sobota, 10 sierpnia 2013

Przyjaciółki (AgnieszkaxAleksandra)

Zgodnie z obietnicą wstawiam notkę. Dzisiaj damsko-damska :3

Beta:Grief

Yume - Tale-chan wcale nie jest super, nie kłam mnie ;;

Misha - hahahahahhahahahahahaha, moja biedna :c pszczół cię ujebał? było mu oddać!

Całkiem możliwe, że nie wyszło tak, jakbym chciała, bo po większej części to moje własne wspomnienia, dlatego ajm sori <3.
~*~


Zawsze Cię kochałam. Od kiedy tylko zobaczyłam Cię, mając trzynaście lat. Ja, szara myszka - brązowe włosy związane w dwie kitki, piegi, które zrobiły się od słońca, aparat na zębach, przez krzywy zgryz. Wysoka tyczka, zero piersi, chude, patykowate nogi. Ty byłaś wcieleniem piękna już wtedy. Długie, kręcone włosy w kolorze zboża, jak na swój wiek dosyć duże piersi, zgrabne nogi i olśniewający uśmiech.
Miałaś każdego, kogo chciałaś, wystarczyło twoje skinienie palca. Ja byłam zbyt nieśmiała, żeby do Ciebie podejść i zagadać, chyba przez to Cię zainteresowałam. Znajomość z Tobą była dla mnie czymś nowym, niezwykłym. Podeszłaś pierwsza, uśmiechając się przy tym uroczo; pokazałaś swoje dołki w policzkach, które jeszcze bardziej upodobniały Cię do anioła. Byłam zbyt zdenerwowana, żeby się odezwać, więc mówiłaś Ty. Zaczęłaś od tego, że masz na imię Aleksandra, skończyłaś na tym, że wszyscy ludzie w naszej szkole są tacy sami i każdy pragnie się z Tobą kolegować. Byłaś niesamowicie bezpośrednia, czym oczarowałaś mnie jeszcze bardziej, niż swoim wyglądem. Dłonie mi drżały i się pociły, do tego na twarzy miałam rumieńce, a gardło zaciśnięte tak, że nie mogłam wydusić z siebie słowa. Kiedy w końcu powiedziałam, że mam na imię Agnieszka, głos miałam piskliwy i irytująco podobny do plastikowych barbie, których u nas w szkole było pełno. Pokiwałaś tylko głową i znowu się uśmiechnęłaś, tylko tym razem z jakimś takim... Jakby zrozumieniem? Wiedziałaś, że się stresuję, a mimo to spędziłaś ze mną całą przerwę, a potem kolejną i kolejną. W końcu, przerwy za twoją namową zamieniły się w spotkania. Dzięki temu, że chodziłyśmy do tej samej klasy, nasza przyjaźń umacniała się z każdym dniem.
Interesowało nas to samo, słuchałyśmy tej samej muzyki. Chciałyśmy iść do tego samego liceum, co nam się w końcu udało.
Za każdym razem, gdy gdzieś wychodziłyśmy, każde spojrzenie było skierowane na ciebie. Byłam o to zazdrosna, zresztą nadal jestem. O swojej seksualności wiedziałam, zanim cię jeszcze poznałam. Chłopcy wywoływali u mnie wstręt, te ich głupie szczypanie po tyłkach, szczeniackie dopiekanie innym dziewczyną, pragnienie bycia "cool" i akceptacji przez innych chłopaków, aby broń boże żaden z nich nie pomyślał, że ten jest homo. Mama tłumaczyła mi, czym jest homoseksualizm, więc z łatwością dowiedziałam się, do której "grupy" należę.
Znamy się cztery lata, wiem o tobie więcej niż wszyscy inni, co często mi przypominasz. Tak, jakbyś chciała się upewnić, że zostanę przy twoim boku, że nigdzie nie odejdę.
Boli mnie jednak to, że ostatnio nie zwracasz na mnie uwagi. Mieszkamy w jednym pokoju, w internacie, chodzimy do tej samej klasy i na te same zajęcia dodatkowe, ale nie przeszkadza ci to w ignorowaniu mojej osoby.
Jesteś biseksualna, "żeby życie miało smaczek", często to mówisz, śmiejąc się przy tym perliście.
Przez te kilka lat obydwie się zmieniłyśmy. Skruszyłaś moją skorupę, teraz, gdy ktoś podchodzi, nie rumienię się jak kretynka, głos mam normalny, a ręce nie latają jak u osoby z Parkinsonem. Wyrosłam trochę - mierzę metr siedemdziesiąt, ważę pięćdziesiąt kilogramów, maluję się, zawsze lekko - tusz do rzęs, trochę podkładu i błyszczyk. Zielone oczy często skrywam za kolorowymi soczewkami, włosy, które sięgają mi do pasa nadal wiążę, już nie w dwa kucyki, ale w jeden, ewentualnie warkocz. Nie lubię, jak wpadają mi do oczu. Piersi mi urosły, jednak nie tak bardzo, jakbym tego chciała, nogi nadal są chude, ale już nie wyglądają jak dwa patyki.
Ty zaś malujesz się mocniej, zawsze masz kredkę i cień na powiekach, usta pociągnięte jakąś wyrazistą szminką, a loki rozpuszczone, momentami uroczo poczochrane.
Czasami wydaję mi się, że to wszystko jest kompletnie pozbawione sensu, bo przecież po co jestem ci ja? Masz tyle nowych ludzi wokół siebie. Nikogo nie odrzucasz, do wszystkich uśmiechasz się miło i z każdym rozmawiasz. A ja stoję i patrzę się na to wszystko z boku. Nigdy wtedy nie wiem, gdzie mam spojrzeć i co ze sobą zrobić, zawsze mam ochotę pobiec do pokoju i zacząć robić cokolwiek, aby nie czuć tej zazdrości, która rozlewa mi się po całym ciele niczym trucizna. Jednak stoję, potakuję, jeżeli wymaga ode mnie tego sytuacja, ale się nie odzywam, czasami uśmiechnę się półgębkiem i to wszystko w tym temacie.
Ostatnio zaczęła się kręcić wokół mnie Hania, bardzo miła dziewczyna, rok starsza od nas. Wyszłam z nią kiedyś na kawę, okazało się, że bardzo dobrze się dogadujemy, jednak kiedy wróciłam ze spotkania, zrobiłaś mi awanturę. Tak, jakbyś miała do mnie wszelkie prawa, i mogła decydować z kim, dokąd i kiedy wychodzę. W tym momencie obraz idealnej ciebie w mojej głowie zaczął się psuć, zamazywałaś go z szybkością światła swoimi słowami i zachowaniem. Wtedy zrozumiałam, że przecież nie wiem do końca, czy będziemy przyjaciółkami na zawsze. Problem miało z tym tylko moje serce, które zatrzeszczało donośnie, dając mi do zrozumienia, że nadal cię kocham.
Wszystko zaczęło mnie irytować, nawet twój głos, zapach, oddech, w który uwielbiałam się wsłuchiwać, kiedy zasypiałam później niż ty.
Musiałam się od ciebie odciąć. Może nie do końca, bo pokój nadal miałyśmy wspólny, ale przesiadłam się do innej ławki, zrezygnowałam z dodatkowych zajęć i starałam się z tobą nie rozmawiać. Na samym początku było trudno, bo miałam tylko Hanię, bo każdy inny w rzeczywistości kolegował się ze mną tylko po to, aby być blisko ciebie. W zasadzie, nie dziwiłam im się, każdy chciałby się kolegować z kimś najpopularniejszym w szkole. Kiedy znajomi zobaczyli, że coś się między nami dzieje nie tak, jak powinno, od razu zaczęli między sobą szemrać i snuć bzdurne wizje tego, co mogło się między nami popsuć. Większość opinii była na moją niekorzyść, bo przecież ktoś taki jak ty nie mógł zrobić niczego złego.
Nagle zaczęły mnie denerwować moje włosy, moja skromność i minimalny makijaż. Wzięłam wtedy swoje oszczędności i poszłam do drogerii.  Kupiłam cienie, kredkę, czerwoną szminkę, mocniejsze perfumy, eyeliner. Następny na liście był fryzjer, podcięłam końcówki i przefarbowałam włosy na czerwono. Czerwień była wręcz oczojebna.  Potem wróciłam do pokoju, gdzie przejrzałam ciuchy. Niektóre poszły do wyrzucenia, niektóre zostały, a ja wtedy zrozumiałam, że zakupy mnie nie ominą. Umalowałam się i wyszłam z internatu. Kupiłam mnóstwo "szmatek", leginsy, spódnice, bluzki z dekoltem, bo jak się okazało mam większy biust niż mi się do tej pory wydawało. Zawsze porównywałam się do ciebie, czym zaniżyłam sobie samoocenę. Teraz, kiedy stoję przed lustrem, z makijażem, przebrana w leginsy, bluzkę w kwiatki, która na dekolcie ma naszytą koronkę, buty na obcasie, które udało mi się wygrzebać z czeluści szafy, z włosami przefarbowanymi na czerwono, nagle wydaję mi się, że jestem ładna, tylko pozwoliłam się stłamsić własnymi przekonaniami. Dosyć zabawne, że nie żyłam pełnią życia, bo sama sobie na to nieświadomie nie pozwalałam.
Wychodząc z łazienki na jakieś bzdurne zajęcia, które zaczynały się o godzinie siedemnastej, czułam się dobrze, czułam się piękna. W końcu przejrzałam na oczy. Jak się później okazuje, nie tylko ja na te oczy przejrzałam, bo cała szkoła patrzyła na mnie i większa część osób śliniła się na mój widok. Uśmiechałam się tylko lekko i rozmawiałam z każdym, kto tego chciał. Widziałam twoją zszokowaną minę, na widok której zachciało mi się śmiać, ot tak, po prostu.
Po powrocie do pokoju wybuchła awantura, miałam wrażenie, że wszyscy ją słyszeli. Właściwie, to tylko ty krzyczałaś, nie czułam się winna, nie miałam powodu, aby tak się czuć. To ty krzyczałaś, wygrażałaś się, kazałaś mi z powrotem być sobą, na co z opanowaniem odpowiedziałam :
- Sobą?
- Tak! Na kogo się kreujesz?! Kim ty, do cholery, chcesz być?!
- Jestem sobą. - powiedziałam z całą mocą i przekonaniem, które w sobie miałam. Zamilkłaś nagle, patrząc w swoje stopy.
Powiedziałam, że idę na imprezę do Hani i nie wiem, o której wrócę. Kiwnęłaś lakonicznie głową, nadal wiercąc dziurę wzrokiem w dywanie.
Piątek, piękny dzień, wyzwolenie.

DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ 

Imprezy jednak nie są moją mocną stroną. Nie podobają mi się, cały czas mam wrażenie, że tu nie pasuję, nawet mój nowy wygląd mi zbrzydł. Wszystko jest takie nijakie. Nie rozmawiam z tobą, czym ranię także siebie. Całkiem zabawne, że myślałam, że z łatwością się w tobie odkocham.
Zapisałam się z powrotem na dodatkowe zajęcia, siedzę więcej czasu w pokoju, nie wychodzę już tyle, co przez te sześćdziesiąt jeden dni, a jedyne, na co mnie stać w tym momencie, to tęskne spoglądanie w twoją stronę.
Brakuję mi twojego głosu, który mówi do mnie, a nie akurat monotonnie odpowiada na lekcji francuskiego; ciepła ciała, kiedy przytulałaś mnie, bo wpadłam w jakiś idiotyczną, chwilową depresję. W zasadzie, brakuję mi ciebie całej.
W końcu nie wytrzymuję, rozmawiam z tobą, tłumacząc wszystko po kolei, jak się czułam przed przemianą, jak bardzo pragnęłam stać się widzialna. Patrzymy na siebie i wybuchamy niekontrolowanie płaczem. Przytulasz mnie, a ja jak dziecko wtulam się w twoją pierś. Siadamy na łóżku, a ty nagle mówisz, że byłaś na mnie taka zła, bo ci na mnie zależy.
- Dlaczego? - pytasz nagle.
- Dlaczego co?
- Wybrałaś mnie? - uśmiecham się lekko na to pytanie.
- Bo wolę mieć ciebie, niż ich wszystkich, bo mając ich, nie mam tak na prawdę nikogo, a mając ciebie, mam wszystko i wszystkich, których potrzebuję.
- To znaczy, że...
- Że co?
- Że mnie kochasz? - znowu czuję się jak trzynastolatka, która nie wie, co ma ze sobą zrobić.
- Tak. To właśnie to znaczy.
- Mi też w ten sposób na tobie zależy.
Uśmiecham się lekko na widok naszych splecionych dłoni, a później nagle całkowicie o nich zapominam, bo czuję na moich wargach twoje usta, smakujące maliną. 

2 komentarze:

  1. Dobra, przyznaję, yuri czy tam shoujo-ai niewiele czytam, więc nie mogłam się wcześniej przemóc. No, ale, to Twoje, więc sczeźnięciem nie ryzykowałam.

    W sumie nie czułam, żeby to było opowiadanko o miłości, tylko o zwykłej przyjaźni dwóch panienek, z których jedna jest les i tyle. Czasem zachowuję się w stosunku do moich przyjaciółek własnie w taki sposób, ze potrafię którąś zjechać od góry do dołu, bo ubrała się jak szmata.
    Co mi najbardziej pasowało - przeczytałam mimo wszystko trochę babsko-babskich lovestory, ale większość z nich była tak przesłodzona, że chciało się rzygać w połowie. Jeszcze gorzej niż z puchatym yaoi. Dużo szczebiotania i cmokania. No kurwa. Lubię dziewczyny, ale taki związek by u mnie wywołał atak pierdolca w trzy dni.
    Opisałaś to tak, że przebrnęłam bez problemu, nie ma takiego sztucznego rozwodzenia się nad emocjami. Wydaje mi się, że Agnieszka jest taka trzeźwa w myśleniu. Parę zdań o tym, co czuje i znowu logiczne gadanie. Fajna sprawa. Nie jest to typowe shoujo-ai.
    Dziwnie mi się to pisze, ale mi się podobało jeszcze bardziej, niż wszystkie Twoje yaoi, których jestem wielka fanką.
    W ogóle nieskładnie piszę, wybacz, jak nic nie rozumiesz.

    Pscół ómar.
    NN na ask.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz zwłokę z komentowaniem, ale nie miałam do tego ostatnio głowy D:

    Jest super, oj jest i ta notka utwierdziła mnie w tym przekonaniu, tak *w*
    Ciężko nie zgodzić się z przedmówcą. Jak jest jakieś yuri/shojo-ai w internetach to jest albo słodkie jak wata cukrowa (rzyg), albo znowu aż nadto smutne, zbolałe i o tym, jak wszystko jest be i fu (też rzyg). To było takie wyważone, codzienne i prawdziwe~ ♥. Serio podziwiam Cię za to, że potrafisz zawsze utrzymać tę równowagę (nawet w autopsji, jak widać, bo to, co ja kiedyś napisałam z autopsji było tak bardzo strraszne pod tym względem, że omg XD).
    Pisz nam więcej takich cudeniek~ ♥

    OdpowiedzUsuń