piątek, 29 czerwca 2012

List (ShouxUruha)

Bry ludziska :*
Dzisiaj notka dłuższa od poprzedniej, mam nadzieję, że się spodoba. Pisana pod wpływem chwili, w sumie to sama nie wiem czy się udała czy nie, więc czekam na oceny. 
 Wen powoli wraca do życia :3
Chyba wszystko... Zapraszam do czytania <3
 *List jest pisany kursywą.
~~~

Siedzę w pustym mieszkaniu, w kuchni ze zdjęciem w ręku. Cały czas trzymam jedno mimo, iż fotografii tutaj pełno. Biorę do ręki kartkę i wylewam na nią swoje myśli.
"Pamiętasz jacy byliśmy wtedy szczęśliwi, Uruha? To była nasza pierwsza rocznica..."
*-Shou! Chodź, bo się spóźnimy!
-No już! Czego się tak pieklisz? Przecież schodzę!*
"Byliśmy wtedy w parku na spacerze, u Twojej siostry - w końcu jej powiedziałeś, że jesteśmy razem... Później pływanie łódką, obiad, lody, wesołe miasteczko, kolacja i długa upojna noc.
Jestem ciekaw czy pamiętasz? Byłem wtedy pierwszy raz "na górze". Tęsknię za Twoimi dużymi ciepłymi dłońmi, za Twoim oddechem na mojej szyi i za Twoim kubkiem w zlewie, którego nigdy nie zmywałeś... Zawsze robiłem to ja". 
W tym momencie kartkę moczą łzy. Podnoszę wzrok i patrzę dłuższą chwilę tępo w ścianę.
"Nic mi po Tobie nie zostało oprócz fotografii i koszulki, której nie zabrałeś w pośpiechu pakując swoje rzeczy i krzycząc, że to ON da Ci szczęście. Uruha, dlaczego?! Wytłumacz mi dlaczego zaprzepaściłeś dwa i pół roku naszego związku?! Co "on" ma czego nie mam ja?!
Starałem się dać Ci jak najwięcej żebyś nigdy nie musiał niczego szukać. 
Dawałem Ci siebie, żebyś nie czuł się samotny.
Dawałem Ci uczucia, żebyś poczuł jaki jestem szczęśliwy i żeby również Tobie się to udzieliło.
Myślałem, że miałeś wszystko czego Ci potrzeba, ale najwidoczniej się myliłem.
Pewnie, gdy będziesz to czytał będziesz myślał jaki to jestem żałosny, czyż nie?
W sumie... To mnie to nie obchodzi, zależy mi żeby to MI ulżyło, Ty masz prawo myśleć co chcesz. 
Naprawdę Kouyou nie mam siły, zabrałeś ją całą ze sobą.
 Tak bardzo bym chciał, żebyś tu był i mnie przytulał, dając mi złudne poczucie bezpieczeństwa".
Odkładam zdjęcie i biorę następne.
"Czyż to nie piękna rzecz? Tutaj czas się zatrzymał. Bankiet urodzinowy szefa naszej wytwórni.
Weszliśmy tam trzymając się za ręce. Kiedy ja byłem taki zestresowany tym czy nas wyśmieją i wyrzucą na zbity pysk. Ty jak zawsze szczęśliwy, uśmiechnięty i rozluźniony. Na szczęście zaakceptowali nas...
Kolejna fotografia przedstawia mnie z wielkim różowym miśkiem, którego dostałem od Ciebie na urodziny. Maskotka jest jeszcze, chyba gdzieś na poddaszu. Nie jestem w stanie wyrzucić rzeczy, które dostałem od Ciebie, bo każda wiąże się z jakimś wspomnieniem.
Kolejna "kolorowa kartka" przedstawia Ciebie owiniętego w ręcznik w gorących źródłach. Pojechaliśmy tam, żebyś odpoczął po trasie koncertowej.
Następna fotografia przedstawia nas na plaży - Ty opalony na brązowo, a ja czerwony jak kretyn. Zawsze zazdrościłem Ci karnacji... Ja jestem brązowy dopiero po czterech dniach.
Kolejne zdjęcia były robione między innymi
  • w schronisku dla zwierząt (zawsze dla pupilków miałeś dobre serce)
  • w górach
  • na wycieczce rowerowej
  • na kręgielni
  • w kinie z fankami
lub po prostu na spacerach i w wielu innych miejscach
Nie mam ochoty ich już oglądać.
Ostatnie nasze wspólne zdjęcie było robione przez fankę w restauracji dwa dni przed naszym rozstaniem...".
Dopisuję jeszcze trochę do listu i zanoszę go pod Twoje drzwi. Czaję się pod Twoim domem w krzakach , żeby ostatni raz Cię zobaczyć.
-Żegnaj, Uruha. - mówię cicho.

*dwa dni później*

-Wyłowiono zwłoki Kahar'y Kazamas'y, wokalisty Alice Nine - Shou. - podała prezenterka jakiejś stacji telewizyjnej. 
Ostatnie zdania zawarty w liście brzmiały:
"Każdy mnie przed Tobą ostrzegał. Mówił, że jesteś "niestały" w uczuciach, jednak po roku bycia razem myślałem, że Cię zmieniłem.
Pierwszą zdradę i jednocześnie jedyną, o której wiem Ci wybaczyłem.
Chciałem Cię mieć przy sobie.
Nie ważne jakim i czyim kosztem.
Twoim.
Moim.
Po prostu żebyś był.
Żaden z nas pod koniec związku nie był szczęśliwy.
Pamiętaj jedno, Shima.
Każdy z nas ma w sobie coś z egoisty.
Shou.

sobota, 23 czerwca 2012

Szczerość (UruhaxReita)

 Bry wszystkim :*
Moja wena wzięła i wyskoczyła przez okno ;_;
Mam jeszcze napisane 3 shoty więc póki co nie trzeba martwić się czymś takim jak "zawieszenie".
Mam nadzieję, że przejdzie mi to chwilowe "niepisanie".
Notka dzisiaj drętwa i krótka (tak, wiem, znowu ;_;. Sama siebie rozczarowałam), ale ostatnio tylko coś takiego mi wychodzi :<.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Miłego czytania <3
(Notka dodana dzisiaj z tego powodu iż laptop mi się popsuł i musiałam iść skorzystać z komputera koleżanki.)
No i Gomenasai <3


~~~ 

Ładnie dzisiaj wyglądasz, Rei. W tych luźnych spodniach, zwykłej granatowej koszuli na długi rękaw, dłuższych butach i bez bandany.
Może kiedyś zdobędę się na odwagę żeby Ci to powiedzieć.
Niestety  to "kiedyś" dzisiaj nie jest.
Wiesz... To przerażające, że Cię kocham. I tu wcale nie chodzi o to, że jesteś facetem, bo gejem jestem odkąd pamiętam. Chodzi o to, że jesteś moim najlepszym kumplem, z którym mogę przebywać 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu, grać w debilne gry i gadać o bzdetach.
Z takimi o to wnioskami żyję z dnia na dzień.
Czasami są takie dni, że mam ochotę podejść do ciebie, potrząsnąć twoim idealnym ciałem i wywrzeszczeć co do ciebie czuję.
Wiesz skarbie, że każdy z zespołu zauważył?
Czekam tylko na Ciebie.
Każą mi się nie męczyć; powiedzieć Ci, albo dać sobie spokój.
Próbowałem z tą drugą opcją, ale z tego wszystkiego wyszło tylko tyle, że pragnę Cię bardziej.
Kończy się kolejny dzień, a ja znowu zasypiam sam.
Powinienem Ci powiedzieć.
Powinienem.
Jutro to zrobię.

***

Wychodzimy ze studia, Rei idzie do mnie. Dzisiaj mu powiem. Przygotowałem się na to... W miarę.

Siedzimy drugą godzinę przed grami. Jutro mamy wolne więc możemy tak spędzić całe 24 godziny, ale ja mam przecież coś innego w planach.
-Musimy pogadać. - zaczynam w końcu patrząc na jego profil.
-Brzmi poważnie. - wyszczerza się i przekręca głowę żeby spojrzeć mi prosto w oczy. Wyłączam telewizor. Widzę go tylko w mdłym świetle lampki. Siada dokładnie naprzeciwko mnie.
-Reita, czy masz coś przeciwko homoseksualistą? 
-Oczywiście, że nie. A co? Masz chłopaka? - i znowu ten uśmieszek. Czy mi się wydaję czy jest udawany?
-Reita! To nie jest zabawne! - unosi ręce w poddańczym geście. - A Ty, Rei? Jesteś stu procentowym hetero? Czy masz w sobie coś z homo?
-Ja... W zasadzie to nigdy nad tym nie myślałem. - uwielbiam to, że jest ze mną szczery.
-A jest facet do którego Cię ciągnie? Albo na którego reagujesz inaczej niż na innych? - czerwieni się i patrzy na mnie niepewnie. 
-A co jeśli to ktoś z zespołu? - pyta drżącym głosem.
-Przecież wiesz, że mi możesz powiedzieć. 
-Ale to przyjaciel... Zresztą on na pewno mnie nie chce. - Uruha, spokojnie, nie rób sobie nadziei. Wdech wydech.
-No to powiesz mi?
-A nie możemy grać dalej? - patrzę na niego rozczarowany. - Okej, okej! Pewnie się zbłaźnię, ale to... Ty. - wypuszczam z płuc długo przetrzymywane powietrze. 
-Było tak od razu! - delikatnie przytulam go i całuję w czoło.

***

Reita został na noc. I na kolejną i kolejną i kolejną po kolejnej. 
Już nie jest mi zimno samemu w nocy, ani pusto.
Wszyscy z zespołu nam pogratulowali, w końcu nie będę chodził smętny, nawet Reita teraz częściej się uśmiecha. 
Teraz już zawsze mówię mu jak ładnie wygląda i jak bardzo go kocham.  

piątek, 15 czerwca 2012

Świadomy (Ruki)

Bry wszystkim :*
Dziękuję wszystkim za życzenia, naprawdę <333333 
Zresztą skomentowałam je w odpowiedziach :3
Jestem niesamowicie zmęczona, więc nie przeciągam.
Tekst dokańczany na ostatnią chwilę, więc jeszcze ciepły XD.

Życzę miłego czytania :*


~~~


  Twój uśmiech działa na mnie jak nic innego. Nic. Kompletnie nic, nawet on tak na mnie nie działa. Tak, masz rację. Ten, z którym jestem. Jestem nie fair, wiem to jak nic innego... No chyba, że rozmawiamy o Tobie. Jestem jeszcze pewniejszy tego, że cię kocham. Moja miłość nie ma racji bytu, wiem. Ale i tak nie mogę się powstrzymać przed komplementowaniem twojej urody. Bo jesteś śliczny i zależy mi na Tobie. Bardziej niż na przyjacielu, bardziej niż bym tego chciał.
Stoję oparty o zlew i myję po raz 5 tę samą szklankę. Wybudza mnie z tego stanu trzaśnięcie drzwiami. Przyszedł MÓJ mężczyzna, bynajmniej to nie jesteś TY.
-Cześć, Koi. - całuje mnie w policzek, bo nie pozwalam pocałować się w usta. Jestem brudny... Nie fizycznie, a psychicznie.
-Hej. - odmrukuję cicho.
-Jak ci minął dzień, kruszynko? - NIE JESTEM KRUSZYNKĄ! Bynajmniej nie twoją. Już nie. Wybacz, Rei.
-Mówiłem Ci, żebyś tak mnie nie nazywał. - mówię niemiło.
-A ciebie co znowu ugryzło? - to samo co gryzie od 5 miesięcy.
-Nic, wybacz. Idę pod prysznic. - opłukuję szklankę i wychodzę do łazienki, po drodze zamykając drzwi.
Nie mam ochoty na kąpiel z nim, kiedy wolałbym kąpiel z Tobą. Krzywię się z niesmakiem przeglądając się w lustrze. Nie mogę patrzeć sobie w oczy, bo obrzydza mnie moja obłuda. Gdybym nigdy nie był z Reitą, albo nie zakochał się w Tobie, byłoby mi o wiele prościej. Nie wstydził bym się sam siebie, wiesz?
Stoję pod prysznicem i błagam wręcz, aby wymył ze mnie te wszystkie uczucia skrywane w głębi. Jednak nic nie pomaga. Ubieram się szybko, biorę paczkę fajek, Korana na smycz i krzyczę krótkie "Wychodzę".
Szlajam się bez celu po pustym parku.
Gdzie w tym wszystkim jest sens? Chciałbym żebyś szedł teraz ze mną ściskając mnie za rękę i szepcząc, że wszystko będzie dobrze.
Po co mi te pragnienia, marzenia, kiedy wiem, że to się nigdy nie ziści? Jaki sens jest w moim egzystowaniu jeśli dobrze wiem, że nie będę miał ciebie?
Koniec tych ponurych rozmyśleń! Każdy z zespołu powoli zauważa, że jestem bardziej zirytowany, nieobecny i niemiły niż zazwyczaj. Jednak nic nie mogę poradzić na to, że cię kocham. Kocham cię tak bardzo, że aż boli. Szkoda tylko, że jestem tego świadom.
Już wiem co muszę zrobić, wracam szybko do domu.
-Reita, możemy porozmawiać? - patrzy na mnie pytającym wzrokiem, w którym jest niepewność. Doskonale wie, że nam się nie układa.
-Słuchaj, Rei... Znamy się tyle czasu, prawda? - kiwa głową. - Ja... Ja już tak dłużej nie mogę. Nie chcę cię okłamywać... I nie chcę cię zostawiać. Nie chcę. Ale czy na to nie jest już za późno jeśli kocham innego? W sumie zostawiłem cię... Może nie całkiem, nie w stu procentach, bo nadal przy tobie trwam. "Trwam" to dobre określenie. Nie "jestem" z Tobą tylko "trwam". Trwam przy Twoim boku, ale jestem z nim. Chociaż z nim też nie jestem w stu procentach. Dziwnie brzmi to wszystko, ale taka jest prawda. Trwam przy Twoim boku bez uczuć. Jestem z nim, ale nie przy nim.
-"ON" to Uruha, prawda?
-Skąd wiesz? - zatkało mnie.
-Za dobrze Cię znam Taka... - patrzę na niego kiedy zaczyna wycierać łzy. Na mnie już czas, nie mogę tu dłużej zostać.
-Rei, ja się wyprowadzę będzie lepiej, dobrze? - chwila milczenia, już chcę wychodzić kiedy nagle zmraża mnie jedno zdanie.
-Ty wiesz, że Uruha jest z Kai'em, prawda? - Uru... z Kai'em? Stoję jak ten kołek i nagle mam wyrzuty sumienia, że zostawiam Reitę, ale wtedy przypomniam sobie, że tak będzie dla niego lepiej.
-Zamieszkam z Aoi'm.
Biorę torbę, wrzucam do niej wszystko jak leci, po resztę przyjadę kiedy indziej.
Dzwonię do drzwi ciemnowłosego, nie wiem jakim cudem udało mi się tu dotrzeć samochodem nie powodując żadnego wypadku.
-Ruki? Ruki! Dlaczego płaczesz?! Co się stało?! Pokłóciłeś się z Reitą?!
I nagle zrobiło mi się jeszcze gorzej.
-Wejdź, ja zrobię herbatę.
Siadam przy blacie kuchennym i patrzę jak gitarzysta krząta się żeby zrobić mój ulubiony napój.
Po chwili w moje ręce wpada gorący kubek.
-Opowiadaj.
Po chwili słowa same zaczynają wylatywać z moich ust. Kiedy kończę historię, herbata robi się już zimna.
Nie patrzę na mojego przyjaciela tylko na swoje ręce.
Nie mam śmiałości, po tym wszystkim co usłyszał powinien mnie wywalić za drzwi.
-Zostań tu ile tylko chcesz... Pod warunkiem, że zmywasz! - w końcu podnoszę wzrok i patrzę na jego pełne usta rozciągnięte w uśmiechu. Zaczynam chichotać. Pierwszy raz od dłuższego czasu jestem szczęśliwy. W końcu komuś się wygadałem. Podzieliłem problemami... Czasami tak trzeba. Czasami trzeba otworzyć się na drugiego człowieka.
Mam nadzieję, że teraz będzie lepiej.
Liczę na to.


~~~

Tak wiem, nie dość że krótkie to jeszcze do tego gniot. Wybaczcie T.T

Właśnie dlatego mam dla was jeszcze niespodziankę! XD
*tam-tara-ram*

-DO jasnej cholery, uhm, yhm, ja ju-uuż nie mogę, Aoi. Ukhm, proszę cię! Ohm.
-Jeszcze uhm, ch-chwila.
-Aleee przecież um, to już, oh, ponad 3 godzi-iny!
-Ohmmm, wiem, ale przecież musimy, uhh
-ALE AOI! To Twoje meble i Twoje nowe mieszkanie, więc albo robimy przerwę albo nosisz je sam!

piątek, 8 czerwca 2012

Próba (AoixKai)

Bry wszystkim :*
Notka dzisiaj dosyć dziwna, bo pisana od 31 października do 2 czerwca o.o'. 
Dziękuje za wszystkie komentarze - mordka mi się cieszy jak je czytam :3
A tak btw. Talcia obchodzi dzisiaj 16 urodziny. 
Moglibyście zrobić jej prezent i wszyscy Ci, którzy przeczytają niech skomentują... Tak, miło by było :3

W ogóle nie miałam pomysłu na tytuł notki ._.
Jeszcze tylko ostrzeżenie : notka zawiera mnóstwooooo wulgaryzmów :D

*Rozmawiam z mamą i pokazuję jej Hitsugi'ego z Nightmare
ja: -Widzisz ile ma kolczyków?
mama: - Świrus?
-Nie, gitarzysta.
-Aa, to zmienia postać rzeczy.* 
~ i jak jej tu nie kochać? xD
~~~


Ciągle te próby i próby. Kocham to co robię i raczej nie powinienem mieć zastrzeżeń co do tego rodzaju "rozrywek",
ale wszystko po kolei zaczyna mnie już wkurwiać. Czasami aż mam ochotę zamachnąć się i pierdolnąć gitarą o glebę.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze Yutaka. No co ja poradzę że coś do niego czuję?
Serce nie sługa.
Wzdycham cierpiętniczo i zwlekam się z łóżka, żeby zaraz wypić kawę, która parzy mnie w gardło i wziąć prysznic.
Zakładam ulubione czarne rurki, glany i jakiś niebieski podkoszulek. Biorę jeszcze pokrowiec z gitarą i klucze od samochodu.
Dojeżdżam na próbę bez spóźnienia na co wszyscy reagują głośnym "wow".
-Nie wiedziałem, że tak często się spóźniam, że jak przyjadę na próbę na czas to musicie otwierać gęby.- warczę na
nich nieprzyjemnie i stroję gitarę.
-Zachowujesz się jakbyś miał okres.- mówi wokalista.
Zatkało mnie. Rzeczywiście jestem "trochę" bardziej zgryźliwy niż zawsze, ale to nie moja wina! Tylko lidera.
Jego sama obecność działa na mnie jak narkotyk.
Stop! Stąpasz po kruchym lodzie, Yuu. Najlepiej o nim nie myśleć. Tak, tak będzie najlepiej dla nas wszystkich.
Kiedy zdałem sobie sprawę, że kocham Tanabe?
Na kolejnej szalonej imprezie Miv'a kiedy to wszyscy byli ostro wstawieni, oprócz mnie bo nie chciało mi się spijać
do nieprzytomności, a poza tym to był mój czas, na pilnowanie reszty. Taa, ustalamy sobie "grafik" który ma pilnować
zespołu i który ma zostać trzeźwy na wypadek, gdyby wybuchł pożar, albo przyjechała policja. Raz takie zdarzenie miało
miejsce i wszyscy byli najebani. Od tego czasu mamy jakieś środki ostrożności. A wtedy byłem nim ja. No ale nieważne.
Kontynuując najważniejsze: zaczęliśmy grać w butelkę i Uruha wylosował Kai'a, no i kazał mu się ze mną pocałować, ale
to nie miało być zwykłe muśnięcie warg, tylko 2 minutowy namiętny pocałunek.
No i stało się. Od tego momentu chodzę struty, bo uświadomiony co czuje do perkusisty.
-Skupcie się! Bardzo was proszę!- drze się właśnie lider. Wyginam usta w mimowolnym uśmiechu.
No ale zresztą nieważne. Skupiam się na muzyce. Po 6 godzinach jesteśmy wolni, a mi zachciało się akurat siku.
Zapieprzam szybko do łazienki, a później na luzie chowam gitarę i udaje się do drzwi. Naciskam klamkę a tam nic.
Szarpię klamkę coraz bardziej.
-No co się kurwa dzieje?!- zamknęli mnie! Zamknęli! Pewnie chcieli mi dać nauczkę za ten mój humor i niewyparzoną gębę.
Krzywię się i osuwam się po ścianie zamykając oczy.
-No i co, Yuu?- moje powieki momentalnie się podnoszą na dźwięk JEGO głosu.
Ja pierdole, to sen. Obudźcie mnie, albo zabijcie! Nie, to nie może być sen, w śnie byłby ubrany tylko w bokserki.
Kurwa! O czym ja w ogóle myślę?! Dobra, dobra, tylko spokojnie. Wdech, wydech, wdech, wydech. Uf, troszkę lepiej.
-Możesz otworzyć drzwi?- pytam uprzejmie. Spróbuje po dobroci, później najwyżej wyrwę mu klucze.
-Nie mogę.
-A to niby dlaczego?- staram się panować nad głosem, mimo że w spodniach robi mi się coraz ciaśniej.
-Bo najpierw musimy porozmawiać.
-O czym?- teraz już warczę. Coraz mniej mi się podoba.
-Od ostatniej imprezie u Miv'a mnie unikasz, chodzisz wkurwiony. Więc ja się do jasnej cholery pytam o co chodzi?! Chyba nie chcesz żeby zespół się rozpadł, przez Twoje humorki, co?
-Oczywiście że nie. Nic mi nie jest, jasne? A teraz bardzo Cię proszę otwórz te pierdolone drzwi!- nic sobie z tego nie
robiąc podszedł do mnie i chwycił za nadgarstki.
-Yuu, powiedz co się stało, bo nie ręczę za siebie.- nie odpowiadam, czuję, jego oddech na moim policzku i czuje też
że zaczynam robić się czerwony. Na co Yukate chyba olśniło, bo po chwili wykrztusił
-Chodzi ci o ten pocałunek, prawda?
Nie odpowiadam. Nie chce słyszeć prawdy, i jego zapewnień że jesteśmy tylko kolegami. Odpycham go od siebie i proszę
histerycznym tonem, żeby otworzył drzwi.
-Klucz jest w tylnej kieszeni moich spodni. Jeżeli chcesz stąd wyjść sam go sobie weź.- otwieram szeroko oczy i patrzę
się na niego jak na jakiegoś psychola.
Podchodzę do niego powoli i wkładam obydwie ręce do kieszeni.
W lewej nie ma w prawej też nie. Co to kurwa jakieś żarty są?!
-Gdzie jest klucz?!- zadaje pytanie panicznym głosem.
-Ah, zapomniałem. Nie ma go tam, ale to było straaaaasznie przyjemne.
Gapię się na niego jeszcze większymi oczami. Czy on oszalał do reszty? A może coś brał? Heroina, amfetamina? Cokolwiek?
-Daj mi klucze i po sprawię. Zacznę zachowywać się jak zawsze, tylko daj mi te pierdolone klucze do tych pierdolonych
drzwi!- nie wytrzymuje, mam wrażenie, że zaraz umrę. Nie chce być z nim sam na sam. To znaczy chce, no ale. Zresztą nie ważne, w sumie to sam nie wiem czego chce. Przestałem się sam rozumieć odkąd odkryłem moje uczucia.
-Yuu, ja Cię bardzo proszę, przestań się zachowywać jak dziecko i powiedz mi o co chodzi.- no i co ja mam mu powiedzieć? Kocham Cię? Tak bardzo Cię kocham i chciałbym Cię całować do utraty tchu, nie wypuszczać nigdy z objęć? Dla Ciebie mogę być nawet uke?
Niby dorosły ze mnie facet, ale mam myśli jak napalona nastolatka. Krzywię się z niesmakiem.
-O nic mi nie chodzi, chce po prostu wrócić do domu, jestem zmęczony, gdybyś nie zauważył próba trwała 6 godzin, a ja ostatnio nie mogę spać.- nie mogę spać bo śnisz mi się Ty - dodaję w myślach.
-To może idź do lekarza? Jeżeli nie możesz spać.- uśmiecha się niewinnie i podchodzi na tyle, że stykamy się torsami. Spuszczam głowę i zaczynam wyginać palce. Nagle przypominam sobie o papierosach w tylnej kieszeni moich spodni, więc wyjmuje jednego i odpalam. Co powoduje że lider odsuwa się ode mnie nie chcąc zostać poparzonym.
W myślach skaczę jak dziecko ze szczęścia że jestem taki chytry i zrobiłem tak że musiał się ode mnie odsunąć, ale twarz nadal zostaje maską bez wyrazu.
-Lekarz mi nic nie pomoże, oprócz tego że przepisze mi leki, a wiesz jak ja "kocham" brać leki. - powiedziałem ironicznie.
Na co on tylko westchnął.
Zagiąłem go! Tym razem na moich ustach gości wredny uśmieszek.
-Wiesz co, Yuu? Weź Ty trochę wydoroślej, niby jesteś z nas wszystkich najstarszy, ale czasami zachowujesz się jak pięcioletnie dziecko.
-Dzięki- mruczę po nosem. - To może dasz mi teraz te klucze?- mówię z nadzieją w głosie.
-Nie mam ich.- wybałuszam oczy.
-Jak to ich nie masz?!
-Etto... Chłopaki zabrali...
Nie no! To jakiś marny żart! Wkurwiony nie na żarty uderzam pięścią w ścianę.
-Aoi, uspokój się. Zaraz przyjdą i nas otworzą.- podchodzi do mnie i głaszcze mnie po głowie. Zamykam oczy. Nie mogę oprzeć się pokusie dlatego delikatnie się do niego przytulam.
Czuję jak sztywnieje pod moim dotykiem, więc szybko się odsuwam. Nie patrzę się na niego, bo boję się jego reakcji.
Słyszę zgrzyt w zamku, podrywam gitarę z podłogi i wybiegam z pomieszczenia. Tak szybko jak się da, w biegu mijam chłopaków - ich zdziwione miny mówią same za siebie. Zresztą w tym momencie nic mnie to nie obchodzi. Oni mnie nie obchodzą. Najważniejsze jest to żeby uciec jak najdalej od Tanabe. Wpadam do samochodu i odpalam silnik. Jak poparzony wyjeżdżam na ulice. Do mojego mózgu zdołała dotrzeć informacja że nie ma korków, co było strasznie dziwne, ale nie chciało mi się tego roztrząsać.
Trzęsącymi rękami wyjmuje klucze i otwieram drzwi, żeby po chwili trzasnąć nimi tak że prawie wylatują z zawiasów.
Rzucam gitarę w kąt, odpalam papierosa i wyciągam jakiś trunek.
Łyk za łykiem, fajek za fajkiem. Czuję jak mój mózg ogarnia błoga ciemność.
Budzę się nad ranem z kacem gigantem i idę się ogarnąć. Na szczęście nie ma dzisiaj próby.
Rozsiadam się wygodnie na kanapie, żeby zaraz z niej wstać bo natarczywy dzwonek nie daje mi spokoju.
W drzwiach widzę Kai'a.
-Czego?
-Przyszedłem pogadać. - i wpieprza się do środka bez jakiegokolwiek zaproszenia.
Kurwa, jeszcze jego brakowało, nie dość że mój dom wygląda jak śmietnik, mam kaca giganta, to jeszcze ON musiał przyjść. Moje życie to jakaś marna komedia, aż czasami mam ochotę pierdolnąć głową w ścianę.
-Jak chcesz coś do picia to sobie zrób, wiesz gdzie wszystko jest. Ja nie mam czasu ani ochoty na przyjacielskie pogawędki.
-Taa? A gdzie Ci się tak śpieszy?
-Łóżko mnie woła. - uśmiecha się wrednie, nagle zdaję sobie sprawę z tego jak to zabrzmiało.
-Nie w tym sensie.- piszczę histerycznie niczym nastoletnia dziewica.- Spać mi się chce! Wczoraj za dużo wypiłem i mam kaca. Po prostu chce mi się spać.
-Okej, okej. To ja se zrobię kawę.
Spierdalam do łóżka najszybciej jak się da. Nie chce być z nim sam na sam! O matko, zaczynam panikować. Okej Yuu, spokojnie, wszystko jest dobrze, Kai siedzi w kuchni i robi se kawę, a Ty się nim nie przejmuj i idź spać. Tak, zdecydowanie, przecież łeb mnie napierdala. No już, spokojnie.
Biorę dwa głębokie wdechy.
Przeszło.
Po chwili wpadam w objęcia Morfeusza.
Budzi mnie czyjś oddech na karku i ręką oplatająca talię.
Za oknem ciemno, a budzik wskazuje 3 w nocy.
Odwracam się powoli, a za mną jakby nigdy nic leży sobie lider! No kurwa, chyba mam jakieś omamy.
Znowu stosuję terapię antystresową, biorę 2 głębokie wdechy, zamykam oczy.
To tylko sen, to tylko sen.
Otwieram z powrotem. A on nadal tu jest!
-Dobry... ymm... noc?- patrzę na niego jak na wariata. Czy mu się coś w dekielku posrało? A może cośik obluzowało?
-Co robisz w moim łóżku o 3 rano? - staram się, żeby mój głos nie zadrżał. Jakimś cudem współpracuje, nie wydaje mnie. Mam ochotę się uśmiechnąć.
-Etto... No bo przyszedłem porozmawiać, nie?
-Mhm.- mruczę w odpowiedzi.
-Tylko, że polazłeś spać, a mi się nie chciało wracać do domu, więc obejrzałem film no i jakoś mnie zmuliło. A kanapę masz niewygodną, no a łóżko jedno... I tak jakoś wyszło.- mówi tonem małego dziecka, które wie, że coś przeskrobało, ale jednocześnie doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie poniesie żadnych konsekwencji.
-Aha, czyli wpierdoliłeś mi się do łóżka, bo nie chciało ci się wracać do domu.- czuję jak kiwa głową która nadal jest za blisko.
Kami-sama, jak on ślicznie pachnie!
Zaraz ganię siebie za tą myśl.
Czy ja jestem jakimś masochistą psychicznym? No ale zresztą nie ważne.
Odsuwam się od niego jak najdalej mogę.
Moje "najdalej" wynosi może pół metra, bo za plecami mam ścianę.
-No to mów co to za ważna sprawa, skoro już tu jesteś.
Brak odzewu.
-Halo! Mówię coś do ciebie!
Nadal nic.
-No żesz matko święta, Kai!
Podnosi się do siadu.
-Gomen. Yuu, powiedz mi, co się między nami zmieniło? Przecież, dobrze było tak jak kiedyś, prawda?- szepcze.
Nie odpowiadam, gdzieś w klatce piersiowej kłuje mnie niemiłosiernie.
Teraz ja siadam.
-Przepraszam, Kai. Ale już nie będzie tak jak kiedyś...- wzdycham. Już wiem co muszę zrobić.- Odejdę z zespołu.- mówię cicho.
-Że co?! Słucham?! Proszę?! Czy Ciebie do reszty pojebało?!
-Ja... Ja cię kocham, rozumiesz? I tak będzie najlepiej dla wszystkich.- kończę swoją wypowiedź, a po policzku toczy się samotna łza.
-Nie odejdziesz.- po chwili zaczyna mówić dalej.- Z mojej strony też się zmieniło, rozumiesz?
Moje oczy otwierają się w szoku.
Jak to z jego strony też?!
-Jak to?
-Normalnie.- odpowiada, pochyla się i muska swoimi ustami moje. Ten pocałunek jest jak dotknięcie skrzydełek motyla.
Moja tama, ta w środku, pęka.
Zaczynam płakać.
Błagam, aby to nie był sen! Błagam!
Oplata mnie ramionami i kołysze jak małe dziecko.
Uspokajam się, czy już mówiłem, że ślicznie pachnie?
Całuje mnie w czoło, w nos, a kończy na ustach.
Czuję się bezpieczny jak nigdy, dlatego wracam do snu.

 

 Otwieram oczy zaatakowane przez promienie słoneczne, zegar wybija 10, dzisiaj nie ma próby. A JEGO nie ma obok.
Wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem, że to był tylko sen.
Biorę prysznic, idę do kuchni i robię kawę.
Siadam z cichym westchnienem.
Rzeczywistość bywa rozczarowywująca.
Przecieram oczy i słyszę zgrzyt w zamku, który informuje mnie o przybyciu intruza.
Niech se robią co chcą. Niech mnie nawet zabiją. Mam to gdzieś.
-Witaj kochanie.- matko! Czyli to nie był jednak sen! Tak, Kami-sama! Dziękuje, Kami-sama!
Podchodzi do mnie i składa czuły pocałunek na moim czole.
-Wyspałeś się?- mruczy.
Patrzę na niego nadal niedowierzającym wzrokiem. Uśmiecha się delikatnie.
-Tak, dziękuje. A Ty?- kiwa głową.
-Zrobię śniadanie, co Ty na to?- uśmiecham się szerzej.
Cóż za cudowny dzień!
Jemy jego francuskie tosty, śmiać mi się chce. Pamiętam jak je kiedyś zrobił i jak Reita udawał, że mu smakują.
-Co cię tak śmieszy?- pyta z oburzoną miną. Zaczynam chichotać.
-Dawne czasy.- wiem, że rozumie.
-To co? Oglądamy coś czy idziemy na spacer?
-Oglądamy. Tylko błagam, żeby to nie była komedia romantyczna! Nienawidzę tego szajsu.
-Ale ja się boję horrorów.- piszczy cicho. 
Uśmiecham się delikatnie i muskam jego wargi.
-Będę trzymał cię za ręke. - odpowiadam, a uśmiech nadal nie schodzi z mojej twarzy.
W połowie horroru Kai siada mi na kolanach i chowa twarz w zagłębie mojej szyi. Uwielbiam czuć oddech na szyi i karku, więc moja klatka piersiowa zaczyna unosić się szybciej, a z gardła wyrywa mi się zadowolony pomruk.
Po chwili czuję jak obsypuje moją szyję pocałunkami i zasysa skórę tworząć zapewne małe różowe punkciki.
-Cieszę się, że cię mam.
-Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo... Ile ja na to czekałem. - patrzę się na niego najczulszym wzrokiem na jaki kiedykolwiek było mnie stać. - Kocham cię, Kai. Kocham twoje ciepło i to, że mogę czuć cię całym sobą.
-No może nie całym. Wybacz, Aoi... ale ja jeszcze...
-Rozumiem. Nie jesteś na "to" gotowy. Wystarczy mi, że jesteś koło mnie i każdego dnia dajesz mi cząstkę siebie. A z "tym" nie musimy się śpieszyć.
-Cieszę się, że mnie rozumiesz i... Kocham cię, Yuu.

"Odgłos cierpienia zniknął, rozbrzmiewając chłodno na krańcu"*

***


*The Gazette - remember the urge


Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca.
Tak wiem, sam ending jest zjebany fchuj, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie :x

piątek, 1 czerwca 2012

Awans (YuttoxMatsuo)

Bry wszystkim :*. Dzisiaj piątek, piąteczek, piątunio! :D Tak, tak, psuje mi się w główce (jak to określa mój ojciec). 
Notka posiada postaci wymyślone całkowicie przeze mnie.
Witam Toshio  <3. 
Jak już pisałam shoty pojawiają się w piątki co tydzień :3
Dobra, koniec pierdzielenia, bo mi się zaraz śniadanko spali =.=".
Miłego czytania <3
A tak btw., notka nie betonowana... Powód? Bo mi się nie chciało XD


~~~

  -Yutto! Pośpiesz się do kurwy nędzy!
-O chuj, ci chodzi?
-Za pięć minut musimy wyjść, a ty nadal stoisz jak ten kretyn w samych gaciach!
-Co ci tak zależy na tym żeby być na urodzinach tej zołzy, co?
-Może dlatego, że to moja szefowa, co?
-Cóż za ironiczna odpowiedź.
-Pytanie było głupie, więc myślałem, że nie zrozumiesz ironii, bo nie jesteś na to zbyt inteligentny. - w tym momencie moje oczy zwęziły się w małe szparki. Zajęło mu 3 sekundy żeby zrozumieć, że mnie wkurwił.
-Yutto, pogniewasz się na mnie później, ok? Dzisiaj jesteś mi potrzebny nieobrażony. Zrozum, że od ciebie w tym momencie zależy mój awans.
-No nie wiem, nie wiem... - dobrze wiedziałem, że ode mnie zależy. Odkąd mnie o to poprosił wiedziałem, że jego przyszłość leży w moich rękach. Tak, wiem, jestem sadystycznym skurwysynem.
-Yutto! Błagam! Mogę klęknąć jeśli chcesz! Słyszysz?! Tylko błagam cię, chodź ze mną!
-Oczywiście, że słyszę, wydzierasz mi się na uchem. Odsuń się kawałek, bo moja przestrzeń osobista właśnie cierpi i czuje się pogwałcona. - krzywię się delikatnie. - A tak w ogóle to jeszcze nie gadaliśmy co mi wisisz w zamian za tą przysługę, "kochanie". - mówię ironicznie ostatnie słowo. Dziwnie brzmi w moich ustach. Jeszcze do kumpla.
-Co chcesz, tylko Yutto, błagam cię, zbieraj się już. - ubieram się szybko w garniak, żeby zaraz wsiąść do jego cholernie drogiego auta i jechać do cholernie drogiego wieżowca, w którym zapewne znajdują się cholernie bogaci i cholernie zadufani w sobie biznesmeni. Cały wieczór zapowiada się "cholernie zajebiście". Krzywię wargi w uśmiechu, który wyraża pogardę dla całego tego miejsca i całej tej szopki.
Czy ktoś mi może wytłumaczyć dlaczego zgodziłem się na to żeby udawać chłopaka swojego przyjaciela, bo zakochała się w nim jego szefowa? A jeśli ją spławi to może zapomnieć o awansie. Właśnie dlatego ten kretyn wymyślił to wszystko, łącznie z "udawaniem" homoseksualnej pary. Nie dość, że on rzeczywiście jest gejem, to jeszcze mnie chce spedalić. Co za zUy człowiek.
-Witam, jestem Yutto.
-Chiyo. - zadufana w sobie szefowa Matsuo, zakochana w nim po uszy. W sumie to nawet ładna jest, ale nie na tyle, żeby mnie sobą zainteresować. Czuję delikatnie kuksańca pod żebra. Ah, no tak! Trzymaj fason! Jesteś gejem!
-Miło mi cię poznać. Matsu dużo o tobie opowiadał.
-Tak? A cóż takiego? - Oczy, aż jej się zaświeciły. Uśmiecham się delikatnie - złośliwie, ale tak żeby nie zdała sobie z tego sprawy.
-Mówił, że jesteś bardzo sympatyczna i cieszy się, że ma taką miłą szefową, i że gdyby NIE był gejem to na pewno by się tobą zainteresował, ale niestety nim JEST. Wie pani, każdy rodzi się ze swoją orientacją, po prostu później zdajemy sobie z niej sprawę. - szczerzę się na widok jej załamanej miny i łapię Matsu za ręke. Nie wiedziałem, że zdobędę się na taki gest pośród tych wszystkich snobów. Obstawiałem raczej to, że to Matsu będzie za mną biegał.
-Skarbie, chodź napijemy się czegoś, dobrze? - patrzę na niego błagalnym spojrzeniem, niech on mnie weźmie od tej kobiety! Nie chcę patrzeć na jej załamanie z powodu uświadomienia sobie tego, że nigdy go nie dostanie. Widzi prośbę zawartą w moich oczach, więc tylko kiwa głową. - Pani wybacz. - zwracam się jeszcze do jego szefowej i idziemy w stronę barku.
-Ja pierdole.
-Hm? - patrzę na niego z zaciekawieniem.
-Nie sądziłem, że złapiesz mnie za rękę i wyrwiesz mnie ze szpon tej larwy.
-Wszystko dla ciebie, mój ty kretynku. - patrzy na mnie gniewnie marszcząc brwi. - To znaczy, mój ty misiaczku. - szczerzę się jeszcze szeroko, żeby później dorwać się do szampana.

Pod koniec imprezy, Chiyo jeszcze ogłasza, że cieszy się mając mojego przyjaciela w grupie i że to właśnie on zdobył awans. Nasza gra chyba jednak wypaliła.
Niestety jak się później okazało, każda para miała wynajęty swój apartament na noc i nijak nie można tego było przeskoczyć. Wygląda na to, że będę musiał spać z tym skretyniałym idiotom. Chociaż w sumie jeśli mam być szczery nie przeszkadza mi to. Dzisiaj pokazał się z innej strony - tej czułej. Aż dziwnie się czułem z tym wszystkim. Więc taki jest dla swoich chłopaków... Zawsze się nad tym zastanawiałem. Do tej pory znałem go z tej cichej i spokojnej strony, ale dzisiaj pokazał, że jest też czuły. Co mnie zaskoczyło. Pozytywnie. Muszę sam przed sobą przyznać.
Kurwa, zaczynam brzmieć jak mój spedalony kumpel.
"Spedalony" - zawsze tak na niego wołałem i wołam, a jemu to zwyczajnie nie przeszkadza. Zawsze mówiliśmy sobie wszystko szczerze, a wyzwiskami pokazujemy, że ufamy sobie wzajemnie bezgranicznie.
Uśmiecham się delikatnie do mojego "partnera" kiedy ten wciska odpowiedni przycisk w windzie. A kiedy wchodzimy do naszego pokoju, rzucam się na łóżko mając wszystko totalnie w głębokim poważaniu.
-Wykąp się, bo jebiesz.
-Spierdalaj, chuju złamany. Ja się dzisiaj tak starałem być twoim ukochanym uke, czy jak wy tam się nazywacie, a ty mnie tak brutalnie traktujesz. - zaczął się śmiać. O kiego kutasa mu chodzi? Co takiego śmiesznego było w mojej wypowiedzi, hm? Patrzę na niego zdezorientowany, a kiedy to zauważa zaczyna śmiać się jeszcze głośniej.
-Wiesz, że właśnie przyznałeś się, że ze mną sypiasz i że jesteś pasywną stroną? Tą na dole. - i zaciesza jeszcze bardziej. No żesz kurwa! Moja biedna męska duma została poszarpana przeze mnie samego! Dlatego tylko prycham cicho i wychodzę do łazienki, wziąć prysznic i przebrać się do spania, w bokserki, które wcześniej dostaję od Matsu.
Kładę się do łóżka, a on wchodzi do pomieszczenia, z którego właśnie wyszedłem. I nagle dostaję zajebistego olśnienia! Kurwa mać! Zajebie skurwiela! On wiedział, że będziemy spać w jednym łóżku! Tylko, że mi tego nie powiedział! Jebany złamas! Niech on tylko kurwa wyjdzie z tego kibla to go rozszarpię!
Po jakiś piętnastu minutach słyszę ciche kliknięcie drzwi, więc wyskakuję z łóżka i podbiegam do niego od razu przyciskając do ściany.
-Nie tak szybko, kociaku. Na przyjemności przyjdzie zaraz czas. - patrzę na niego wkurwionym wzrokiem. Na żarty się chujozie zebrało!
-Ty kutasie! Wiedziałeś, że będziemy tu spać! W jednym pierdolonym łóżku! I mi nie powiedziałeś! Ja cię zajebię zaraz! - łapie mnie za nadgarstki i zamienia się ze mną miejscami. Teraz ja jestem przyciśnięty do ściany. Czy wspominałem, że z charakteru jestem bardziej wybuchowy niż on, ale ze wzrostem to nie mam do niego nawet co startować? Bo sięgam mu zaledwie do brody. Tsa, zaje-kurwa-biście.
-Yutto, uspokój się. - mówi cichym głosem. Nie wiem dlaczego, ale podoba mi się jego lekki schrypnięty, męski, głos. Kurwa mać! Ogarnij się! Gdyby nie to, że trzyma moje ręcę zapewne bym się właśnie spoliczkował. Co mi odpierdala?! Za długo grałem rolę geja i zbyt mocno się w nią chyba wcieliłem. Nosz kuźwa, widzisz jak się dla ciebie poświęcam, Matsu?!
-Puść mnie! - warknąłem. Bardzo, ale to bardzo nie podobała mi się ta sytuacja. Jego reakcja na mój rozkaz to przerzucenie mojego ciała jak worek kartofli przez ramię i rzucenie na łóżko.
-Matsu, ja ci kurwa przysięgam, że jak cię jutro dorwę to ci jebnę! Nie chcę robić tego dzisiaj, żebyś nie musiał jutro się wstydzić i wychodzić z limem! Dlatego, widzisz, jaki ze mnie dobry przyjaciel i jak się staram, żeby nie narobić ci koło duup... Mm. - co to kurwa jest?! On mnie właśnie CAŁUJE! A mi się to podoba. Znowu mam chęć sobie jebnąć po twarzy. Tak dla zdrowia. A co mi tam szkodzi, ne?
Odpycham go w końcu od siebie i gapię się na niego z szeroko otwartymi oczami i niedomkniętą buzią. Czuję jak wargi zaczynają mi puchnąć. Chyba pierwszy raz podczas jakiegokolowiek pocałunku.
-Słuchaj, kretynie. Masz mnie natychmiast puścić i nie pozwalać sobie na wiele. Dobrze wiesz, że jesteśmy najlepszymi kumplami, ale nie przeginaj z łaski swej, co?!
-Co ci szkodzi spróbować, co? Yutto, pomyśl sam. Jeszcze nigdy nie spałeś z chłopakiem. A nóż ci się to spodoba?
-I co? Może mam wtedy sypiać z tobą?
-Mi to tam pasuje. - co za idiota! Jeszcze się szczerzy! Chociaż w sumie ma rację. Zawsze chciałem spróbować jak to jest z chłopakiem. I to przez niego! Przez tego osobnika, który właśnie okupuje moje biodra. Ale kurwa mać! Jestem FACETEM, stu procentowo heteroseksualnym... Chyba...
Znowu czuję jego wargi na swoich i znowu mi się to podoba. W sumie, to po co się opierać? Przecież nie zniszczy to naszej przyjaźni, prawda? Na pewno nie zniszczy. Jeszcze nic się do tego nie przyczyniło, a było wiele rzeczy przez które myśleliśmy, że nie przejdziemy razem. To brzmi jak tani tekst z nisko budżetowej telenoweli. Muszę przestać myśleć, bo do niczego dobrego to nie prowadzi.
Odpycham go delikatnie od siebie.
-I co później? Będziemy zachowywać się tak jak zawsze? - pytam żeby mieć pewność.
-Tak. No chyba, że weźmie spodoba ci się tak seks ze mną... - prycham przerywając jego wypowiedź.
-Okej. - wybałusza na mnie oczy.
-Serio?
-Nom, tylko weź już nie pierdol głupot.
-Będę pierdolił, ale ciebie. - aż mu oczy rozbłysły, uśmiecham się delikatnie. Nie wiedziałem, że mój tyłek może wzbudzić aż takie emocje.
Znowu całuje mnie w usta i znowu mi się to podoba - tak wiem, powtarzam się, ale ma takie zajebiste wargi! Dlaczego nigdy wcześniej tego nie zauważyłem? A, no tak. Nigdy nie sądziłem, że może mi się podobać kumpel z którym znam się od dziecka. I który kiedyś w rewanżu za to, że zabrałem mu dziewczynę chciał wydłubać mi oko, łyżeczką od herbaty. Tak, Matsu miał kiedyś dziewczynę, którą na siłę wcisnęła mu jego mama. "Bo przecież jaki 13-letni chłopiec nie miał NIGDY dziewczyny?! Nawet w przedszkolu?!". Podejrzewam, że mój kumpel już wtedy zdawał sobie sprawę z tego jakiej jest orientacji, ale nie wiedział jak to powiedzieć swojej matce, która pochodzi z dobrego domu.
A wracając do sytuacji, która właśnie się rozgrywa, to Matsu siedzi mi na biodrach i schodzi pocałunkami na moją szyję, którą na zmianę kąsa i całuje.
-Uhm. - tak, podoba mi się. Tak nigdy nie było mi tak dobrze z kobietą. I tak, mam ochotę na więcej.
Odrywa się od mojej szyi i patrzy na mnie roziskrzonymi oczami
-Podoba się?
-Mhm. - Boże! Czuję jak moje poliki zaczynają robić się czerwone! Co za wstyd! Nigdy się przy nim nie zaczerwieniłem! Nigdy w ogóle się nie czerwieniłem!
-Rumienisz się.
-Spierdalaj. - próbuję go zepchnąć, ale jedyne co się dzieję to to, że ociera się o mojego wzwiedzionego już członka, na co z moich ust wyrywa się jęk pełny aprobaty.
-Mruu. Podoba mi się jak jęczysz. Wiesz Yutto? Żałuję, że nie namówiłem cię wcześniej, bo podniecasz mnie jak nikt inny. - znowu palę cegłe. No bo który PRZYJACIEL mówi Ci, że go podniecasz?!
-Matsu, zejdź ze mnie i daj mi spać, co? Koniec tego wszystkiego.
-Chyba nie myślisz, że teraz pozwolę ci się wycofać, co? - nie poznaję go. Naprawdę go nie poznaję! Od kiedy zrobił się taki stanowczy i pewny siebie?!
-Właśnie tak myślę i właśnie to zrobisz. - nawet w moich uszach brzmi to żałośnie. Ton głosu którym to wypowiadam ukazuje, że panikuję.
-Yutto... - całuje mnie delikatnie w czerwone wargi. Okej, nie mam ochoty teraz przestawać. Co nie zmienia faktu, że zaczynam się bać. Nigdy nie sądziłem, że złamie mnie ten spokojny facet.
Całuje mnie z czułością, a właściwie tylko muska moje usta swoimi. Pozwala mi podjąć decyzję. Jest mi za przyjemnie, nie mogę się oprzeć. Zarzucam mu ręce na kark tym samym przyciągając bliżej i rozchylam wargi. Przez chwilę buszuje w moich wargach, badając dokładnie policzki i podniebienie, a później się wycofuje i pozwala mi zbadać zawartość jego ust. Przejeżdżam językiem po jego języku, policzkach, podniebieniu i zębach.
Schodzi ze mnie i idzie w stronę barku, który znajduje się w pokoju.
-Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak cholernie seksownie teraz wyglądasz, Yu-chan.
-Mhm. Wracasz czy masz zamiar mnie takiego seksownego i niezaspokojonego zostawić?
Uśmiecha się zadziornie, wyjmuje butelkę czerwonego wina i podchodzi do mnie.
-Zdejmij koszulkę. - prycham cicho. Jak mam być jego ukiem to niech się mną do cholery jasnej zajmie od początku do końca! A co?!
Stawia otwartą już butelkę na stoliku nocnym, delikatnie szarpie mnie za rękę do góry i zdejmuje moją koszulkę, którą później rzuca gdzieś w kąt.
Bierze znowu odstawione napełnione czerwonym płynem szkło i upija łyk.
-Ej, a ja?! - jaki chu... Nie zdążam dokończyć wyzwiska w mojej głowie, kiedy nachyla się nade mną i z ust do ust przelewa łyczek alkoholu.
-Mmm. Dobre.
-Bo z moich ust.
-Jesteś zadufanym i zapatrzonym w siebie dupkiem, wiesz?
-Wiem, ale i tak mnie uwielbiasz. - prycham jak rozdrażniona kotka.
Zajmuje wcześniejsze miejsce - na moich biodrach - i zaczyna się o mnie ocierać.
Kurwa! Nienawidzę moich bokserek! Są za ciasne!
Przyciągam go do siebie i wpycham swój język do ust. Moje ręce zaczynają błądzić po jego plecach, aż docierają do linii bokserek.
-Chcesz zdjąć? - pyta się z zacieszem na ryju. Pierdolony szmaciarz sprawia, że moje poliki znowu zalewa czerwień. Podnosi swoje cztery litery, a ja ściągam mu szybko bokserki. Moim oczom ukazuję się, stojący na baczność członek. Pieką mnie policzki. Znowu. Kurwa jego mać!
Znowu się uśmiecha. Jebnę mu kiedyś za ten uśmieszek, ale teraz nie mam ochoty, jest mi za dobrze. Ale niech dostanę orgazmu to mu tak nawtykam, że... Dobra nie mam pomysłu, co będzie jak mu nawtykam. Zresztą teraz mam to gdzieś.
-Podnieś tyłeczek, nie chcę być wystawiony na twój wzrok kiedy ty nie jesteś na mój.
Podnoszę tyłek, a on jednym wprawnym ruchem pozbywa się mojej bielizny, która uciskała moje klejnoty.
-Mm. - to chyba miał być komplement mojego przyrodzenia.
Całuje mnie po szyi - gdzie robi kilka malinek, po klatce piersiowej, gdzie zasysa sutki, na co wyginam się w łuk. Masuje moje podbrzusze, na co reaguję pomrukami i drapaniem go po plecach. Ja pierdole, jego usta, jego ręce, cały on, doprowadza mnie do szaleństwa!
Już prawie czuję jego oddech na moim członku kiedy wraca w górę! Nosz kuźwa! Nie w górę! NIE! Tam na dole! Tam domaga się uwagi! Podnoszę biodra i ocieram się o niego moim umęczonym członkiem o jego. Przyjemnie, nie powiem. Całkiem mi z tym dobrze.
-Powiedz, Yutto. Co mam teraz zrobić? - nie odpowiadam. Przecież nie powiem, że chcę go poczuć w sobie ani nic w tym stylu.
-Hmpfm. - całuję go pośpiesznie w usta kiedy czuję jak jego palce zaciskają się na moim penisie. Bierze mnie za rękę i kieruje ją na swojego kutasa. Moja dłoń rusza się w tym samym tempie co jego.
Zaprzestaje swojej czynności, więc otwieram oczy i patrzę co na niego nic nierozumiejącym wzrokiem.
-Powiedz to, Yutto. CO mam teraz zrobić?
-Jak mi to kiedykolwiek wypomnisz to przysięgam, że zrobię ci z jaj wydmuszki!
-Mów, Yutto. Mów.
-Zerżnij mnie. - mówię cicho.
-Nie usłyszałem, kochanie. - jeszcze jebany się cieszy! Zetrę mu ten uśmieszek kiedyś z ryja! Przysięgam!
-ZERŻNIJ MNIE, KURWA! - krzycząc to patrzę mu się prosto w oczy, które świecą mu się tak jakby się czegoś naćpał.
-Mówisz i masz. - wkłada we mnie od razu dwa palce, na co krzywię się nieznacznie. Rozciąga mnie dość szybko, ale dokładnie. Kiedy zaczynam się sam nabijać na jego palce i jęczeć wchodzi we mnie płynnym ruchem. Z moich ust wyrywa się przeciągły jęk bólu pomieszany z przyjemnością. Mimo wszystko nabijam się na niego. Podoba mi się to wszystko. Podoba mi się uczucie wypełnienia. W ogóle podoba mi się mój przyjaciel. Wchodzi we mnie szybko, wręcz chaotycznie, a ja poddaję się jego ruchom wychodząc naprzeciw. I nagle zdaję sobie sprawę dlaczego jestem taki głośny kiedy jest w pobliżu. Lubię kiedy zwraca na mnie uwagę. Bardzo lubię. Bardzo lubię jego. Za bardzo jak na przyjaźń. Otwieram szerzej oczy kiedy trafia w prostatę, wyginam się w łuk i dochodzę drąc w niebo-głosy jego imię. Dochodzi chwilę po mnie, szepcząc
-Kocham... - dalej nie słyszę. Prawdopodobnie powiedział imię jakiegoś swojego dawnego chłopaka.
Po chwili podnosi głowę, która spoczywała na moim obojczyku i uśmiecha się do mnie delikatnie. Odwzajemniam uśmiech, mimo iż zdaję sobie sprawę z tego jaki musi być fałszywy.
-Co jest?
-Jestem zmęczony. - uśmiecha się najwyraźniej zadowolony z takiej odpowiedzi. Wychodzi ze mnie i przykrywa nas kołdrą. Czuję się jak szmaciana lalka.
-Matsu?
-Hm?
-Dlaczego tylko ja mam mieć malinki?
-Bo ja mam całe plecy podrapane.
-Że co? - odwraca się do mnie i wtedy zauważam czerwone sznyty, które pokrywają całe jego plecki.
-O, kurwa. Bardzo boli?
-Nie, trochę szczypię, ale jest okej. Przynajmniej wiem, że ci się podobało. - znowu się do mnie uśmiecha, na co się rumienię. Już nie chcę go zapierdalać za ten uśmiech, bo nagle wydaje mi się on najpiękniejszym na świecie.
-A tak w ogóle, to do twarzy ci z rumieńcami. - czerwień na moich policzkach pogłębia barwę.
-Dobranoc.
-Dobranoc. A, Yutto?
-Tak? - patrzy się na mnie przez chwilę marszcząc brwi.
-A, nie już nic. Słodkich snów.
-Mhm. - mówię wtulając się w jego klatkę. Dlaczego nie może być już tak zawsze? A, no tak. On jest TYLKO moim przyjacielem...

Następnego dnia kiedy wychodzimy z hotelu każdy się na nas gapi. Nic dziwnego, ja byłem cały w malinkach, a jemu było widać sznyty na karku. Nie zwracam na to uwagi, mój "partner" też nie.
Matsuo odwozi mnie do domu. Żegnam się z nim tylko zwykłym "Bye" - czyli tak jak zawsze. Koniec sielanki. To była tylko jednorazowa noc. Nic więcej. Bo przecież jestem tylko jego przyjacielem, czyż nie?
Kładę się na łóżku mając ochotę drzeć się w niebo-głosy. Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe?! Dlaczego się zgodziłem na tą noc?! W ogóle dlaczego zgodziłem się żeby mu w tym pomóc?! Boże, dlaczego w ogóle jestem taki beznadziejny?! Naprawdę nie wiem. Kręcę się z boku na bok żeby po chwili zapaść w błogi sen.

Mija tydzień. Cały długo tydzień podczas którego jadłem tyle co nic, nie wychodziłem z domu i miałem wyłączony telefon. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać... A tym bardziej z Matsu. Nie po tym co zaszło, a właściwie głównie chodzi o to co sobie przez to uświadomiłem.
Słyszę walenie do drzwi - stosuję samoobronę pod tytułem "Nie ma nikogo w domu. Wyjechałem na wakacje, spierdalać". W końcu ten ktoś daje sobie spokój. Uśmiecham się szczęśliwy, ale po chwili mina mi rzednie kiedy słyszę czyjeś kroki zbliżające się do mojej sypialni. Zaraz, zaraz. Kto ma klucze do mojego mieszkania? Matsuo! Tylko on. W tym momencie zaczynam się modlić, żeby to był napad. Nie chcę się z nim spotkać! Błagam, tylko nie on!
-Yu-kun! - a jednak on! Za co?! Aż tak bardzo mnie nie kochasz?! Wrzeszcząc to w myślach patrzę się na sufit. Siadam na łóżku i zastanawiam się czy nie zabarykadować się w łazience, ale stwierdzam, że na mnie jest to zbyt infantylny pomysł. Krzywię się z niesmakiem kiedy otwierają się wrota, a za nimi stoi Matsu. Przyjaciel? Kochanek? Miłość mojego życia?
-Yutto! Dlaczego do jasnej cholery nie odbierasz telefonów ani nie odpisujesz na maile?! - i w tym miejscu zaczyna się litania co ja robię a czego nie. Wyłączam się na samym jej początku. Nie mam ochoty słuchać tego co mówi. Patrzę się na podłogę, a dłonie zaciśnięte w pięści lądują na moich kolanach.
- Ne, Yu-kun co się dzieje? - klęka na przeciwko mnie. A we mnie kotłują się uczucia jakby je ktoś wjebał do wirnika. Mam ochotę mu przyjebać, przytulić, zbluzgać i pocałować jednocześnie. Dlatego zaczynam płakać. Za dużo tego wszystkiego. A on jest TYLKO moim przyjacielem.
-Yutto, co się dzieje? Dlaczego płaczesz? - nie odpowiadam. Zresztą co miałbym mu powiedzieć? Tak bardzo cię kocham, ale boję się cię stracić, dlatego wolę cię jako przyjaciela niż nie mieć cię w ogóle? Zanoszę się histerycznym śmiechem pomieszanym z płaczem. Muszę brzmieć jak rasowy psychopata, bo Matusu robi się blady, siada koło mnie na łóżku i przytula mnie do siebie.
-Ne Yu-chan, powiesz mi co jest? - pyta kiedy mi przechodzi.
-Zakochałem się. - czuję jak drętwieje.
-I co z nią nie tak? - znowu śmieję się jak poschizowany człowiek. Przecież mu nie powiem!
-Po prostu ten ktoś nie odwzajemnia mojego uczucia.
-Skąd to wiesz?
-Po prostu wiem.
Słyszę nagle jak szepcze mi coś we włosy.
-Co mówiłeś?
-Po prostu stwierdzałem fakt.
-Jaki?
-Że się spóźniłem. - o czym on znowu pierdoli? Patrzę na niego nadal zaszklonym oczami, w których tli się pytanie.
-Spóźniłem się. Na zdobywanie ciebie, Yu-kun. Myślałem, że jak się ze mną prześpisz to mnie pokochasz, ale teraz wiem, że to nie miało sensu. Skrzywdziłem tylko siebie, bo myślałem, że może coś do mnie po tym wszystkim poczujesz, że będzie już doo... - pocałowałem go. Zrozumiałem co miał na myśli mówiąc "spóźniłem się". On mnie kocha!
-Ja ciebie też, Matsu-kun.