piątek, 21 grudnia 2012

Święta i Nowy Rok 3/4

-Dobra, koniec. Możecie już iść, najlepiej idźcie szybko, bo będę rzygał od nadmiaru słodyczy. - mówię, błyskając ząbkami.
-No już, idziemy. - mówi basista, wypychając wszystkich za drzwi. Przed ich zamknięciem wkłada jeszcze między nie głowę i mówi z tajemniczym uśmiechem. - Słodycze są dobre. Uważaj, bo Książę Ciemności nadchodzi.
Otwieram szeroko oczy i usta w odruchu niedowierzania, i paniki.
O boże, o boże, on tu idzie! Co mam robić? Co?
Nie zdążyłem poruszyć się nawet o milimetr kiedy drzwi ponownie się otworzyły, ukazując postać ubraną na czarno, z włosami o tym samym kolorze co strój. Stoję nadal jak ten kretyn, nie mogąc nic wykrztusić, ani się poruszyć.
-Ohayo, Kai-kun. - uwaga, sukces! Na dźwięk jego głosu drgnęła mi powieka! To już coś. W końcu udaję mi się kiwnąć głową. Co za niezręczna sytuacja.
Czerwienię się i odwracam żeby zwinąć do końca przewód mikrofonu.
Słyszę kliknięcie drzwi, które oznajmuje mi, iż są one zamknięte i w tym momencie mogę liczyć wyłącznie na siebie, perkusję, kanapę, i wzmacniacze - cudownie.
 Kroki - ocho, podchodzi w moją stronę. 
I co teraz? Dobra Kai, bez spiny, nie panikuj i się w końcu odezwij do jasnej cholery!
-Em, powiesz mi dlaczego zamknąłeś drzwi? - cóż za elokwencja, należą mi się brawa.
-Żeby nikt nam nie przeszkadzał.
-A w czym? - pytam niepewnie. 
-A w czym chcesz aby nam nie przeszkadzano? - jeden oddech, drugi oddech, nic kurwa to nie pomaga!
-Wpadłeś tu, zamknąłeś drzwi i zadajesz jakieś dziwne pytania! Co ty sobie wyobrażasz, hm? Że jestem jakimś jasnowidzem i wiem o co ci chodzi? - dobra, koniec tego cyrku, gościu mnie zirytował . Moje onieśmielenie całą jego postawą uleciało.
Pan ciemności tylko szczerzy białe ząbki i zmniejsza odległość między nami tak, że czuję jego ciepło.
-Chciałem zaprosić cię na kolację, a gdyby ewentualnie nie wyszło to cię na nią porwać. - unosi dłoń, w której błyszczą kajdanki.
-Aha. - mówię cicho, niepewnie i przełykam gulę w gardle.
-To jak? Kolacja, czy porwanie?
-Zdecydowanie kolacja. - piszczę przerażony wizją siebie przykutego do jakiegoś kaloryfera. 
-W takim razie cieszę się, chodźmy.
-Etto, teraz? Jestem dopiero po próbie i...
-Tak wiem, ale przecież nie idziemy nigdzie na miasto.
-Nie? - próbuję zdusić w sobie chęć ucieczki.
-Nie, idziemy do mojego domu, wszystko już przygotowane, chodź.
Jeezuu, a jednak moje najgorsze objawy się ziściły. Weźcie mnie nawet nabijcie na jakiś pal, abym tylko nie musiał z nim nigdzie iść.
Po przejażdżce jego drogim autem (w którym się bałem poruszyć, bo myślałem, że coś pobrudzę, albo popsuję) zatrzymujemy się przed willą. Bez słowa otwiera mi drzwi, bierze pod rękę i prowadzi w stronę swojego (ogromnego!) domu.
Kiedy wchodzimy do środka zatrzymuję się gwałtownie i rozglądam niepewnie. Taki przepych zawsze mnie onieśmielał, a poza tym na podłodze są porozstawiane świeczki tak, aby zrobiła się z nich droga.
Patrzę na Tatsuro, który uśmiecha się do mnie łagodnie.
-Chodźmy. - kiwam głową i idę za panem domu.
Stać mnie na takie coś, ale ja nie chcę. Mama zawsze wychowywała mnie na skromnego, trochę nieśmiałego faceta, dlatego w zupełności wystarcza mi moja kawalerka.
Docieramy w końcu do łazienki, w podłodze, której znajduje się wielka wanna, a na w niej tafli wody porozrzucane płatki szkarłatnych róż (to znaczy, że chce mnie przelecieć).
Wzdycham cicho. Ładnie to rozplanował.
-Podoba ci się. - stwierdza. Spoglądam na niego ukradkiem żeby zobaczyć jak kieruje się po tacę z talerzami i kieliszkami wina. Na ten widok burczy mi w brzuchu, na co Tatsuro śmieje się pod nosem. Boże, jaki ja jestem żałosny. 
Wbijam swój wzrok w podłogę, z odrętwienia wybudza mnie jego głos.
-A ty?
-Co "ja"? - patrzę na niego tak jakbym widział go po raz pierwszy.
-Nie rozbierasz się? Mówiłem, że zjemy w wannie. - dopiero teraz zauważam, że jest nagi, odwracam się gwałtownie i biorę głęboki oddech. 
Już, Yutaka, spokój. Nie myśl o tym seksownym świrze, przecież nie jesteś prawiczkiem żeby się podniecać widokiem nagiego seksownego (nie pogrążaj się!) ciała.
 Tak się zamyśliłem, że podskoczyłem ze strachu kiedy jego dłonie zmusiły mnie do obrócenia się o 180 stopni.
Wkłada dwa palce pod moją brodę i siłą sprawia, że patrzę mu w oczy. Swoją drogą bardzo ładne ma te oczy.
-Wychodzisz, czy zostajesz? - nie wiem co to za magnetyzm mnie do niego przyciąga, ale podnoszę ręce do góry, niemo pokazując co ma zrobić z moją koszulką. Zdejmuje ją, a ja sam pozbywam się spodni i skarpetek.
-A tego nie? - pyta ciągnąc za gumkę od bokserek.
-A to jak nie będziesz patrzył. - śmieje się głośno, na co obrzucam go zirytowanym spojrzeniem.
-No już, już. - podnosi  ręce w obronnym geście i kieruje się w stronę wanny. Idę za nim i wchodzę do niej pierwszy, zamykam oczy i rozkoszuję się błogim ciepełkiem wody. Słyszę chlupot z mojej lewej strony, a później jego łokieć trąca mój bok. Uchylam ślepia i widzę przed sobą talerz pełny jedzenia.
Uśmiecham się z wdzięcznością i zaczynam wcinać. Kiedy talerz jest pusty, odkładam go na podłogę za sobą.
-No to teraz deser. - spoglądam na Tatsu, który trzyma w dłoni pucharek z lodami. - Otwórz buzię, Kai. - wzdycham i niepewnie spełniam jego rozkaz.
-Mm, zielona herbata. - karmi mnie tak aż do ostatniej łyżeczki, którą później dosłownie wylizuje z mojej jamy ustnej.
-Nie mogłeś powiedzieć, że chcesz ją zjeść i skonsumować ją jak normalny człowiek? - pytam z wyrzutem.
-Nie, z twoich ust papu jest o wiele lepsze. - uśmiecha się zadowolony z siebie.
-Papu? - podnoszę brew w geście zdziwienia.
-Nie wiesz co to znaczy? - jak w lustrzanym odbiciu jego brew również się unosi.
-Wiem, ale nigdy nie powiedziałbym, że używasz takiego słownictwa. - śmieje się cicho, trochę jakby gorzko?
-Mało o mnie wiesz. Powiedz mi jak minęły ci święta? - krzywię się na samą myśl o nich. - Wnioskuję po minie, że niezbyt dobrze.
-Nie, nawet... W porządku. - mówię tak nieszczerze, iż mam wrażenie, że zaraz nawet jego kot będzie się ze mnie śmiał. Swoją drogą ciekawe kiedy tu przyszedł. Jego zielone oczy z lekka mnie przerażają.
-Oj, ktoś bardzo nieładnie kłamie. - wzdycham cicho, opierając się o wannę. - Mów. Prawdę. - zastrzega, na co przewracam oczami.
-Może ty zaczniesz? - próbuję złapać się ostatniej deski ratunku. Patrzy na mnie zaskoczony, ale ku mojemu zdziwieniu kiwa głową na zgodę.
-Ano, w zasadzie to nie działo się nic ciekawego. Święta spędziłem po części z zespołem, a po części z kotem. - wzrusza ramionami, a na moją niedowierzającą minę, przysuwa się do mnie i patrzy głęboko w oczy. - To prawda. - szepcze, a ja czuję jak wyskakuje mi gęsia skórka na ramionach i przyjemny dreszcz płynie po kręgosłupie, aż dociera do lędźwi. Głupi, nie myśl teraz o tym jak cholernie przyjemny i pociągający jest jego głos. Posyła mi słodki uśmiech, a ja czuję wypieki na policzkach. No bez jaj! Rumieniec? Teraz? Odchrząkuję lekko skrępowany.
-Byłem u mamy, która przedstawiła mi swojego nowego faceta. Nie lubię go, nie chodzi tu o to, że jestem zazdrosny o rodzicielkę, czy coś w tym stylu... Po prostu mu nie ufam. Wygląda na kogoś kto jest z nią tylko po to, aby czerpać z tego korzyści. Bardzo zależy mi na jej szczęściu, ale wydaję mi się, że on jej go nie da.  - chowam nagle głowę w ramionach, zawstydzając się własną szczerością. Niestety muszę przyznać, że ten facet miesza mi w głowie i sprawia, że mam ochotę mu zaufać, a obiecałem sobie, że ufam tylko mnie.
-Ne, Tatsuro, było bardzo miło, kolacja zjedzona, więc lecę do siebie. - muszę wyjść. Muszę, bo obdarzę go zaufaniem i znowu ktoś potraktuje mnie jak dziwkę, śmiecia, którego uczucia można deptać ile wlezie, a później śmiać się z tego mu prosto w oczy. Nigdy więcej nie chcę tego czuć, nigdy.
-Nigdzie cię teraz nie wypuszczę. Po gorącej kąpieli, w mokrych bokserkach chcesz wyjść na mróz? Zastanów się trochę co będzie jak się pochorujesz. - mówi ciepłym głosem.
-Czego ty właściwie ode mnie chcesz, Tatsuro? Zapraszasz na kolację, jesteś miły i teraz jeszcze się o mnie troszczysz. Chcesz mnie przelecieć, czy udowodnić, że jestem słaby psychicznie?
-Kotku, skąd ci takie coś przyszło do głowy? - prycham cicho, zdejmuję bokserki, które nadal osłaniają mi tyłek. W tym momencie chcę mieć wrażenie, że jestem komuś potrzebny. W jakikolwiek sposób. A to jedyny, który on może mi zaoferować. 
Siadam na jego biodrach i imituję ruchy stosunku, w przód i w tył, w przód i w tył. Odchylam głowę do tyłu, zamykając powieki. Oddycham coraz ciężej, zaczynam szybko twardnieć. Zresztą nie tylko ja. Spoglądam mu prosto w oczy uśmiechając się psotnie. Przyciąga mnie do pocałunku, jego wargi są bardzo miękkie, ociera je delikatnie o moje usta, jednak mi to nie wystarcza. Wpijam się zachłannie w zaczerwienione wargi Tatsu, rozchylając je na siłę językiem. 
-Mm... - mruczę seksownie, ocierając się o jego erekcję. Chwilę później jakby od niechcenia łapię oba członki w dłoń i poruszam nią szybko. Zagryza zęby z przyjemności, co skutkuje moją rozwaloną dolną wargą, którą w tamtym momencie ssał.
-Nie tak szybko.
-Ale, Tatsu, ja, teraz, zaraz, bo... - mówię bez ładu i składu, naprawdę potrzebuję żeby ktoś mnie przeleciał. Chcę orgazmu.
-Kai. - mówi chrapliwym głosem. Wiem, że wygrałem.
-Potrzebuję cię. Teraz. W sobie. - widać, że wszelkie hamulce właśnie mu puściły.
-Muszę cię, nn, rozciągnąć. 
-Niee, ach, nie musisz. Tatsu, proszę. - głos łamie mi się przy ostatnim wyrazie, co przekonuje go do spełnienia mojej prośby.
Wchodzi we mnie do końca. Wyginam się w łuk i mamroczę pod nosem kilka przekleństw pod adresem bólu.
-Mówiłem, że... Ach, nn, och,. - zaciskam zęby i zaczynam podskakiwać. Z każdą chwilą czuję coraz większą rozkosz, która obezwładnia mnie później do tego stopnia, że moja głowa upada na jego ramie. Dochodzi chwilę po mnie. We mnie.
Siedzimy tak jeszcze chwilę, aż w końcu przerywam tą sielankę wstając z jego ud.
-Mam nadzieję, że zabawa się podobała. - puszczam mu perskie oko, wychodzę z lodowatej już wody. Pośpiesznie zgarniam wszystkie swoje ciuchy i kieruję się do wyjścia, tą samą drogą poustawianą ze świeczek. Ubieram się przy drzwiach, a później pędem ruszam w stronę mojego dom. 
Kiedy w końcu drżącymi dłońmi udaje mi się rozprawić z zamkiem rzucam się na łóżku, w kurtce i zaczynam głośno szlochać.
Musiałem to zrobić - zraniłem sam siebie, gorzej by było gdyby to ON zranił mnie. 
Kiedy na dworze zaczyna świtać, pierwsze promienie słoneczne utulają mnie do snu.

Próba dopiero po Sylwestrze więc mogę pozwolić sobie na słodkie lenistwo, leżę i nie robię nic, dosłownie. A poza tym trochę trudno jest mi się poruszać. Trzeba przyznać, że pan Pencil* ma dużego.
Uch, i znów do niego wracam myślami. Już mnie to tak nie boli, jak pierwszego dnia, który spędziłem rycząc jak bóbr w poduszkę. 
Jednak dzisiaj czuję się dużo lepiej. Prawdopodobnie spotkam go jutro na imprezie u Akiry z Plastic Tree. Troszkę mnie to rusza, ale tylko troszkę. Dobra, troszkę bardzo. Nie mogę się jednak rozklejać, jeśli to zrobię to pewnie wyjdę z łóżka dopiero za miesiąc albo w tym czasie zagłodzę się na śmierć. Nie myśl o tym, nie myśl. Wstajemy, ogarniamy tyłeczek, jemy i możemy obejrzeć kilka odcinków "One Piece". 
Kilka zamienia się w kilkanaście, kiedy odrywam się od telewizora za oknem jest ciemno, a oczy szczypią mnie do tego stopnia, że nie widzę zbyt dobrze.
Przenoszę się tylko do sypialni i tam zasypiam snem sprawiedliwego człowieka.
Bum, bum, bum. Uchylam jedną powiekę, walenie nie ustaje. Odchylam głowę w tył i patrzę w okno, które znajduje się w ścianie za łóżkiem. 
Oho, ludzie już świętują Nowy Rok, co za tępoty. To dopiero wieczorem, a oni już biegają i strzelają petardami i fajerwerkami. Biorę tylko uspokajający wdech i idę doprowadzić się do porządku.

Kiedy kończę uświadamiam sobie, że muszę już wychodzić. Dzwonię po taksówkę - autem nie pojadę, bo będę musiał je później tam zostawić, a piechota = fanki, a ja chcę jeszcze żyć, serio. A one czasami potrafią być jak krwiożercze bestię, z tymi swoimi długimi pazurami.
Schodzę na dół, wchodzę do pojazdu, który później zatrzymuje się pod podanym przeze mnie wcześniej adresem. Płacę, wysiadam, patrzę na trzypiętrowy dom i biorę głęboki oddech. 
Może się z nim nie spotkam, biorąc pod uwagę wielkość budynku, w którym ma się odbyć impreza. Podobno większość zespołów j-rockowych ma się pojawić, a główną atrakcją wieczoru (oprócz fajerwerków i alkoholu)  to brak atrakcji! Może wydaje się to niektórym dziwne, ale dla sławnych ludzi to wybawienie od motłochu codziennych "zabaw" - próby, nagrania, etc.
Muzykę słuchać oczywiście odkąd tylko wjechałem z taksówkarzem na tą ulicę.
Dobra, wypadałoby wejść. Dzwonię do drzwi, które od razu się otwierają. Uśmiecham się delikatnie do Hyde-samy, składam mu pokłon i wchodzę do środka. Z tego co widzę niektórzy Nowego Roku nie dotrwają, ba nawet do 22 nie dadzą rady, a jest w tym momencie 21:18.
Witam się ze wszystkimi skinięciem głowy i rzucam się w wir imprezowania. Alkohol, fajki, więcej alkoholu i jeszcze trochę fajek, a później taniec, który zaczyna wychodzić mi coraz bardziej niegrzecznie.
W końcu ktoś wyłącza muzykę na co wszyscy reagują głośnym jękiem sprzeciwu. 
-Nie ma "buuu", za 3 minuty zaczyna się nowy rok! Odliczamy! - każdy wrzeszczy na całe gardło cyferki, ale ja w tym nie uczestniczę, wychodzę na balkon.
Trzeźwieję i teraz czuję jeszcze bardziej jak doskwiera mi brak towarzysza. Takiego co będzie przy mnie podczas zwykłej szarej codzienności.
Na balkonie, który jest tak duży jak moja cała kawalerka, wpadam na kogoś. Przepraszam pod nosem i chcę iść dalej, ale ręka na moim przegubie mi nie pozwala. Znajoma ręka, lubię ten dotyk.
-Tatsu. - odwracam się i niepewnie patrzę mu w oczy.
-Kai. - za naszymi plecami słychać głośne odliczanie: dziesięć, dziewięć, osiem - przybliżam się do niego jak tylko mogę. Siedem, sześć, pięć - patrzę mu w oczy. Cztery, trzy, dwa - zarzucam ręce na jego szyję. Jeden - całuję go w usta.
Nasze wargi ocierają się o siebie spragnione swej bliskości. Całujemy się dotąd aż fajerwerki przestają w końcu wybuchać.
-Szczęśliwego nowego roku. - mówię ze łzami w oczach.
-Teraz na pewno będzie szczęśliwy. - wtulam się w niego bardziej, a on przyciska mnie do siebie.
Czy mogę zamówić sobie szczęście w postaci wokalisty MUCC?



~~~

*pan Pencil - zostawiam wam się dowiedzieć dlaczego akurat pencil xD (tumblr najlepiej)

Cała notka to chaos xD ale, chaos is fantastic, right? XD


To jest Pan Pencil :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz