą na ciebie ciut za małe, dlatego będzie lepiej jednak, jeśli wrócisz do domu.
-Tooru.
-Nie mów tak, dobrze wiesz, że tego nie lubię.
-To twoje imię.
-Już nie, teraz jestem Kyo.
-Kyo to ty jesteś, ale na scenie, teraz siedzę z kumplem, a kumpel ma na imię TOORU.
-Pierdol się Niikura. O, patrz, jakby tak wsadzić jedną literkę w twoje nazwisko to by było "NiikurWa", akurat więc słowo "pierdol" pasuje idealnie.
-Nie wiem co się z tobą dzieje i martwię się o ciebie.
-Spokojnie, nadal jestem tym samym cynicznym, zgryźliwym wokalistą, nic się nie popsuło, nadal będziesz miał poschizowane teksty. Zero zmartwień.
-Tooru.
-Daj już sobie spokój, przecież mnie znasz, jeśli nie będę chciał powiedzieć to nie powiem, dlatego nie marnuj swojego czasu na dyskusje z moją osobą i jedź do perkusisty, bo się tam, w tym domu zaczeka na śmierć.
-Ale...
-Wszystko jest dobrze, no, już, spierdalaj.
-Jesteś jebnięty.
-To wiem od dawna. Żegnam pana.
-Jakby co to znasz mój numer telefonu. - wstaje z kanapy i staje naprzeciw mnie.
-Jasne, i na pewno zadzwonię. Otwórz linię "przyjaciel z chęcią wysłucha drugiego, pierdolniętego przyjaciela".
-Cóż za ironia.
-Cały ja, nie zapominaj.
-Gdzieżbym śmiał.
-Czy mi się wydaję, czy przedłużasz rozmowę żeby stąd nie wyjść? Nie bój się, nie wyskoczę przez okno, ani nie zrobię nic bardziej głupiego.
-A mniej?
-Też nie. Jestem dorosłym, rozsądnym facetem. I z czego się śmiejesz?
-Rozsądnym?
-A nie?
-Polemizowałbym.
-Spieprzaj już.
-Dobra, dobra.
-Pozdrów Shinyę.
-Jasne. - nie rusza się z miejsca i uparcie wpatruje się we mnie.
-No, na co znowu czekasz?
-Na to kiedy w końcu powiesz mi co do mnie czujesz.
-A czuję? - udaję zdziwienie, podnosząc przy tym brwi.
-A nie? Kyo nie rób z siebie większego idioty niż jesteś.
-Nie jestem idiotą.
-Więc?
-Więc co?
-Długo mam jeszcze czekać?
-W nieskończoność. A tak w ogóle to dlaczego chcesz to ode mnie usłyszeć, co, Nikkura?
-Bo nie jestem z Shinyą.
-Nie? - dziwię się tak bardzo, że aż wstaję. Przez chwilę mnie chwieje na boki, ale staję w końcu przed nim pewnie.
-Nie, nie jestem, a ty po prostu lubisz dopowiadać sobie historyjki, do niektórych obrazków.
-Ale, przecież...
-Widziałeś jak wchodził do mojego mieszkania, a wyszedł dopiero rano?
-Skąd wiesz? - chyba zaraz będę musiał zbierać oczy z podłogi, bo mam wrażenie, że zaraz przez ten wytrzeszcz wypadną.
-Widziałem cię jak bujałeś się na huśtawce i patrzyłeś z ciekawością w moje okna, a później Shinya potwierdził, że to byłeś ty.
-A może po prostu lubię siedzieć na placu zabaw?
-Akurat przed moim blokiem?
-Przypadek.
-W moje okna też zaglądałeś przez przypadek?
-Niikura, mieszkasz na 4 piętrze, jak niby mam ci zaglądać w okna? A tak poza tym to musiało coś ci się przewidzieć.
-Shinowi też?
-Oczywiście, obydwaj jesteście ślepi, na urodziny kupię wam okulary, co wy na to?
-Ja swoje mam, Shin nie ma żadnej wady.
-O, proszę jak doskonale wiesz.
-Jestem waszym liderem.
-I to cię upoważnia do tego, żeby sprawdzać naszą przeszłość chorobową?
-Naturalnie.
Milknę, nie mogąc znaleźć żadnej odpowiedzi na to. Cały mój jad wylałem na wcześniejsze dialogi, teraz nie mam siły, mam ochotę położyć się spać, wytrzeźwiałem już dawno. Nie wiem co mam robić.
-Dobrze, w takim razie dlaczego Shinya wyszedł od ciebie rano?
-Najpierw dokańczaliśmy piosenkę, a później wypłakiwał się na moim ramieniu, bo rzuciła go dziewczyna.
-Aha. - znowu milkniemy przy czym ja strzelam oczami na boki, aby tylko na niego nie patrzeć.
-Dlaczego się nie przyznasz do swoich uczuć?
-Boję się.
-Czego, Tooru?
-Że już nigdy nie będę mógł normalnie bez ciebie funkcjonować.
-Nie mam zamiaru nigdzie odchodzić.
-Dobrze wiesz, jaki jestem. Podejrzewam też, że doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że się nie zmienię, więc nie rozumiem dlaczego jeszcze tu jesteś. No, chyba, że chcesz usłyszeć ode mnie dwa irytująco idealne słowa, a później odejść.
-Kocham cię.
-Słucham?
-Kocham cię, Tooru.
Patrzę się na niego niedowierzająco. W ciele powoli rozpływa się jakieś dziwne ciepło, a w brzuchu, o zgrozo, czuję przysłowiowe "motylki", jakby tego było mało puls mi przyśpiesza, a na policzki występują rumieńce.
Kaoru podchodzi do mnie powoli, wyciąga rękę i gładzi nią mój prawy policzek.
-Kaoru? - pytam cicho, dopasowując się do panującego nastroju.
-Tak?
-Jesteś wrednym, irytującym chujem, ale ja ciebie też.
Uśmiecha się do mnie delikatnie i całuje w usta. Przejeżdżam językiem po jego wargach czując coś przyjemnie słodkiego, prawie jak miód. Właśnie tak w moich najśmielszych marzeniach smakuje niebo. Wtulam się w niego, a on obejmuje mnie ciasno. Odrywam się od jego warg i wtulam twarz w jego szyję.
-Kocham cię, skarbie.
-Tylko nie skarbie! Jeśli powiesz coś takiego publicznie, własnoręcznie cię wykastruję, a potem powieszę za flaki na suficie! - warczę, zirytowany całą cukierkowością tego wszystkiego.
-Kocham cię, ty mój psychopato.
-Tak jest dobrze. - wzdycham cicho i pozwalam pogłaskać się po głowie, mimo że tego nienawidzę. Chyba jednak będę potrafił pójść na jakieś kompromisy. W sumie... Dla niego wszystko.
-Nachlałeś się.
-Nie, wcale nie. Jestem tylko trochę pijany. - mamroczę chichocząc, żeby zaraz wrócić do oglądania moich dwóch telewizorów. Są takie same, chociaż nie jestem pewien, bo jeden jest tak jakby przechylony w bok. Mam nadzieję, że nie spadnie, bo szkoda by było. A tak w ogóle to mamy problem. Jeżeli jest dwóch Kaorów, to znaczy, że jest dwóch liderów, co daje dwa razy tyle roboty, opierdolów, prób, koncertów, wywiadów, znęcania się nad nami. Bo jeśli jeden wysiądzie to zawsze jest drugi, szit, fak.
Jęknąłem łapiąc się przy tym za głowę.
-Dobrze się czujesz?
-Nie, po co jest was dwóch? - pytam, patrząc się uważnie to na jednego Kaoru, to na drugiego.
-Nie ma nas dwóch, idioto, po prostu dwoi ci się w oczach.
-To znaczy, że nie mam dwóch telewizorów? - pytam rozczarowanym tonem.
-To znaczy, że jesteś najebany i w tej chwili masz iść spać.
-Nie chcę. Daj mi się nacieszyć widokiem dwóch telewizorów. Jutro już jednego nie będzie. - mruczę pod nosem, niczym rozkapryszony dzieciak.
Wzdycha tylko cicho i siada obok mnie.
-Dlaczego pijesz?
-Jestem dorosły, mogę pić, jeśli mam na to ochotę. A akurat dzisiaj miałem. Proste? Proste.
-Co cię gnębi? Do cholery jasnej, jesteśmy przyjaciółmi, chyba mam prawo wiedzieć?
TY mnie gnębisz.
-No, Kyo?
Twoja przyjaźń mnie gnębi.
-Kyo.
Bo z mojej strony ona już nie istnieje.
-KYO!
-Przestań się drzeć.
-Powiesz mi?
-Nie.
-Dlaczego jesteś taki uparty?
-Bo gdybym nie był, nie miałbyś takiego ciekawego życia, a teraz możesz już iść, skończyła mi się inwencja twórcza na rozmowy.
-Nie wyjdę, dopóki się nie dowiem.
-O, widzę, że się zadomowisz. Wiesz gdzie wszystko się znajduje, obawiam się tylko, że moje ciuchy będą na ciebie ciut za małe, dlatego będzie lepiej jednak, jeśli wrócisz do domu.
-Tooru.
-Nie mów tak, dobrze wiesz, że tego nie lubię.
-To twoje imię.
-Już nie, teraz jestem Kyo.
-Kyo to ty jesteś, ale na scenie, teraz siedzę z kumplem, a kumpel ma na imię TOORU.
-Pierdol się Niikura. O, patrz, jakby tak wsadzić jedną literkę w twoje nazwisko to by było "NiikurWa", akurat więc słowo "pierdol" pasuje idealnie.
-Nie wiem co się z tobą dzieje i martwię się o ciebie.
-Spokojnie, nadal jestem tym samym cynicznym, zgryźliwym wokalistą, nic się nie popsuło, nadal będziesz miał poschizowane teksty. Zero zmartwień.
-Tooru.
-Daj już sobie spokój, przecież mnie znasz, jeśli nie będę chciał powiedzieć to nie powiem, dlatego nie marnuj swojego czasu na dyskusje z moją osobą i jedź do perkusisty, bo się tam, w tym domu zaczeka na śmierć.
-Ale...
-Wszystko jest dobrze, no, już, spierdalaj.
-Jesteś jebnięty.
-To wiem od dawna. Żegnam pana.
-Jakby co to znasz mój numer telefonu. - wstaje z kanapy i staje naprzeciw mnie.
-Jasne, i na pewno zadzwonię. Otwórz linię "przyjaciel z chęcią wysłucha drugiego, pierdolniętego przyjaciela".
-Cóż za ironia.
-Cały ja, nie zapominaj.
-Gdzieżbym śmiał.
-Czy mi się wydaję, czy przedłużasz rozmowę żeby stąd nie wyjść? Nie bój się, nie wyskoczę przez okno, ani nie zrobię nic bardziej głupiego.
-A mniej?
-Też nie. Jestem dorosłym, rozsądnym facetem. I z czego się śmiejesz?
-Rozsądnym?
-A nie?
-Polemizowałbym.
-Spieprzaj już.
-Dobra, dobra.
-Pozdrów Shinyę.
-Jasne. - nie rusza się z miejsca i uparcie wpatruje się we mnie.
-No, na co znowu czekasz?
-Na to kiedy w końcu powiesz mi co do mnie czujesz.
-A czuję? - udaję zdziwienie, podnosząc przy tym brwi.
-A nie? Kyo nie rób z siebie większego idioty niż jesteś.
-Nie jestem idiotą.
-Więc?
-Więc co?
-Długo mam jeszcze czekać?
-W nieskończoność. A tak w ogóle to dlaczego chcesz to ode mnie usłyszeć, co, Nikkura?
-Bo nie jestem z Shinyą.
-Nie? - dziwię się tak bardzo, że aż wstaję. Przez chwilę mnie chwieje na boki, ale staję w końcu przed nim pewnie.
-Nie, nie jestem, a ty po prostu lubisz dopowiadać sobie historyjki, do niektórych obrazków.
-Ale, przecież...
-Widziałeś jak wchodził do mojego mieszkania, a wyszedł dopiero rano?
-Skąd wiesz? - chyba zaraz będę musiał zbierać oczy z podłogi, bo mam wrażenie, że zaraz przez ten wytrzeszcz wypadną.
-Widziałem cię jak bujałeś się na huśtawce i patrzyłeś z ciekawością w moje okna, a później Shinya potwierdził, że to byłeś ty.
-A może po prostu lubię siedzieć na placu zabaw?
-Akurat przed moim blokiem?
-Przypadek.
-W moje okna też zaglądałeś przez przypadek?
-Niikura, mieszkasz na 4 piętrze, jak niby mam ci zaglądać w okna? A tak poza tym to musiało coś ci się przewidzieć.
-Shinowi też?
-Oczywiście, obydwaj jesteście ślepi, na urodziny kupię wam okulary, co wy na to?
-Ja swoje mam, Shin nie ma żadnej wady.
-O, proszę jak doskonale wiesz.
-Jestem waszym liderem.
-I to cię upoważnia do tego, żeby sprawdzać naszą przeszłość chorobową?
-Naturalnie.
Milknę, nie mogąc znaleźć żadnej odpowiedzi na to. Cały mój jad wylałem na wcześniejsze dialogi, teraz nie mam siły, mam ochotę położyć się spać, wytrzeźwiałem już dawno. Nie wiem co mam robić.
-Dobrze, w takim razie dlaczego Shinya wyszedł od ciebie rano?
-Najpierw dokańczaliśmy piosenkę, a później wypłakiwał się na moim ramieniu, bo rzuciła go dziewczyna.
-Aha. - znowu milkniemy przy czym ja strzelam oczami na boki, aby tylko na niego nie patrzeć.
-Dlaczego się nie przyznasz do swoich uczuć?
-Boję się.
-Czego, Tooru?
-Że już nigdy nie będę mógł normalnie bez ciebie funkcjonować.
-Nie mam zamiaru nigdzie odchodzić.
-Dobrze wiesz, jaki jestem. Podejrzewam też, że doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że się nie zmienię, więc nie rozumiem dlaczego jeszcze tu jesteś. No, chyba, że chcesz usłyszeć ode mnie dwa irytująco idealne słowa, a później odejść.
-Kocham cię.
-Słucham?
-Kocham cię, Tooru.
Patrzę się na niego niedowierzająco. W ciele powoli rozpływa się jakieś dziwne ciepło, a w brzuchu, o zgrozo, czuję przysłowiowe "motylki", jakby tego było mało puls mi przyśpiesza, a na policzki występują rumieńce.
Kaoru podchodzi do mnie powoli, wyciąga rękę i gładzi nią mój prawy policzek.
-Kaoru? - pytam cicho, dopasowując się do panującego nastroju.
-Tak?
-Jesteś wrednym, irytującym chujem, ale ja ciebie też.
Uśmiecha się do mnie delikatnie i całuje w usta. Przejeżdżam językiem po jego wargach czując coś przyjemnie słodkiego, prawie jak miód. Właśnie tak w moich najśmielszych marzeniach smakuje niebo. Wtulam się w niego, a on obejmuje mnie ciasno. Odrywam się od jego warg i wtulam twarz w jego szyję.
-Kocham cię, skarbie.
-Tylko nie skarbie! Jeśli powiesz coś takiego publicznie, własnoręcznie cię wykastruję, a potem powieszę za flaki na suficie! - warczę, zirytowany całą cukierkowością tego wszystkiego.
-Kocham cię, ty mój psychopato.
-Tak jest dobrze. - wzdycham cicho i pozwalam pogłaskać się po głowie, mimo że tego nienawidzę. Chyba jednak będę potrafił pójść na jakieś kompromisy. W sumie... Dla niego wszystko.
Kiedy następnego dnia wracam ze studia do domu i widzę mojego faceta rozwalonego przed telewizorem, z puszką piwa w jednej ręce, a w drugiej odpalonego fajka, uśmiecham się w duchu.
W końcu czuję, że mam dom. W końcu czuję, że jest dobrze. Że tak powinno być już Z-A-W-S-Z-E.
-Kochasz mnie? - pytam cicho, stając za kanapą.
-Kocham, a co?
-Nic, chciałem się upewnić. - całuję go w szyję i idę odgrzać wczorajszą pizzę.
W końcu czuję, że mam dom. W końcu czuję, że jest dobrze. Że tak powinno być już Z-A-W-S-Z-E.
-Kochasz mnie? - pytam cicho, stając za kanapą.
-Kocham, a co?
-Nic, chciałem się upewnić. - całuję go w szyję i idę odgrzać wczorajszą pizzę.