piątek, 31 sierpnia 2012

Styczeń (SeijixTaki)

Bry moi kochani :*
Na początek mam kilka ogłoszeń :
1. Dziękuję:
愛子, która dodała 100 komentarz ^^ 
Toshio - za nowy wygląd bloga <3
2. Właśnie! Pomogłam dokończyć Toshio shota (tutaj macie link http://pamietnik-yaoi-opo.blogspot.com/2012/08/oneshot-dziwny-dzien-satoruxnaoki.html) Koniecznie wejdźcie, przeczytajcie i skomentujcie! (A co! robię reklamę! XD)
3. Założyłam nowego bloga (link: http://just-like-eyes-of-soul.blogspot.com/)
4. Notki od września będą pojawiały się raz w miesiącu, nie wiem jeszcze którego dokładnie (myślałam o ostatnim piątku każdego miesiąca), więc gdyby ktoś chciał się czegoś dokładniej dowiedzieć to albo komentując, albo pisać do mnie na gadu.
5. Uwaga, uwaga! KLAWIATURA NIE GRYZIE! Przy notce "The Feelings" są tylko 2 komentarze, dawno nie było tak marnie ;_;
Ano, i gdyby ktoś chciał to z chęcią mogę porobić za betę ^^".

A to coś poniżej jest drętwe i mi się nie podoba :x

~~~

  Znowu to samo. Musiałem uciekać z domu. A przez co? Może lepiej spytać "przez kogo?". Ojciec. Znowu się nachlał. Robi to praktycznie codziennie odkąd mama umarła. 
Idę przed siebie w jakiejś obskurnej dzielnicy, gdzie nie widać chodnika przez śmieci. 
Co za beznadzieja... Mam ochotę uciec, gdzieś daleko, ale jeszcze nie teraz. Nie ma chyba sensu robić sobie problemów kiedy muszę poczekać 6 miesięcy do moich osiemnastych urodzin?
Syknąłem, przecierając zmęczone oczy i spojrzałem na ręce - krew. Chyba z brwi, ale pewny nie jestem. Cała twarz mnie szczypie. Wzdycham cichutko idąc z twarzą skierowaną w chodnik. 
Szkoda, że odeszłaś, mamo. Bardzo za Tobą tęsknię. Mam nadzieję, że tam gdzie jesteś jest lepiej. Minie już pół roku jak odeszłaś, a ja nadal mam wrażenie, że jak wrócę ze szkoły, to podając mi obiad spytasz - Jak ci minął dzień, synku? Zawsze byłem związany z Tobą bardziej niż z ojcem. Pamiętasz, gdy mając 16 lat przyszedłem ze swoim pierwszym chłopakiem mówiąc, że jestem gejem? Od razu zaakceptowałaś moją seksualność. Ojciec stwierdził, że to przez "okres dojrzewania". Jednak to nie było - nie jest, przejściowe. Kobiety mnie po prostu odpychają. Żałuję, że się dowiedział o tym, że jestem homoseksualny. Teraz wykorzystuje to przeciwko mnie - wyzywa, popycha, bije. Przy nim nie mam imienia i nazwiska, jestem "pedałem", "męską dziwką", "dupodajką", "lodziarą", reszty nie chcę mi się nawet przytaczać. 
Nagle czuję jak przez zderzenie się z czymś mój tyłek ląduje na oblodzonym podłożu, bo jak wcześniej zauważyłem, "chodnikiem" tego się nazwać nie da.
Jest styczeń. Kiedy sobie to uświadamiam czuję jak w moje ciało wbija się milion lodowatych igiełek. W tym momencie zaczynam żałować, że wybiegłem z domu w samej bluzie.
Podnoszę wzrok i widzę wyciągniętą dłoń w moją stronę. 
-Seiji. - słyszę przyjmując pomoc. Skąd zna moje imię? 
Próbuję zobaczyć coś w ciemnościach - bo oczywiście na tej ulicy nie ma żadnej latarni - ale widzę jedynie kontury jego twarzy i chyba czerwone włosy. Zaraz, zaraz. Czerwone włosy? Ciepła dłoń? Którą notabene nadal trzymam mimo, że już stoję o własnych siłach.
-Taki? - mówię cicho, wręcz niepewnie. Mój głos brzmi jak dla mnie obco. 
-No jasne, że ja. A co? Spodziewałeś się kogoś innego? - szybko kręcę głową, co wywołuje u mojego "towarzysza" śmiech.
-Co Ty tutaj w ogóle robisz?
-Stoję. - odpowiadam butnie. 
Właśnie zostałem zbity przez ojca, zgubiłem się w jakichś slamsach - co dopiero teraz zauważyłem, i spotkałem swojego byłego chłopaka. 
Był moim "drugim", chociaż w sprawach "łóżkowych" był pierwszy i jak do tej pory jedyny. 
-Widzę, ale teraz idziesz ze mną do mnie.
-Po co?
-Bo jesteś cały przemarznięty. 
Kiwam jedynie głową. Obietnica ciepłego kąta jest silniejsza od wszystkiego innego.
Zarzuca mi na ramiona płaszcz, chwyta moją lewą dłoń i prowadzi w tylko sobie znanym kierunku.
Manewruje szybko między jakimiś uliczkami ciągnąc mnie za sobą. W końcu wchodzimy do jednej z bogatszych dzielnic. Szybko spuszczam głowę i idę ze wzrokiem wbitym w chodnik. 
Nie jestem ani bogaty, ani biedny, raczej coś pośrodku. Nigdy na nic mi nie brakowało, ale na za dużo też nie mogłem sobie pozwolić. Teraz jest ciężko, bo ojciec, który jest tłumaczem pracy zaprzestał. Czasami ma prześwity między jednym piciem, a drugim i bierze się do pracy. W końcu nie może sobie pozwolić żeby zabrakło mu na alkohol! Zresztą nieważne. Mam spadek po mamie, ale dostanę go dopiero, gdy skończę osiemnaście lat. 
Czuję na sobie wzrok Taki, ale nie podnoszę głowy.
Wchodzimy do jakiegoś pomieszczenia, później do windy, a kiedy ta się zatrzymuje, stajemy przed drzwiami, które po chwili zostają odkluczone przez mojego byłego.
Wchodzę niepewnie do tak dobrze znanego mi mieszkania nadal nie podnosząc głowy.
Chłopak, a właściwie mężczyzna starszy ode mnie o 10 lat podnosi dwoma palcami moją twarz. Syknięcie potwierdza moje przypuszczenia co do tego jak okropnie muszę wyglądać.
-Seiji, kto ci to zrobił? - patrzę mu w oczy i uśmiecham się gorzko.
-Co cię to obchodzi? Zostawiłeś mnie! Odszedłeś tak jak wszyscy inni kiedy ich najbardziej potrzebowałem! A teraz co?! Stoisz przede mną i zgrywasz jakiegoś super bohatera! - odwracam się na pięcie i chcę opuścić jego mieszkanie, ale nie pozwala mi na to ciągnąc za łokieć. 
-Musiałem wyjechać.
-Bez pożegnania?! Ty wiesz jak ja się czułem po tym kiedy obudziłem się nagi, lepiący spermą SAM w moim łóżku?! Tym bardziej, że mówiłem Ci, że jesteś pierwszy! Poczułem się jak nic nie warta szmata! Wziąłeś to co chciałeś, a później najnormalniej w świecie wyszedłeś nie zostawiając nawet pierdolonej karteczki! - drę się na całe gardło patrząc prosto w zbolałe zielone oczy. 
-Seiji, ja... Musiałem to zrobić, rozumiesz? Nie mogłeś o tym wiedzieć, bo groziłoby ci niebezpieczeństwo. 
-Kiedy wróciłeś? - pytam wypranym z emocji głosem. Jedyna rzecz, którą nauczył mnie ojciec - nie pokazuj swoich uczuć, swoich słabości.
-2 tygodnie temu. Miałem zamiar cię odwiedzić, ale nie byłem pewien czy chcesz mnie widzieć, no i czy nadal mieszkasz tam, gdzie wcześniej. 
-Chciałem cię jeszcze kiedykolwiek zobaczyć. Ale dzisiaj nie jest odpowiedni moment. Już tam nie mieszkam. - ostatnie zdanie dopowiadam ciszej z lekkim wahaniem. 
-Dlaczego?
-Nie chciałem już tam mieszkać, bo wszystko przypominało mi o Niej. 
-O kim, Seiji? - śmieję się gorzko.
-No tak! Przecież ty nic nie wiesz! Półtora miesiąca po tym jak wyjechałeś umarła moja mama. A co do twojego wcześniejszego pytania - pobił mnie mój uroczy tatuś. 
Zdejmuję płaszcz przesiąknięty jego zapachem, który zawsze działał na mnie jak afrodyzjak.
-Dziękuję, ale muszę już iść. - sycę się jeszcze 2 sekundy jego widokiem - czerwonymi włosami, zielonymi oczami, pełniejszą górną wargą i męskimi rysami twarzy. Po czym odwracam się i szarpię za klamkę, która nawet nie drgnie. 
-Taki, mógłbyś otworzyć te jebane drzwi?
-Nie dopóki się nie rozgrzejesz, czegoś nie zjesz no i nie opatrzysz ran. - fukam zirytowany, ale pozwalam się zaprowadzić do łazienki, gdzie siadam na blacie koło umywalki i pozwalam przemyć twarz wacikiem nasączonym wodą utlenioną. Przy lewej brwi szczypie najbardziej - czyli jednak zgadłem, że krew była właśnie stamtąd. Kiedy już kończy cały zabieg całuje mnie w czoło i za rękę prowadzi do kuchni. Sadza mnie przy blacie kuchennym, a sam robi kanapki i herbatę. 
-Masz to zjeść i wypić. - wychodzi na chwilę, a gdy wraca ma w dłoni niebieski koc, którym zawsze się u niego przykrywałem. Uśmiecham się delikatnie do wspomnień kiedy narzuca mi ciepły materiał na ramiona. Po zjedzeniu i wypiciu herbaty, którą się poparzyłem nadal jest mi zimno.
-Taki? - wymamrotałem cicho czym zwróciłem na siebie jego uwagę. - Mogę wziąć prysznic, bo mi zimno. 
-Jasne. - prowadzi mnie do łazienki, chociaż nie wiem po co - sam bym przecież trafił. Tyle razy tu już byłem... Podaje mi ręcznik i wychodzi. 
Po skończonym prysznicu idę go poszukać - znajduję go w sypialni, gdy zmienia pościel 
-Dlaczego nie sprzedałeś tego mieszkania? - wyrywa się z moich ust pytanie, które nurtowało mnie od jakichś 10 minut. 
-Wiedziałem, że wrócę, ale nie byłem pewny na ile. Mieszkanie w tym momencie jest wystawione na sprzedaż, właściwie to czekam tylko na pieniądze, a za 2 dni ma przyjść nowy właściciel. 
-Dlaczego wróciłeś?
-Przyjechałem żeby się z Tobą zobaczyć i zabrać cię stąd, gdybyś ewentualnie chciał. Będę teraz mieszkał w Osace. 
-Przyjechałeś specjalnie dla mnie?
-Tak. Teraz wiem, że nawet gdybyś nie chciał stąd wyjechać to cię do tego zmuszę. - no super, to się nazywa demokracja i wolność słowa. Nie odzywam się już więcej tylko wskakuję do łóżka. A tak w ogóle to dlaczego zmieniał pościel? Przecież byliśmy razem. Jestem przyzwyczajony do jego zapachu. I smaku jego warg... Boże! O czym ja w ogóle myślę? Muszę się uspokoić. Leżę i leżę pod tą kołdrą, a mam wrażenie jakbym spał nago na środku Syberii. 
Wstaję szybko i człapię do salonu. 
-Taki?
-Hmm?
-Zimno mi. - skarżę się tonem pięciolatka.
-Czekaj, dam ci jeszcze koc i podkręcę ogrzewanie. 
-Nie! - krzyczę szybko zastanawiając się co mnie napadło.
-Co "nie"? - łapię go za nadgarstek, prowadzę do sypialni i popycham na łóżko.
-Śpisz ze mną. - kładę się szybko i wtulam się w niego jak małpka.
-Takiii, brakowało mi ciebie. - mówię chlipiąc cicho.
-Seiji, a mi ciebie jeszcze bardziej. Tak bardzo się bałem, że gdy wrócę to kogoś będziesz miał, albo mnie znienawidzisz. 
-Ja... - biorę głęboki oddech. - Nadal cię kocham, Ta-kun.
-Ja ciebie też. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu.
Leżymy przez chwilę tak w ciszy, którą przerywa on.
-Nadal jesteś zimny. - mówi cicho. 
-To mnie rozgrzej. - mruczę ponętnym głosem, który zawsze na niego działał. 
Po skończonym stosunku głaszcze czule moje włosy, a ja jego tors. Zawsze podobało mi się to, że jest starszy i lepiej zbudowany.
-Pojedziesz ze mną?
-A nie będziesz miał problemów?
-Spokojnie. Ojciec pewnie sam cię jutro z domu wypuści.
-Obyś miał rację.

Następnego dnia było dokładnie tak jak powiedział Taki. Ojciec mega szczęśliwy wyrzucił wręcz moje ciuchy z domu żegnając mnie niewybrednymi epitetami, ale byłem tak szczęśliwy - mimo tego, że obolały po wczorajszym stosunku - że nawet nie zwróciłem na nie uwagi.
-Kocham cię, Taki. Cieszę się, że wróciłeś.
-Ja też się cieszę. Ale kocham Cię jeszcze bardziej.
-Chciałbyś! Ja mocniej niż Ty!
-Mówię Ci, że ja bardziej!
Cała droga do Osaki minęła nam w takiej radosnej atmosferze. Z Nim wszystko wydaję się prostsze i bardziej miłe. 
Przede mną nowy, szczęśliwszy rozdział życia.
Uśmiecham się delikatnie i wtulony w mojego mężczyznę zasypiam w nowym mieszkaniu.


 ~*~

Uff, wyrobiłam się jeszcze, bo jest 23:50 ^^. Sceny seksu nie przepisywałam, bo była naprawdę okropna i napisana na "odwal się", więc została wymazana, mam nadzieję, że się nie gniewacie. 
Pokornie proszę o komentarze *kłania się* 
W razie jakichkolwiek pytań - pisać na gadu, albo w komentarzu. Wait, już to pisałam XD 
*Przepisywane przy The Gazette - Kagefumi (moja nowa miłość *^*)
Oyasuminasai <3

piątek, 24 sierpnia 2012

Gomene

Bardzo mi przykro, ale dzisiaj notki nie będzie T.T.
Godzinę temu wróciłam ze szpitala i jestem taka padnięta, że nie mogę się skupić na niczym, a notkę trzeba najpierw dokończyć, poprawić i przepisać. Nie mam dzisiaj na to siły przez silne antybiotyki.
Notka na pewno ukaże się w następny piątek. Nie zawieszam bloga, po prostu dzisiaj muszę odpocząć.

Żeby nie było, że jestem taka niedobra to wstawiam "mini tekstówkę".


*Reita stoi i "śpiewa" pod prysznicem*
-Kurwa, Reita! Zamknij się już, bo nie mogę znieść tego twojego jazgotu!
-Sam brzydko śpiewasz!
-Jestem waszym wokalistą!
-I chuj.
*Reita szczęśliwy wychodzi z pod prysznica i spotyka na swojej drodze Uruhę*
-Uru! Piłeś! Znowu!
-Wcale, że nie. *mówi co chwilę czkając i chichocząc*
-Kurwa, mam cię dość! Idź do Aoiego.
-A mogę do Kaia?
-Weź już kurwa spadaj.
-Okej. *mówi i idzie tanecznym krokiem w stronę pokoju perkusisty śpiewając pod nosem "Szła dzieweczka do laseczka"*

piątek, 17 sierpnia 2012

The Feelings

Bry kochani :* 
Dzisiaj coś krótkiego, ale mam nadzieję, że dające do myślenia i skłaniające do głębszej refleksji (znowu coś krótkiego, ale mam nadzieję, że wybaczycie T^T). Miałam dziwny humor i jakoś wyszły takie 2 twory. (Wszystko pisane po 00:00 mam jednak nadzieję, że da się znieść)
Nie wiem co z następnym piątkiem, bo w poniedziałek dowiem się kiedy dokładnie idę do szpitala, a to że pójdę jest pewne na 100%. Jednak postaram się wrzucić jakąś notkę.

Dziękuję za bardzo miłe komentarze i cieszę się, że poprawił mi się styl <3.
Wszystko pisane przy Plastic Tree - Sanatorium


~~~


Nie rozumiem, Shima. W czym zawiniłem? Co takiego zrobiłem źle? Co takiego zrobiłem, że mnie zostawiłeś? A teraz siedzę sam w pustym mieszkaniu i wyczekuję szczęku klucza w drzwiach, patrząc tępo przed siebie. Uzależniłem się od kawy, a wiesz dlaczego? Bo piję ją żeby nie zasnąć. Czekam na ciebie 24 godziny na dobę. W nocy zamiast spać to piję tą ciemną ciecz nasłuchując twoich kroków. Czekam na ciebie, ale ty nie przychodzisz... I tak mija dzień za dniem. Ta sama monotonia. Jestem żałosny? Ja cały czas tak o sobie myślę, ale nie potrafię przestać czekać. Mam chorą nadzieję, że przyjdziesz. Nie musiałbyś nawet przepraszać - tak bardzo łaknę twojej obecności. Odchodząc zostawiłeś bluzę, mógłbyś tu wrócić pod pretekstem odzyskania jej. Zapewne narobiłbym sobie nadziei, że gdy tylko zobaczysz mój stan to ze mną zostaniesz. Nie zostałbyś, prawda? Czyżby twoje uczucia do mnie wygasły? Szukam w sobie winy. Jednak wydaję mi się, że to nie ja tu zawiniłem, tylko ty. Pamiętam każde ciepłe słowo skierowane pod moim adresem. Nie zawsze było cukierkowo, ale potrafiliśmy to przetrwać. Więc dlaczego teraz to wszystko zmarnowałeś, wyrzuciłeś do śmieci? Tak bardzo zawadzałem w twoim życiu, że postanowiłeś się mnie pozbyć? Nigdy nie byłem w stosunku do ciebie nachalny, wręcz przeciwnie - to zawsze ty mnie zdobywałeś. Jeśli teraz byś przyszedł i kazał się przepraszać na kolanach, zrobiłbym to. Nie wiedziałbym pewnie za co, ale zrobiłbym to. A później zapewne zacząłbym się nienawidzić. Jednak to nie byłoby ważne. Ważne byłoby tylko ty, że byłbyś blisko, tuż obok mnie. Czułbym wtedy twój zapach i twoje ciepło. Co noc siedząc w kuchni lub przedpokoju układam sobie scenariusze tego co by się działo, gdybyś stanął w tych drzwiach. Jednak nie wydaję mi się, że kiedykolwiek do tego dojdzie. Ale robię to dalej. Dalej czekam i wyobrażam sobie "co by było gdyby". Jestem żałosny. Wiem, przepraszam. Zdaję sobie z tego sprawę. Nadal naiwnie czekam na ciebie. Prawdopodobnie gdzieś w głębi duszy jestem masochistą. Zamiast zapomnieć o tobie to wręcz katuję się twoją osobą. Rozpamiętuję każdy dzień, gdy byliśmy razem. Nawet te kiedy miałeś zły humor i wyładowywałeś całą swą frustrację na mnie. Jestem jak szczeniak, który czekam na swego pana mimo iż ten zostawił go przywiązanego do drzewa w lesie. Żałosne i męczące. Jednak chwilowo nie potrafię inaczej. Czekam i czekam, upływa czas, a ty nadal jesteś bliski mojemu sercu. Zabawne, mam rację? 


~*~


Wchodzę do szpitala już trzeci raz dzisiejszego dnia, bynajmniej nie dlatego, że czegoś zapomniałem i musiałem się wracać. Po prostu nie miałem odwagi wejść dalej niż na hol. Dopiero dzisiaj się dowiedziałem, że leży na jednej ze szpitalnych sal. Prawdopodobnie gdyby nie jego sąsiadka nadal bym nie miał pojęcia, gdzie jest. Już sam nie wiem czy mam być jej wdzięczny - rozwiała moje nadzieję, że czuję się dobrze i wyszedł po prostu na zakupy. Chociaż to chyba lepiej, że wiem gdzie jest niżbym miał tak gdybać i na niego czekać.
Wchodzę do windy i ruszam na czwarte piętro - pokój 443. Wchodzę bez pukani, bo widzę przez szyby znajdujące się koło drzwi, że śpi. Podsuwam krzesło do łóżka i siedzę patrząc na jego twarz, czekając aż się obudzi. Najlepiej to on nie wygląda - biały jak ściana, jedynie since pod oczami się wyróżniają. 
Nie wiem ile czasu tak spędziłem, ale w końcu słyszę ciche niewyraźne "cześć". Odpowiadam skinięciem głowy i delikatnym uśmiechem. Cały dzień spędziliśmy gapiąc się na siebie bez słowa.
Wiem dlaczego tu jest. Narkotyki go tak "popsuły". Z tego co słyszałem od sąsiadki lekarze dziwią się, że przeżył te dwie doby w szpitalu - tak bardzo ma wyniszczony organizm. 
Nagle słyszę coraz rzadziej "pik pik". Doskonale wiem co to znaczy - powoli zaczyna umierać. Mój najlepszy przyjaciel umiera przy mnie, a ja nie jestem w stanie mu pomóc! Do oczu napływają mi łzy.
-Nie płacz. Muszę ci coś powiedzieć. Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe, że mówię to w takim momencie. - mówi coraz ciszej. - Ale... Kocham cię. Od zawsze, aż do śmierci. - szepcze z nikłym uśmiechem, zamyka oczy, a po chwili rozlega się długi przeraźliwy pisk. Za bardzo zaskoczony i przerażony żeby coś zrobić po prostu stoję koło jego łóżka i patrzę na jego bladą twarz. Po chwili czuję jak pielęgniarz siłą wypycha mnie na korytarz. Patrzę przez szybę jak próbują go ratować, ale jemu już i tak nic nie pomoże. Zanim nakrywają jego twarz prześcieradłem w jego włosach słońce mieni się milionem kolorów.
W końcu wyprowadzają łóżko z jego ciałem. Zagradzam im drogę. Robię wszystko jak maszyna, czuję się pusty.
-Chcę się z nim pożegnać. - mówię spokojnym tonem mimo, że twarz mam mokrą od łez. Odchodzą kawałek od łóżka, a ja odkrywam materiał i znowu patrzę w jego bladą twarz. Składam czuły pocałunek na zimnych już wargach, a potem siadam pod ścianą. Po chwili podchodzi do mnie lekarz z tą fałszywą smutną miną, którą pokazuje każdemu kto kogoś stracił.
-Przykro mi.
-Wcale nie jest ci kurwa przykro! Nawet go kurwa nie znałeś! - wrzeszczę histerycznie i z płaczem zsuwam się na podłogę. Lekarz odchodzi, a ja podpieram czoło o kolana, a dłonie wplątuję we włosy. Kiedy już trochę się uspokajam słyszę kroki i pytanie.
-Był dla ciebie kimś ważnym? - podnoszę wzrok i widzę delikatnego chłopaka stojącego obok mnie. Wygląda na zmęczonego życiem dlatego stwierdzam, że mogę poświęcić mu chwilę czasu.
-Ćpałeś kiedyś? Ale nie chodzi mi o zielsko tylko o coś konkretnego. - uśmiecha się smutno i kiwa głową. - Gdyby nie on już dawno leżałbym gdzieś zaćpany na śmierć, albo dawał dupy na ulicy za prochy. - uśmiecham się gorzko przez łzy, które znowu zaczynają skapywać po brodzie. - Powiedział mi właśnie, że mnie kocha. Kurwa! Jaki ja byłem ślepy. - mówię już bardziej do siebie niż do niego. Wstaję i kieruję się w stronę windy.
Ironia losu - mnie uratował, siebie nie zdołał.

piątek, 10 sierpnia 2012

Niańka (EijixHayato)

Bry kochani :*
Właśnie siedzę i się jaram tym, że mam 17 obserwatorów i prawie 100 komentarzy O.O Nigdy nie sądziłam, że dojdę do czegoś takiego *dumna* :D
Dziękuję wam z całego serducha za wszystkie opinie <3
Wstawiam notkę pisaną wczoraj przy koncercie Gazette - Decomposition Beauty i Dir En Grey - 5Ugly KINGDOM.
Dzisiaj ją jeszcze dokańczałam dlatego jest wstawiona dopiero teraz ^^ Mam nadzieję, że się spodoba :3


~~~



-Eiji! Chodź no tu do mnie na chwilę. - no kuźwa. Czego ta kobieta znowu ode mnie chce?! Gramolę się z łóżka i niechętnie idę do przedpokoju. Czasami jestem wdzięczny, że mieszkam w kamienicy i nie muszę biegać po całym domu żeby znaleźć moją rodzicielkę, która co chwilę coś ode mnie chce. Jedyny szkopuł mieszkania tu to pani z naprzeciwka, która wciąż uważa, że jestem dziewczyną i to w dodatku jej wnuczką. Cholernie krępujące, ale włosów i tak nie zetnę.
-Czego chcesz?
-Nie odzywaj się tak do matki. - dlaczego on musi się we wszystko wpieprzać?!
-Nie jesteś moim ojcem więc mi nie rozkazuj. - warczę na Mark'a chłopaka mojej mamy.
-Przestańcie już. Jak wiesz jedziemy z przyjaciółmi na 2 tygodnie w góry, a z racji tego, że nie chcę cię zostawić samego, a oni też mają syna to na ten czas pojedziesz do nich zamieszkać. Nie martw się Hayato to bardzo miły chłopak. - czy ją już całkiem popierdoliło?!
-Mamo, mam już 17 lat i nie mam zamiaru nigdzie się przeprowadzać na te 2 tygodnie. Proszę przyjmij to do wiadomości. - syczę zirytowany.
-Ale Eiji, proszę cię to tylko 14 dni!
-Nawet nie ma mowy.
-Ehh, synku.
-Te twoje westchnienia na mnie nie działają.
-Dobra, w takim razie on zamieszka tu.
-Nie wpuszczę go do domu.
-Eiji!
-Nie, mamo! Do jasnej cholery niedługo będę pełnoletni, a ty sprowadzasz mi tu niańkę!
-Bo się o ciebie martwię.
-Nie masz o co. Zresztą sama powiedziałaś, że to tylko 2 tygodnie.
-Powinnam uważać na słowa, gdy z tobą rozmawiam. - mówi rozbawionym głosem.
-Owszem, powinnaś. - śmieję się cicho.
-To w takim razie mam pomysł, Hayato będzie cię odwiedzał.
-I zdawał  sprawozdanie?
-Można tak powiedzieć.
-No okej. - mówię w końcu z westchnieniem. - Jutro jedziecie?
-Nie, jeszcze dziś. Hayato-kun jutro wpadnie. - kiwam jedynie głową i wracam do swojego pokoju.
Czy ta kobieta naprawdę nie może mi zaufać? Nigdy nie dałem jej żadnego powodu żeby było inaczej. No chyba, że do tej pory ma żal za to, że nie lubię Mark'a.
Po 2 godzinach leżenia i gapienia się w sufit słyszę wrzask "wychodzimy" i trzaśnięcie drzwiami. Zawsze to samo - nigdy się nie żegnają. Pewnie cieszą się z tych kilku dni beze mnie, bo ja bez nich bardzo. Jeszcze żeby ten... Jak mu tam? Hayato nie przychodził to bym miał życie jak w Madrycie, ale przeżyję. A może o mnie zapomni? Marzenia ściętej głowy. Moja mama mu na to na pewno nie pozwoli. Będzie go zadręczała telefonami.
-Która to godzina? - mamroczę sam do siebie. - Już 22? Wypadałoby coś zjeść, wykąpać się i położyć. A! No i przestać gadać sam ze sobą.
Po wykonanych wszelkich czynnościach o których pogadałem wcześniej włączam muzykę. Na tyle głośno, że przyjemnie bolą mnie uszy, jednak na tyle cicho żeby sąsiedzi nie mogli się czepić.
Zapadam w spokojny sen.



Wstałbym na pewno szczęśliwy, gdyby nie to, że obudził mnie dzwonek! Ludzie! Kto normalny wstaje o 8 w wakacje jak nie ma rodziców w domu?!
Otwieram drzwi z takim rozmachem, że prawie wylatują z zawiasów i patrzę z furią w oczach na "gościa".
-Jesteś Eiji, ne?
-A ty skąd znasz moje imię? - pytam bojowym  tonem. No bo sorry resory, ale mnie się nie budzi! No chyba, że jesteś moją mamą i budzisz mnie na naleśniki.
-Jestem Hayato. - no super! Moja niańka jest do tego stopnia nadpobudliwa żeby wstawać wcześnie i mnie budzić! Patrzę na niego z mordem w oczach.
-Czego chcesz tak wcześnie?
-Wybacz, księżniczko, ale niektórzy pracują.
-Nie jestem żadną księżniczką! - wrzeszczę. Nagle drzwi zna przeciwka się uchylają. Super... Mam przerąbane.
-Kochanie, mogłabyś nie krzyczeć tak głośno z samego rana? Wpadnij później na herbatkę ze swoim chłopakiem. - ostatnie zdanie dodaje patrząc na Hayato, a później mruga do mnie przed zamknięciem swoich drzwi.
ZARAZ ZABIJĘ TEGO BABSZTYLA! Z samego rana już dwie osoby podniosły mi ciśnienie! Moja niańka uśmiecha się kpiąco.
-No to jak księżniczko wpuścisz mnie do środka czy będziemy tak stać? - łapię go za ramię, wciągam do środka i chcę zatrzasnąć nogą drzwi, ale wychodzi mi piękny siad płaski na dupie.
-Genialnie. Nie dość, że mnie budzą, ta stara baba znowu myśli, że jestem dziewczyną, nazywają mnie księżniczką to jeszcze się wypieprzyłem, bo nie mogę zamknąć drzwi po ludzku.
-Zawsze rozmawiasz sam ze sobą? - pyta oparty o ścianę Hayato.
-Jasne. Lubię sobie pogadać z kimś inteligentnym. - parska tylko śmiechem, kompletnie nie wiem co go rozśmieszyło. Dopiero teraz zauważam, że jest przystojny. Brązowe włosy sięgające do połowy szyi, czarne oczy, pełne wargi i prosty nos.
Mam przystojną niańkę - super. Dobrze, że z nim nie mieszkam, bo tadam! Jestem gejem i pewnie w końcu bym się na niego rzucił.
-Długo się tak będziesz na mnie gapiła, księżniczko? - czerwienię się lekko, ale nie podaruję mu tej zniewagi! Już dzisiaj 3 raz nazwał mnie "księżniczką"!
-Doigrałeś się. - mówię cichym zirytowanym głosem. Wstaję i rzucam się na niego z pięściami, to znaczy mam taki zamiar, ale mnie obezwładnia i wychodzi mi tylko tyle, że stoję tyłem do niego - oparty o jego umięśniony tors. Przyciąga mnie do siebie jeszcze bardziej, aż na kości ogonowej czuję jego khm, klejnoty.
-Słuchaj księżniczko, ze mną nie wygrasz. Musimy się znosić więc bądź tak miły i nie leć do mnie z pięściami. A, i jeszcze bądź tak uprzejmy i nie pożeraj mnie wzrokiem w samych spodniach od piżamy, bo się na ciebie rzucę. Lubię seks z rana z takimi słodziakami jak ty. - po tych słowach mnie puszcza i wychodzi, a ja nadal stoję oniemiały. Czy on właśnie przyznał, że jest gejem i mu się podobam?
-Dobra, Eiji. Tylko spokojnie. Twoja niańka to facet, cholernie przystojny facet do tego gej i leci na ciebie... Nie, no, niemożliwe, coś mi się musiało pomylić. - śmieję się cicho, trochę histerycznie i idę zjeść śniadanie. Już nie usnę, nie ma sensu nawet się kłaść.
Śniadanko, długa odprężająca kąpiel, gadanie przez telefon z kolegą, drugie śniadanie, poczytanie książki. 15 - obiad, czytaj - pyszna pizza Hawajska XXL. A później koncert! To znaczy oczywiście taki puszczony z płyty. DIM SCENE = ja zagapiony na Reitę i mający wszystko inne w dupie. Oj tak, Rei. Mój orgazmiczno-męski Akira Suzuki. Uwielbiam go.
No więc siedzę sobie taki zaaferowany koncertem, aż tu nagle czuję puknięcie w ramię. Przestraszony na maksa podskakuję z piskiem z kanapy i ląduję po raz drugi dzisiejszego dnia z piskiem dupą na podłodze.
-Hayato! Co ty tu kurwa robisz?!
-Stoję, księżniczko. Mam klucze do mieszkania więc sobie wszedłem. - nadal zaskoczony zapominam na niego nakrzyczeć za nazwanie mnie "księżniczką".
-Nie sądzisz, ze powinieneś najpierw mnie uprzedzić o tym, że masz klucze, a nie mnie straszyć? - mówię w końcu podnosząc moje 4 litery z podłogi.
-Ale po co, księżniczko? Fajniej wyglądasz przestraszony, a tak to byś pewnie nawet nie zareagował na moją wizytę.
-Przestań w końcu nazywać mnie księżniczką!
-Nie. A tak w ogóle to twoja sąsiadka właśnie parzy dla nas herbatkę, "moja dziewczyno".
-ŻE CO KURWA?! - chyba ten wytrzeszcz zostanie mi na zawsze.
-Żartowałem tylko, ale jak ją spotkałem przed chwilą na schodach to ponowiła zaproszenia. Chyba pójdziemy, co ty na to?
-Nigdzie nie idziemy!
-Ale mi się chce herbatyyyyy!
-Ta płaczliwa minka na mnie nie działa, po prostu nie chcę do niej iść tak gwoli ścisłości. Jakiej tej herbaty?
-Zielonej.
-Okej. - idę mu zrobić tą pieprzoną herbatę. Co za upierdliwy człowiek! Po 3 minutach wracam z filiżanką w ręku do salonu i pierwsze co zauważam to jest to, że go tam nie ma!
-Okej Eiji, tylko spokojnie. Na pewno nie poszedł do tej stary prukwy. Trzeba go poszukać.
W kuchni, salonie, łazience, pokoju mamy go nie ma. Zostaje tylko moje królestwo, tfu! Mój pokój. Wchodzę po cichu i widzę jak ogląda mój szkicownik.
-Oddaj! - Boże, przecież tam są półnadzy faceci!
-Ty tak ładnie rysujesz, księżniczko?
-Oddaj! - po chwili szarpania się z nim w końcu udaje mi się wyrwać szkicownik i schować w szafce na bieliznę.
-Czyli księżniczka jest gejem.
-Nie twoja sprawa. - mówię szybko. Za szybko. Po chwili czuję ciepło na policzku. Super, zaczerwieniłem się.
-Byłeś już kiedyś z chłopakiem? - poliki szczypią mnie jeszcze bardziej. - Po rumieńcu wnioskuję, że nie... Chociaż jak dla mnie to dziwne, bo ja z chęcią bym się tobą zajął. Co ty na to? - podchodzi do mnie i staje za moimi plecami i chuchając mi w szyję jeździ palcem wskazującym po moim torsie, który zdobi koszulka. A i owszem, mam ochotę, ale dopiero go poznałem. Wyrywam mu się szybko i idę w kierunku drzwi.
-Herbata gotowa. - z trudem opanowuję drżenie głosu.
Moja niańka już się do mnie nie odzywa, a po wypiciu napoju wychodzi bez słowa.
-Dobra, Eiji, spokojnie. Nie myśl o nim. Po prostu zapomnij o dzisiejszym dniu. - jem ostatnie 2 kawałki pizzy na kolację, biorę szybki prysznic i kładę się do łóżka zasypiając natychmiast.
Budzę się zlany potem z zarumienionymi policzkami. Czarne oczy i słowo "zajął" wciąż kołaczą mi się po głowie, bo w sumie tylko tyle pamiętam ze snu.
Przez caaały dzień miałem spokój. Dzisiaj mnie nie odwiedził, ale mimo to siedziałem jak na szpilkach. Może mu głupio? Zresztą nieważne. Eiji, nie myśl o tym.

Minął tydzień. No nie powiem, dziwnie mi z tym, że go nie widzę. Tak, wiem, że to irracjonalne, bo w końcu widziałem go tylko dwa razy na oczy. Chyba zadzwonię do mamy, bo nie zostawił mi swojego numeru... Zawsze mogę zwalić na to, że jest moją niańką! To znaczy no, że miał mnie sprawdzać... A tak w ogóle to ja nadal nie wiem ile on ma lat!
-Dobrze, Eiji, co robić? Myśl. Dzwonić czy nie? - zastanawiam się stojąc przed telefonem stacjonarnym co chwila wyciągając rękę w stronę słuchawki i ją cofając.
-A gdzie chcesz dzwonić? - ło kurwa! Ja cię sunę. Co on tu robi?
-Ekhm, Hayato. Co ty tu robisz?
-Przyszedłem zobaczyć jak się czuje moja księżniczka.
-Etto... Dobrze. Tylko weź mnie tak nie strasz.
-Dziwne.
-Co?
-Nie krzyczysz za księżniczkę. - rumienię się delikatnie.
-Bo dzisiaj nie mam ochoty krzyczeć, ani się denerwować.
Podchodzi do mnie i szepcze mi na ucho.
-Stęskniłeś się za mną Eiji-kun?
-Yyy. - nie stać mnie na żadną logiczną wypowiedź, gdy znajduje się tak blisko - szczególnie po moich snach.
-Słodki jesteś. - jego dwa palce lądują na moim podbródku, podnosi delikatnie moją twarz w kierunku swojej i patrzy mi w oczy.
-Z bliska wyglądają jeszcze ładniej. - mamroczę sam do siebie.
-Co Eiji?
-Twoje oczy. - uśmiecha się delikatnie i składa pocałunek na moich wargach. Smakuje wiśniami. Lubię wiśnie. Przyciągam jego głowę bliżej i pogłębiam pocałunek. Mruczę, gdy przejeżdża językiem po moim podniebieniu. Odrywam się od niego i patrzę rozognionym wzrokiem po jego twarzy. Chwytam go za rękę i ciągnę w stronę łóżka.
-Nie tak szybko, księżniczko.
-Hayato, potrzebuję cię! Teraz. - mówię wręcz błagalnym głosem i szarpię go tak, że lądujemy na łóżku, a on na mnie.
-Eiji. - mruczy mi do ucha swoim męskim pociągającym głosem. Po chwili czuję jak pozbywa się mojej koszuli i spodni. Patrzę mu prosto w oczy i ciągnę za brzeg jego T-shirt'a, który ma na sobie. Uśmiecha się tylko, siada na moich biodrach i podnosi ręce do góry, abym mógł zdjąć niepotrzebny materiał. Spodnie też po chwili lądują na podłodze obok moich własnych. Jesteśmy tylko w bokserkach, a ja dokładnie czuję jego erekcję, przez co mam ochotę jęknąć, ale się powstrzymuję. Wsadzam mu rękę do majtek, obejmuję nią trzon penisa i wolno, wręcz drażniąco zaczynam nią ruszać.
-Mm, Eiji, nie wiedziałem, że aż tak się za mną stęskniłeś. - uśmiecham się tylko kretyńsko i zaprzestaję ruchów ręką żeby ściągnąć nam ostatnią sztukę odzieży. Chwilę po tym zaczynam drażnić palcami napletek, co wywołuje u niańki cichy jęk. Chwyta mojego penisa i zaczyna mi szybko obciągać. Dekoncentruje mnie tym i już sam nie wiem co mam robić, dlatego przymykam oczy i bezwstydnie jęczę. Z racji tego, że przyśpiesza - moje oczy rozszerzają się i dochodzę plamiąc mój brzuch i jego rękę.
-Nieładnie, Eiji. Pobrudziłeś nas. I co teraz? - biorę jego dłoń i przyciągam do swoich ust, zlizuję dokładnie własną spermę patrząc mu przy tym prowokująco w oczy.
-Cicha woda brzegi rwie. - śmieję się tylko na to stwierdzenie. - Gdzie masz jakąś oliwkę?
-W szafce nocnej. - wyciąga olejek o zapachu mango, rozlewa sobie na palce i zbliża jej do mojej dziurki.
-Gotowy?
-Jak nigdy, nianiu. - wkłada we mnie pierwszy palec. Dziwne uczucie, ale szybko się przezwyczajam. Drugi wywołuje lekki ból i dyskomfort. Zaczyna mnie rozciągać - delikatnie i dokładnie. Kiedy zaczynam poruszać biodrami dodaje trzeci palec. Znowu boli, ale kiedy trafia nimi w prostatę jęczę przeciągle.
-Hayatooo, nn, juuż, mmm.
-Jak chcesz, księżniczko. - wchodzi we mnie szybko, do końca i od razu trafia w mój czuły punkt. Ogarnia mnie ogień jakiego jeszcze nigdy nie czułem - mam wrażenie, że zaraz spłonę z pożądania. Poruszam szybko biodrami, a on dostosowuje się do mnie i dysząc patrzy mi prosto w oczy.
-Szybciej nie potrafisz, niańka? - warczę w końcu na skraju wytrzymałości.
-Potrafię. - zaczyna się we mnie szybko wręcz chaotycznie poruszać, a ja nie wiedząc nawet jak mam na imię wbijam mu paznokcie w plecy i dochodzę z głośnym wrzaskiem. Po chwili czuję jak zalewa mnie coś ciepłego. Oddycham szybko i patrzę w jego czarne tęczówki, które oczarowały mnie od samego początku.
-Niańka? Dlaczego "niańka"?
-Bo właśnie taką rolę pełnisz według mojej mamy.
-A według ciebie?
-Chwilowo przypadła ci rola ZZMSP.
-To znaczy?
-Zajebistego zaspokajacza moich seksualnych potrzeb.
-Jak ty coś wymyślisz.
-Nie czepiaj się, jestem zmęczony.
-To może w końcu zluzujesz swój kleszczowy uścisk z moich bioder i wyjdę z ciebie?
-A, to zaraz. - roześmiał się tylko i cmoknął mnie w nos.

Praktycznie cały tydzień "niańka" mieszkała u mnie w łóżku.

-Rodzice jutro wracają.
-Wiem.
-Hayato, co teraz?
-W jakim sensie?
-No z "nami".
-Będziemy się spotykać jeśli chcesz.
-Chcę. A tak właściwie to ile ty masz lat?
-Dwadzieścia pięć.
-I nadal mieszkasz z rodzicami?
-Nie mieszkam.
-Przecież powiedzieli mi... - czyżby chcieli nas zeswatać?
-Oj, Eiji. Daj spokój. Ważne, że się spotkaliśmy, prawda?
-Prawda. - po chwili milczenia, Hayato nagle zaczął mówić.
-Za rok jak będziesz chciał to będziesz mógł u mnie zamieszkać. - uśmiecham się tylko i wtulam bardziej w jego tors.
Rok czasu to dużo, ale mam nadzieję, że przetrwamy.
~Cicha woda brzegi rwie.

~

Przepisywane przy - BTOB - Insane :3

piątek, 3 sierpnia 2012

Pierwsza randka (HikaruxKazuma)

Bry kochani :*
Dzisiaj najdłuższa notka w historii bloga, więc zostawicie jakiś ślad, ne? >D
Notka wstawiana na szybko, bo u kolegi, więc pewnie ma mnóstwo błędów. Wybaczycie, ne? :3
Postaci wymyślone :)
~~~

Co jest ze mną nie tak? Dlaczego zawsze kocham osoby, które nigdy nie odwzajemnią mojego uczucia?! I z tego wszystkiego najśmieszniejsze jest to, że ja doskonale o tym wiem! Zamiast wybierać ludzi, którzy mogliby mnie pokochać, dzielić ze mną życie, jadać ze mną posiłki, to ja zawsze wybieram te, które mają mnie w czterech literach.
No może niedosłownie... Bo wiem, że Kazuma nie ma mnie do końca tam gdzie plecy się kończą, ale mimo wszystko nie chce mnie tak jak ja jego chcę. Bo chcę żeby mnie pokochał. Zaczął się o mnie martwić. Ale nie... On jest oschły w obejściu ze mną. Ze swoim najlepszym przyjacielem. Tak naprawdę to jedyne co mi pozostaje, to patrzeć jak podrywa sobie nowych chłopaków na jedną noc, pobawi się, pobawi, a później ich zostawia. Nie szanuje swoich kochanków. I nie szanuje mnie. Czasami mam ochotę nim potrząsnąć, nawrzeszczeć, napluć mu w twarz, żeby przynajmniej zobaczyć jakieś inne emocje na jego twarzy zamiast tylko ironii. Mam wrażenie, że jego oczy są puste, a w środku serce służy jedynie do pompowania krwi. Tak wiem, bywałem na biologii, taka jest prawda, serce rzeczywiście do tego służy. Ale przecież zawsze mówi się o sercu i miłości jednocześnie.
Dzwonek telefonu wyrywa mnie z zamyślenia.
Kazuma~
-Moshi-moshi
~Hikaru-kun, jesteś mi potrzebny!
-Co się dzieje?
~Mógłbyś przyjechać po mnie do tego baru za rogiem?
-Za pół godziny pasuje?
~Tak. To czekam na cieb... - pip, pip, pip.
No tak, Hikaru jesteś potrzebny. Dlaczego nie mam ochoty mu pomóc? Nie mam ochoty go w ogóle widzieć, ale cóż, życie.
Ubieram się szybko i wskakuję do samochód.
Nienawidzę tłumu... Rozglądam się dookoła. Jest! Siedzi koło baru. Podchodzę szybko.
-Co jest?
-O! Hikaru, jesteś już!
-Hai. Co chciałeś?
-Byłem ciekawy czy przyjdziesz... - przecież on nie wie, prawda? Prawda?!
-O co ci chodzi?
-Mi? O nic takiego. Chodź, siadaj, napijesz się ze mną. - jest jakiś dziwny. Chyba coś się stało.
-Ale jestem samochodem. - patrzy na mnie wzrokiem, w którym jest jakieś nieznane mi uczucie.
-Napij się, najwyżej zostawisz tutaj samochód, przecież wiesz, że w tej dzielnicy nie kradną. - no tak, ma rację, zamawiam szkocką.
Po czwartym drinku nagle się do mnie odwraca.
-Chodźmy już stąd.
-Ale...
-Chodź. - ten jego ton nieznoszący sprzeciwu... Aż mam ochotę zamruczeć. Nic nie poradzę, że uwielbiam kiedy jest taki władczy w obejściu ze mną.
Prowadzi mnie do parku i siada pod drzewem naprzeciw fontanny. Siedzimy w ciszy, aż w końcu nagle zaczyna mówić.
-Pamiętasz jak się poznaliśmy? - zerka na mnie wyczekująco. Kiwam głową, nie chcę burzyć mu nastroju na wspomnienia, a poza tym znam tylko "swoją" wersję, z jego punktu widzenia nigdy nie słyszałem tej historii.
-Któregoś dnia podeszła do mnie moja mama i powiedziała, że będziemy mieli nowych sąsiadów. Ucieszyłem się, chociaż nie dawałem tego po sobie poznać. Ludzie z mojego otoczenia mnie nudzili. Wszyscy nadęci, uważający się za najlepszych. Myślący, że jak mają kasę to mogą wszystko. Ja taki nie byłem i miałem nadzieję, że "Nowy" też taki nie będzie, że w końcu będę miał z kim rozmawiać. Cały czas wyczekiwałem waszego przyjazdu... Ehh... Aż w końcu niesamowicie słonecznego dnia przyjechał czerwony samochód pod dom, w którym "Nowi" mieli zamieszkać. Nie zapomnę mojej radości. Stałem tak w oknie i wręcz skakałem ze szczęścia. Moja mama się tylko ze mnie śmiała. Najpierw wysiadła z niego kobieta o kręconych rudych włosach, a później Ty... W ogóle nie wyglądałeś na 11 lat, wiesz? Byłeś jak mały uroczy brzdąc... Miałem ochotę tam pobiec i krzyczeć wokół, że  to ja będę się Tobą opiekował. - delikatny uśmiech ozdobił jego wargi - Ty też nie mogłeś ustać, ani iść grzecznie zwiedzić domu. Pobiegłeś do drzwi jak strzała oglądając się na swoją mamę i śmiejąc tak głośno, że ja w domu po drugiej stronie ulicy przy uchylonym oknie cię słyszałem. Wtedy zrozumiałem, że nie możesz być kimś kto stawia pieniądze ponad wszystko i kocha tylko je. Później już cię nie widziałem, pewnie biegałeś po domu i ogrodzie... Nie mogłem wysiedzieć w domu, miałem ochotę pobiec tam zapukać i się przywitać, ale mama powiedziała, że pójdziemy dopiero wieczorem, bo zapewne potrzebujecie czasu do zaaklimatyzowania się w nowym miejscu. Gdy nadszedł wieczór zacząłem się denerwować, "a co będzie jeśli mnie nie polubi?". Chciałem mieć cię przynajmniej za kolegę, bo Twój uśmiech był tak szczery i szczęśliwy, że gdy się na niego patrzyłem czułem, że ja także jestem szczęśliwy. A później się poznaliśmy... Resztę znamy obydwaj. - spojrzał się na mnie i obdarzył mnie takim uśmiechem, iż myślałem, że dostanę palpitacji serca. Poczułem jak szczypią mnie poliki. Zrozumiałem. Potrzebował mnie i nadal potrzebuje. Ta opowieść jest jak przeprosiny. - Moja mama nauczyła mnie kilku rzeczy, wiesz jakich?
-Nie mam pojęcia.
-Pieniądze to nie wszystko, chociaż powinno się je jako tako szanować, bo lepiej jak są niż ich nie ma. Wiesz, że wychowała się w biedzie. Miłość i przyjaźń... Właśnie to powinno być najważniejsze w życiu ludzi.
Cisza, która zapadła po tym stwierdzeniu aż dzwoniła w uszach. Nie sądziłem, że tak przeżywał mój przyjazd. A i owszem, poczułem się mile połechtany, ale przecież nie wiedział, że to będę ja. Chciał w końcu osobę, która by go zrozumiała i akurat ja nią byłem. Kazuma jest moją pokrewną duszą, mam nadzieję, że ja jego też. "Miłość i przyjaźń najważniejsze dla ludzi..." To nawet zabawne, że nie zdajesz sobie sprawy, że jesteś dla mnie właśnie TAK wyjątkowy. Miłość... Zabawne, obdarzyć miłością przyjaciela.
-Chodź idziemy. - patrzę na niego nieprzytomnym wzorkiem, żeby zaraz podać mu rękę, aby mnie podniósł. Odprowadził mnie pod drzwi apartamentu.
-Daj kluczyki od samochodu, jutro Ci go przyprowadzę. - daję mu je bez słowa. Chciałem go zaprosić, ale chyba ma inne plany.
W mieszkaniu od razu kładę się do łóżka.
~Dawno nie przeprowadzałem z nim tak szczerej rozmowy. Mam nadzieję, że teraz będzie trochę lepiej... Że znowu zacznie się do mnie odzywać normalnie, a nie rozkazywać jak psu. Chyba dotarło do niego to, że mnie będzie miał dłużej niż swoich "chłopaków". Przez chwilę myślałem, że wyjedzie do mnie z tekstem "zostań świadkiem na moim ślubie", ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca.
Nie mam siły już o tym wszystkim myśleć. Idę spać.
Rano budzi mnie walenie w drzwi.
Wstaję zaspany i doczłapuję się do nich z zamiarem zabicia człowieka, który przerwał mi SEN! SEN! Mój piękny sen o moim zajebiście przystojnym przyjacielu, który zabrał mnie na kolację, wyznał miłość i właśnie wchodziliśmy do sypialni!!!
-DO JASNEJ CHOLERY! PO KIEGO CHUJA MNIE BUDZISZ?! JA CHCĘ SPAĆ! - moje usta zostają nagle zatkane przez rękę mojego przyjaciela.
-Tak jak myślałem. Dlaczego zawsze jak się ciebie obudzi to wrzeszczysz jak popapraniec? - kończy pytanie znajdując się już w kuchni.
-Oddaję kluczyki. - mówiąc to rzuca je na blat kuchenny.
-No super! Żeby oddać mi kluczyki musiałeś mnie budzić? Nie mogłeś mi ich oddać kiedy indziej?
-Nie. Lubię Cię drażnić. - znowu się uśmiecha. Szczerze. Nagle cała złość ze mnie wyparowuje. Nie myśląc długo nad tym co robię siadam mu na kolanach i się do niego przytulam.
-Dobrze, że wróciłeś.
-Hm? To znaczy?
-To znaczy, że znowu się do mnie uśmiechasz. - odsuwam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy i delikatnie, samymi kącikami warg uśmiechnąć się.
Widzę jak jego wzrok zjeżdża na moje usta. On chyba nie chce? Po sekundzie czuję subtelnie pocałunki.
Marzyłem o tym od tak dawna, że moje wargi same się uchylają dając mu dostęp do środka jamy ustnej. Jego język zaczyna poznawać moje zęby, podniebienie i mój narząd smaku. Przez chwilę walczymy o dominację, ale to chyba oczywiste, że przegrywam. Odrywamy się od siebie, gdy zaczyna nam brakować powietrza. Łączy nas cienka ścieżka śliny, która kończy swoje życie na mojej brodzie.
-Wow, co to było? - pytam patrząc się na niego nieprzytomnym wzrokiem. Nie dość, że dopiero co wstałem to jeszcze ON mnie pocałował. Normalnie nienormalnie!
-To drogie dziecko był pocałunek. Kluczki są na blacie, ja spadam do pracy. Idź się jeszcze prześpij śpiochu. - na pożegnanie jeszcze raz dotyka moich ust swoimi wargami i już słyszę trzaśnięcie drzwiami.
TO NIEMOŻLIWE! On mnie pocałował! Pocałował mnie! I to nie raz! Idę na trzęsących się nogach do sypialni, a tam walę się na łóżko jak World Trade Center i rozpamiętuję pocałunki.
Budzi mnie wrażenie, że ktoś się na mnie bezczelnie gapi. W sumie to nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
Uchylam jedno oko, a jakieś dwa metry dalej widzę Kazume, który właśnie patrzy się na moje uda. O nie! Tak to nie będzie! On się patrzy a ja nie mogę. Siadam na łóżku przecierając oczy.
-Co tu robisz?
-Przyszedłem i właśnie się na ciebie patrzę.
-Jak wszedłeś?
-Drzwiami.
-Przecież same się zamykają na zatrzask.
-Mam klucz.
-Niby skąd?
-Dorobiłem sobie kiedyś.
-Bez mojej zgody?
-Właśnie tak.
-Powiedziałbym, że jesteś bezczelny i oczywiście miałbym rację, ale tego nie powiem. A teraz wybacz, ale idę pod prysznic. - zostawiam go samego w mojej sypialni żeby wrócić po 20 minutach już ubrany i uczesany.
-Po co się ubierałeś jak już 22?
-22? Nawet nie spojrzałem na zegarek. - rzeczywiście 22... Kiedy ten czas minął? A, no tak. Spałem. - No to może mi powiesz co chciałeś o 22?
-Przyszedłem pogadać.
-O?
-O nas.
-Jakich "nas"? Przecież nie ma żadnych nas, a w przyjaźni od wczoraj jest chyba dobrze, ne?
-A Ty jak zwykle nic nie rozumiesz.
-Mógłbyś mnie nie obrażać? Jesteś w MOIM mieszkaniu, w MOJEJ sypialni, komunikujesz mi, że musimy pogadać o nas, jest dwudziesta druga i jeszcze masz czelność mówić mi, że nic nie rozumiem! Spotkamy się jutro i omówimy "nas" - ostatni wyraz mówię z ironią i z powrotem rozbieram się do bokserek żeby wskoczyć do łóżka.
A on nadal stoi tak jak stał i się na mnie patrzy.
-Myślałem, że wyraziłem się jasno? Jakiś problem? Czegoś nie zrozumiałeś?
-Do cholery jasnej nie zachowuj się tak! Doskonale wiem, że Cię raniłem, ale mógłbyś mnie nie wypieprzać od razu za drzwi?! Znam swoje błędy, ale przeszłości nie cofnę! Więc czy do jasnej cholery mógłbyś mnie wysłuchać?! Ten jeden jedyny raz, a później rób se co chcesz! - patrzę na niego oniemiały. Od kiedy on na mnie krzyczy?
-Mów. - kapituluję w końcu. Siada w nogach mojego łóżka.
-Zakochałem się. - no kurwa super, dzięki. Właśnie zjebał mi humor tak bardzo jak jeszcze nigdy nikt. Śmieję się gorzko.
-A co to ma wspólnego ze mną? Mam siedzieć z Tobą i wysłuchiwać jak bardzo źle ci z tym jest? Daj mi numer do niego, zadzwonię i udzielę dobrej rady pod tytułem "spierdalaj od niego jak najdalej". - tak, wiem że jestem dla niego niemiły, ale nie dość, że mnie obudził to jeszcze dorobił sobie klucze do mojego mieszkania bez pozwolenia! No i do tego się zakochał... Nie chcę dla niego źle, ale... No sami wiecie. Ja go kocham! I jak mam niby słuchać tego wszystkiego?! Źle mi z tym po prostu.
-Od kiedy jesteś taki ironiczny?
-Uczę się od najlepszych. - patrzę na niego wymownie.
-Jeżeli tak masz ze mną rozmawiać to chyba przejdę do konkretów.
Nachyla się nade mną i całuje zaborczo, a że robi to niespodziewanie tracę równowagę i upadam plecami na łóżko. Nie ma to jak siedzieć sobie spokojnie, a zaraz potem być zaatakowanym przez usta przyjaciela. Przyjaciela. Właśnie "przyjaciela". Odpycham go od siebie i drę się na cały regulator.
-Do jasnej cholery, Kazuma! Przestań! To nie jest zabawne! Wolę cię już wysłuchać, a nie... - zabrakło mi słowa. Nieważne zresztą, najważniejsze w tym momencie, że się ode mnie odsunął.
-Wybacz, Hikaru za ten nagły "atak". - krzywi wargi. - Ale ja już dłużej tak nie mogę.
-Jak? - a temu znowu o co chodzi?
-Pamiętasz jak na mojej szesnastce, gdy wszyscy poszli, zaczęliśmy grać w butelkę? Odkrywałeś wtedy swoją orientację. Pamiętam jaki byłeś speszony mówiąc, że nie podoba ci się żadna z dziewczyn, ale chłopak od nas ze szkoły. Byliśmy wtedy tylko my dwaj. Zadanie jakie później dostałeś to był pocałunek, pamiętasz? - kiwam głową czerwony jak cegła. To był mój pierwszy pocałunek. - Pocałowałeś mnie. I właśnie wtedy wykiełkowało nieznane mi dotąd uczucie w moim sercu.
-Ch-chcesz powiedzieć, że... Że mnie kochasz?
-Tak. Właśnie to chcę powiedzieć. - gapię się z szeroko otwartymi ustami na mojego dotychczasowego przyjaciela.
-Widzę, że jesteś w szoku. Nie chcę na ciebie naciskać dlatego jak już dojdziesz do swoich uczuć i przemyślisz co chcesz mi powiedzieć, albo co zrobić... Na przykład dać w pysk, to wiesz gdzie mnie szukać. Albo po prostu zadzwoń. - wstaję z łóżka i kieruje się do drzwi. Kiedy już prawie się za nim zamykają, wkłada jeszcze między nie głowę i mówi - Kocham cię Hikaru-kun.
I tyle go widziałem.
Kocha...
Kocha?
Jak to kurwa kocha?!
Co to kurwa jest?! Opera mydlana?! Ja go kocham, on mnie kocha i nie jesteśmy razem.
Ja cię pierdziele. Podchodzę do lustra z taką miną z jaką mnie zostawił, bo chcę zobaczyć jak bardzo kretyńsko wyglądałem kiedy mi to wszystko mówił. Kiedy widzę swoje odbicie nie wyrabiam i zanoszę się głośnym śmiechem. Włosy z powrotem rozczochrane - nigdy nie mogłem ich ułożyć na dłużej niż pół godziny, policzki czerwone, zęby można wszystkie policzyć - takie ładne "O" zrobiłem, oczy nie lepsze - jakby miały zaraz wypaść. Normalnie kretyn! I znowu chichot wyrywa się z moich ust. Po 15 minutach się uspokajam. Wolę żeby sąsiedzi nie uznali mnie za jebniętego, bo czasami się przydają. Kładę się znowu do łóżka - tak, wiem jestem śpiochem, ale nic nie poradzę - to wszystko przez skumulowanie wydarzeń. Zasypiam z uśmiechem na ustach, a w głowie mi się kołacze "opera mydlana".
Kiedy na powrót otwieram swoje zielone oczy wiem, że złożę mojemu "przyjacielowi" wizytę. To aż dziwne, że nic mi się nie śniło, ale sny to podobno nasze marzenia, pragnienia. A moje najważniejsze wczoraj się spełniło. Po zrobieniu porannej toalety wychodzę zamykając po cichu drzwi. W końcu jest dopiero 5:30. Idę do Kazumy do domu, klucze mam. Sam mi je kiedyś dał. W tym momencie bardzo dużo jego zachowań mi się układa. Jego głodny wzrok na moich pośladkach, długie powłóczyste spojrzenia spod rzęs, to jak zawsze pomaga mi gdy jestem chory, jego czułość, gdy rzucał mnie jakiś chłopak... Dużo tego jeszcze jest, a mi się nie chcę wymieniać. Muszę znaleźć się u niego. Już. Teraz. W tym momencie. Chcę go przynajmniej zobaczyć! No i wyznać uczucia... Ale! Najpierw pogram niedostępnego. To będzie taka zemsta za to, że musiałem patrzyć jak zmienia sobie co chwila chłopaków.
Otwieram drzwi powoli kręcąc kluczem żeby zamek nie skrzypnął, a później wchodzę do jego sypialni. Siadam jak kot na jego łóżku i zaczynam się na niego gapić. Dłuższe srebrne włosy rozrzucone po poduszce, nos bez żadnej "górki", duże pełne usta, delikatnie wystające kości policzkowe, dwudniowy zarost i niebieskie oczy, które się właśnie na mnie patrząc z zaciekawieniem... Wróć! Jakie niebieskie oczy?! Przecież jak śpi to powinien mieć je zamknięte! O kurwa, obudził się! ~Bardzo dobrze, Hikaru jakiś Ty spostrzegawczy! Zamknij się podświadomości!
-Ymm. Cześć. - mówię niepewnie.
-Hej. - co mam teraz robić?! Co powiedzieć?! Miałem być niedostępny, a sam wpakowałem mu się do sypialni i gapiłem się na niego jak sroka w gnat.
Odchyla rąbek kołdry.
-Kładziesz się? - kładę się?
Patrzę się na niego niepewnie. Jestem w porównaniu do niego taki nijaki. Brązowe włosy troszkę krótsze od jego, zielone oczy, usta pełne, ale nie tak duże jak jego. Wargi Kazumy są stworzone do całowania... Cholera! O czym ja w ogóle myślę! Zadał mi pytanie. Kładę się obok niego i czuję jak dzięki ramionom przyciąga mnie do siebie. Jego nos ląduje w moich włosach, a potem słyszę jak rozkosznie wzdycha. Przy okazji chuchając mi w ucho - moje najbardziej wrażliwe miejsce w całym ciele. Odkręcam się do niego przodem i nie wiem co powiedzieć, gdy zauważam z jaką czułością się na mnie patrzy. Rumienię się - zapewne wyglądam jak dojrzałe jabłuszko...
-Przepraszam. - szepcze po chwili.
-Za co?
-za to, że cię raniłem. Nie potrafiłem inaczej. Gdy byłeś blisko za każdym razem myślałem, że się na ciebie rzucę. - nagle coś mi się przypomniało. Mianowice wygląd jego kochanków. Każdy miał albo zielone oczy albo brązowe włosy - "był" z nimi góra 3 dni. Ci którzy mieli i to i to wytrzymywali tydzień.
-Już dobrze. - mamroczę pod nosem. - Mam tylko jedno pytanie.
-Hm?
-Bo twoi... ehkm... Kochankowie. Ymm, miałeś jakiś wzór na ich wygląd?
-Każdy z nich był wzorowany na Tobie, Hikaru. - mówi cicho nie patrząc w moje oczy. Robi mi się cieplej tam w środku.
-Kazuma-san?
-Tak?
-Ja... - i właśnie w tym momencie zadzwonił jego telefon. Super! Właśnie chciałem powiedzieć mu co czuję! Ale zawsze kurwa spoko.
-Mów.
-Nie, odbierz. Porozmawiamy kiedy indziej. - wygrzebuję się szybko z łóżka z zamiarem ucieczki jak najdalej. Najlepiej do ciepłych krajów! Albo przynajmniej zapaść się pod ziemię, bo poliki palą mnie żywym ogniem.
-Nie, Hikaru. Teraz mi nigdzie nie uciekniesz. - wyjmuje baterię z telefonu i prowadzi mnie do kuchni. Siadam na stołku barowym nadal niesamowicie zawstydzony. Boże! Przecież ja chciałem mu powiedzieć, że go kocham! Zmienić przyjaźń na związek! Ale dlaczego?! CO mnie opętało?! Ja rozumiem, że się kochamy nawzajem, ale przecież przyjaźń więcej przetrwa! To znaczy... Ja już sam nie wiem co chcę! Dobrze było tak jak było, ale przecież teraz może być jeszcze lepiej, tak? Tylko... tylko co Hikaru? No właśnie nie wiem. Kurwa! Muszę skończyć gadać sam ze sobą! Wdech, wydech.
-Skarbie, co się dzieje? - skarbie? Czy on właśnie powiedział do mnie skarbie? Patrzę na niego i szukam śladu kpiny, czegokolwiek, ale znajduję tylko czułość. Nie wyrabiam, wstaję i podbiegam do niego rzucając mu się na szyję.
-Też cię kocham Kazuma. Kocham cię od dawna. Może nie tak długo jak ty, ale od półtora roku. Patrzyłem non stop jak znajdujesz sobie chłopaków i ich rzucasz. Boję się, już wiesz dlaczego? A jeśli ja ci się znudzę? Przecież mnie znasz! Czasami potrafię siedzieć cały dzień w fotelu z książką i herbatą! Nie lubię tłumów, dobrze wiesz jak źle się czuję na wszelkich imprezach. - kończę już cichym, prawie spokojnym głosem, spuszczając głowę i patrząc na jego stopy. Jego palce chwytają mnie pod brodą i zmuszają do spojrzenia w jego oczy.
-Kochanie, ja naprawdę nie chcę cię na jedną noc. Jesteś dla mnie ważny od bardzo dawna. Jeśli kochasz kogoś bardzo to ta osoba nigdy ci się nie znudzi. Rozumiesz?
-Rozumiem. Kazuma? Możemy dzisiaj gdzieś wyjść... razem?
-W sensie, że na randkę? - znowu się czerwienię.
-Hai.
-Jasne - przytula mnie, a później łapie pod kolanami i kołuje się ze mną na rękach po całej kuchni w akompaniamencie moich pisków. Kiedy w końcu moje stopy dotykają podłogi, znów zarzucam mu ręce na szyję i przyciągam jego twarz do swojej. Na moich polikach znowu wykwita czerwień, szczególnie kiedy czuję jego oddech na swoich wargach. Przymykam delikatnie oczy i muskam jego usta. Odpowiada mi tym samym, żadne z nas nie pogłębia pocałunku. W końcu odsuwam się z delikatnym westchnieniem.
-Idź pod prysznic, a ja zrobię śniadanie.
-Just like a good uke. - mówi z cichym chichotem. Biorę w rękę ścierkę, która wisi na rączce od piekarnika i uderzam go nią w brzuch, a później w tyłek, kiedy w popłochu ucieka do łazienki. Śmieję się cicho sama do siebie i robię (po dłuższym zastanowieniu) omlety. Kiedy już je przekładam na talerze czuję ręce, które zacieśniają się wokół mojej talii.
-Czy teraz będzie już tak codziennie? - szepczę cichutko, nie chcąc popsuć chwili.
-Tak, Hikaru. - mówi z pewnością w głosie. Nie mam powodów żeby mu nie ufać dlatego biorę talerze i stawiam na stole.
-Smacznego.
-Smacznego.
Kiedy kończymy posiłek, Kazuma bierze mnie za rękę i idziemy na spacer. Jest dopiero 7:40 dlatego dostaję jego bluzę. Mimo, że na ulicy nie ma nikogo puszczam jego dłoń, a kiedy patrzy się na mnie rozczarowany szepczę
-To tylko po to żeby nie zapeszyć. - nadal patrzy na mnie takim wzrokiem dlatego kiedy tylko wchodzimy do parku chwytam ją z powrotem. Kiedy Kazuma rozgląda się dookoła żeby gdzieś usiąść, a ja chowam nos w jego bluzie.
-Słodki jesteś. - dociera do moich uszu, które zaraz robią się czerwone jak policzki.
-Yhm. - nie wiem co mam powiedzieć. Właśnie przyłapał mnie na wdychaniu jego zapachu, chociaż to chyba nie jest złe? Ale, zaraz. Dlaczego ja mam robić jako ciapowate uke? Tyle lat się znamy, a ja zachowuję się jak przestraszona dziewica.
-To nie moja wina że ładnie pachniesz. - mówię pewniejszym głosem.
-Cieszę się, że ci się podoba. Chodź. - ciągnie mnie delikatnie w stronę płaczących wierzb. Po chwili wchodzimy pod jedną z nich, a tam z zaskoczeniem zauważam huśtawkę. Taką zawieszoną na grubych sznurach.
-Skąd ona?
-Się tu wzięła? Sam ją kiedyś tu zawiesiłem.
-Naprawdę?! - moje oczy robią się coraz większe. On chyba nigdy nie zacznie mnie zaskakiwać.
-Yhm. Siadaj - po 10 minutach huśtania się, w końcu zeskakuję, a on łapie mnie w swoje ramiona.
-Pamiętasz jak zawsze mnie pocieszałeś po zerwaniu z chłopakami? - kiwa głową. - Ciepło twoich ramion od zawsze mnie uspokajało.
-Kocham cię, Hikaru. Dziękuję, że dajesz mi szansę.
-Cieszę się, że mi powiedziałeś co czujesz, bo ja nigdy bym się na to nie zdobył. - cisza, która w tym momencie zapadła nie była niezręczna. Była niesamowicie wręcz kojąca.
-Idziemy gdzieś? - pyta szeptem. Od wczoraj coś dużo tych "szeptów" się zrobiło. Jednak nie żałuję ani jednego słowa, gestu ani wydarzenia.
-Tak, chodźmy na kawę, dobrze?
-Jasne.
Droga do kawiarni upłynęła nam w tej "kojącej ciszy". Szliśmy tak przed siebie po parku trzymając się za ręce, a ja czułem, że chcę aby było już tak zawsze.
Po wypiciu kawy i zjedzenia ciastka (które we mnie wmusił, bo jestem za chudy), była nasza pierwsza kłótnia od kiedy "jesteśmy razem"? Może raczej wyznaliśmy sobie uczucia, bo nie padło pytanie "będziesz ze mną?".  No ale wracając do kłótni - poszło o "kto zapłaci".
-Daj mi ten rachunek, ja zapłacę.
-Nie. Ja płacę.
-Kazuma, nie denerwuj mnie, ja zapłacę!
-Nie, nie zapłacisz, bo płacę ja.
-Kazuma! Przynajmniej daj mi zapłacić pół rachunku.
-Ale tylko pół.
-Okej.
Kiedy wychodziliśmy z kawiarni kelnerka uśmiechała się do nas całkiem miło. Nie była zgorszona tym, że przez cały pobyt trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, wręcz przeciwnie, była tym zachwycona. Chyba jakaś yaoistka nam się trafiła. Ale może to i lepiej? Szczerze powiedziawszy poczułem się z tym o wiele, wiele lepiej. Tak naprawdę pierwsza osoba, która dowiedziała się o naszym związku -  zareagowała pozytywnie. Taki mały sukces. Przynajmniej jak dla mnie.
Kiedy "mój chłopak" (?) otworzył drzwi wpuścił mnie pierwszego. A później siedzieliśmy tak na kanapie, gadaliśmy i oglądaliśmy filmy trzymając się za ręce oraz przytulając.
Kiedy powiedziałem mu, że chcę mi się pić i przyniosę sobie sam, to wręcz pobiegł do kuchni, a mi kazał zostać na kanapie.
Wracając z pełnymi szklankami picia, potknął się o dywan i wylał zawartość obydwu szklanek na mnie. Sam nie wiedziałem czy płakać czy się śmiać.
-Przepraszam! Hikaru, nie chciałem! - powiedział to z takim przerażeniem w głosie, że od razu wybrałem tą drugą opcję.
-Przecież nic mi nie jest - z trudem wydusiłem przez śmiech. - Ale teraz musisz mi pożyczyć jakieś swoje ciuchy.
-Jasne, chodź.
Kiedy już zdjąłem koszulkę zrozumiałem, że przebranie nic tu nie pomoże.
-Kazu-chan, chyba muszę iść pod prysznic. - oczy zabłyszczały mu radośnie.
-Chcesz to mogę umyć ci plecki. - wyświergotał zadowolony jakby wstąpiła w niego nowa energia.
-Ymm... W zasadzie to czemu nie? - chyba nie spodziewał się po mnie takiej odpowiedzi sądząc po tym, że otworzył szeroko buzię.
-Yyy, etto... No okej, chodźmy. - te jego jąkanie się było niesamowicie słodkie. Pierwszy raz widziałem go onieśmielonego.
-Kąpiel czy prysznic?
-Ymm. Jeśli pójdę pod prysznic to żeby umyć mi plecy będziesz musiał wejść ze mną. Z kolei jeśli będę się kąpać to zobaczysz mnie nago, a ja ciebie nie.
-Wiesz co? Może innym razem. - mówi szybko jakby speszony.
-Ale dlaczego?
-No bo... Dajmy na to, że podoba ci się ktoś przez 10 lat, a później masz z nim brać prysznic i widzieć go nago. Jak myślisz jak się teraz czuję? - o tym nie pomyślałem. Jeśli wejdzie teraz ze mną pod prysznic to... Myśl o tym co by się działo przyprawia mnie rumieńce na policzkach i szybszy oddech.
-Chodź.
-Ale wiesz, że mogę się nie powstrzymać? - nic już nie mówię tylko zdejmuję spodnie wraz z bokserkami. Stoję przed nim jak mnie pan bóg stworzył, a on się po prostu na mnie GAPI. Nie patrzy, tylko gapi. Podchodzę do niego powoli i z jego małą pomocą on też nie ma na sobie ubrań.
Dotykam delikatnie jego klatki piersiowej.
-Jesteś piękny, Kazu-chan.
-Nie tak jak Ty. - chwytam moją rękę która nadal dotyka jego piersi i prowadzi mnie pod prysznic.
Staję przodem do ściany, a tyłem do niego. Nie chcę kusić losu, bo wiem że zaraz zacząłbym go macać. Kropelki spływające po jego ciele muszę wyglądać cholernie seksownie... STOP! Hikaru! Jesteś właśnie z nim pod prysznicem. Nie patrz na niego. Nie myśl o nim. Umyj się. Tak, właśnie tak. Umyty. To teraz wychodzisz grzecznie z kabiny. Słyszę jego kroki za moimi plecami. Fuck. On też wyszedł. Nie patrz na niego. Jest cały mokry. Zakaz patrzenia na niego. Ja to już chyba źle się czuję... Tak, na pewno tak. No to teraz trzeba sięgnąć po ręcznik.
-Aaaa! - poślizgnąłem się i gdyby nie on to na pewno miałbym bliskie spotkanie z podłogą.
-Hikaru-kun, spokojnie. - słyszę jego głos i stwierdzam fakt, że mojej męskości on się za bardzo podoba. Jego bliskość... Mokra skóra. Nagi on. O MÓJ BOŻE! Przestań tak o nim myśleć!
-Kochanie, dlaczego na mnie nie patrzysz? - dlaczego nie patrzę?! Bo jesteś kurwa moim Bogiem seksu! Już raz cię widziałem z mokrymi włosami, a teraz jesteś cały mokry i jak ja mam to znieść! Oślepnę przez twój seksapil. Dlaczego ja nawijam sam do siebie w swojej głowie? Idę na badania psychiczne, chyba. Chociaż nie, bo jak mnie zamkną to nie będę się z nim widywał, bo to przez niego. No już, Hikaru, spokojnie. Wdech, wydech. On nadal czeka na odpowiedź! Odwracam tylko troszkę głowę, tak że nie widzę nic oprócz oczu. Jeszcze nigdy aż tak się nie cieszyłem, że jest wyższy ode mnie.
-Bo nie mogę. A teraz wybacz, ale muszę się wytrzeć.
-Dlaczego nie możesz?
-Bo nie.
-Hikaru to nie odpowiedź. - mamroczę coś pod nosem, najśmieszniejsze jest to, że ja sam nie wiem co to miała być za odpowiedź.
-Skarbie. - bierze mnie za nadgarstek i obkręca w swoją stronę. No i po mnie! Jestem czerwony jak cegła i zatapiam się w jego oczach. Brawo Hikuś! Jesteś genialny!
Na moje ciało występuje gęsia skórka, a ja nie wiem co powiedzieć. Jego niebieskie oczy pochłonęły mnie jak ocean. Ze srebrnych włosów kapie woda, a pełne usta uśmiechają się do mnie delikatnie. I jak tu się na niego nie rzucić?! Być aż takim seksownym to wręcz przestępstwo!
-Hikaru-kun, co się dzieje? - i jeszcze mówi to takim miękkim, męskim, seksownym głosem. Czy w moich zdaniach czasami nie ma zbyt dużo o seksie i seksowności? Zresztą to tylko moja głowa to nikt się nie dowie.
-No bo to twoja wina, demonie seksu! - zaczął się śmiać i to tak głośno, że przez chwilę myślałem, że szyba z okna wyleci. - Ja to nie rozumiem z czego ty się śmiejesz, jak to w ogóle nie jest zabawne!
-Oj, kochanie. Chodź. - ciągnie mnie za rękę w stronę sypialni. On chyba nie chce? Stanąłem na środku pokoju patrząc się na łóżko coraz bardziej czerwony.
-Hikaru?
-Hm?
-Ja cię tu przyprowadziłem żeby się ubrać, a nie... No chyba, że chcesz. - patrzy z tym specyficznym błyskiem w oku.
-A i owszem, chciałbym. Ale nie sądzisz, że to za wcześnie? Mimo wszystko nadal pamiętam po co byli ci w życiu tamci faceci.
-Nie cofnę czasu. Żałuję tego, ale nic nie poradzę. Zaufasz mi kiedyś? - atmosfera zgęstniała. Przeze mnie. Idiota.
-Myślę, że jak wytrzymam dłużej niż tydzień to jasne. - żartuję i szczerzę się jak wariat zakładając bokserki. Odwzajemnia uśmiech i całuje mnie w czoło.